Historia wulgaryzmów składa się z sześciu bardzo krótkich, bo zaledwie dwudziestominutowych, odcinków, w których gospodarz (sam Nicolas Cage) oraz zarówno ekspertki i eksperci, jak i komiczki i komicy, opowiadają o najpopularniejszych wulgarnych słowach.
Historia wulgaryzmów (2021) – recenzja serialu (Netflix). Przeklinać każdy może
Generalna idea jest taka, żeby przybliżyć widzom trochę historię poszczególnych słów. Dzięki temu z serialu Historia wulgaryzmów można dowiedzieć się wielu naprawdę ciekawych rzeczy o przeszłości i prześledzić, w jaki sposób zmieniało się znaczenie i użycie danego przekleństwa (które początkowo wcale nie musiało nim być). Przykładowo nie miałem pojęcia, że jedynym wulgaryzmem, który jest obecny w… Biblii jest słowo damn. Pojawiają się też różnorakie, najczęściej zabawne, anegdotki z tym związane i w sumie całość utrzymana jest w tonie „uczyć poprzez zabawę”.
Oczywiście istotnym elementem serialu Historia wulgaryzmów jest przyjrzenie się temu, jakie w ogóle znaczenie mają przekleństwa, którym przyglądają się twórcy, a raczej jak wiele może ich być. I ile zależy od tego, w jakim kontekście, do kogo, a nawet z jaką intonacją je wypowiadamy. Jest tu bardzo dużo ciekawych obserwacji na temat tego, że to samo słowo użyte przez tę samą osobę wobec dwóch różnych osób może nieść zupełnie inny komunikat. Także związane z wulgaryzmami słowotwórstwo jest bardzo interesującym – i pełnym ludzkiej kreatywności – motywem.
Kolejną wartą zauważenia sprawą jest przyjrzenie się, w jaki sposób dane przekleństwo rezonuje w społeczeństwie, jakie reakcje wywołuje. Tutaj ważne są na przykład kategorie wiekowe filmów, które rządzą się określonymi prawami związanymi z tym, ile razy i jakich przekleństw można w nich użyć. To, co mnie szczególnie cieszy to fakt, że serial Historia wulgaryzmów wyraźnie ma na celu, żebyśmy… wyluzowali. Używanie przekleństw ma naprawdę bardzo dużo zastosowań i wbrew pozorom mnóstwo daje. Może chodzić o lepsze wyrażenie emocji, zwłaszcza gniewu (produkcję powinni obejrzeć także i ci, którym tak przeszkadza forma ostatnich protestów), ale też na przykład, kiedy ktoś przeklina w naszej obecności, może to świadczyć o tym, że czuje się przy nas komfortowo i bezpiecznie. Są oczywiście sytuacje, w których nie należy używać wulgaryzmów, ale też nie ma się co cały krygować. Powiedzenie brzydkiego słowa (i są na to badania) pomagają chociażby złagodzić ból.
[embedded content]
No i jest jeszcze aspekt komediowy, a ten stoi na całkiem wysokim poziomie. Są momenty, gdy Historia wulgaryzmów zaczyna przypominać stand-up, tym bardziej, że o brzydkich wyrazach wypowiadają się zajmujące się tym typem komedii osoby. Generalnie widać, że wszyscy występujący przed kamerą świetnie się bawią i co warte podkreślenia zaskakujące wyczucie komediowe mają również ekspertki i eksperci. Z ekranu pada sporo naprawdę niezłym żartów. No i jest jeszcze Nicolas Cage, który jest niesamowicie samoświadomy i doskonale gra tym, z czego jest głównie kojarzony, czyli intensywnością i nieprzewidywalnością. Zalicza on tu naprawdę bardzo udany występ.
Jeśli miałbym przyczepić się do czegoś, to trochę szkoda, że niekiedy twórcy ledwie poruszają pewne wątki i ich głębiej nie eksplorują. Do tego odcinki, mimo że są naprawdę krótkie, bywają momentami dość powtarzalne. Nie zmienia to jednak faktu, że Historia wulgaryzmów to lekki, przyjemny i dający możliwość do refleksji serial, którego obejrzenie zajmie zaledwie dwie godziny. No i powinien go obejrzeć Roger, bo zabronił mi używania przekleństw w tej recenzji 😉
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS