Arszenik i stare tapety, czyli o morderczej zieleni
Wiemy, że są domy, w których mieszkańcy chorują, a powodem ich niedyspozycji jest np. pleśń, brak odpowiedniej wentylacji, chorobotwórcze materiały użyte do budowy murów i dachów, takie jak np.: keramzyt, azbest, impregnaty i farby. W XIX w. i na początku XX mieszkańców domów truła substancja, która pod wpływem ciepła w ogrzewanych pomieszczeniach wydzielała szkodliwe opary. Czy tak było w Poniatówce? Trudno dziś jednoznacznie stwierdzić. Jednak to, co tam znaleziono, zaniepokoiło naukowców.
Wyniki badań historycznych i architektonicznych Poniatówki, dworku znajdującego się na terenie Parku Miejskiego w Piasecznie, opublikowane przez PKZ Barański i Wspólnicy sp.kom. w 2018r., a szczególnie Dokumentacja badań konserwatorskich dworku „Poniatówka” Katarzyny Przesmyckiej z 2019 r., przedstawione podczas konferencji „Piaseczno miasto historyczne”, ujawniły wiele zdumiewających informacji. Szczególne zainteresowanie wzbudziły tapety. Otóż w czasie badań naukowych niektórych pomieszczeń, po zdemontowaniu ościeżnic okien i drzwi, odkryto zielone i wielobarwne tapety, które natychmiast poddano analizie chemicznej. Tapety są prawdopodobnie z początku wieku XIX, a jak wiadomo w tym czasie tysiące rzeczy barwionych było farbą zawierającą trujący arszenik.
Mordercza zieleń w XIX w. czaiła się wszędzie
Wszystkiemu jest winien pewien aptekarz i chemik Carl Wilhelm Scheele, który w 1775 roku stworzył przepiękny pigment zwany potocznie zielenią Scheelego lub zielenią mineralną. Pigment ten był bardzo drogi. Był to nieorganiczny związek chemiczny z grupy arseninów. Na początku XIX wieku w Schweinfurcie w Farben, Bleiweiss und Farbmühle Fabrik stworzono tańszy odpowiednik o odcieniu zielonym zwany zielenią schwajnfurcką. Tym barwnikiem zaczęto barwić wszystko, co się dało, a więc żywność, materiały na suknie, opakowania produktów spożywczych, świece i właśnie tapety (z papieru i tkanin) używane do dekoracji ścian. Ponoć wytworne damy miały na swoich sukniach z materiału barwionego na zielono dostatecznie dużo arszeniku, aby doznać zatrucia, może to był powód, że tak często mdlały. Morderczą zielenią malowano obrazy i jeśli były pokryte werniksem, to nie mordowały, gorzej, gdy malarz ślinił pędzel i maczał go w farbie z palety. Barwiono na zielono nawet opakowania do cukierków i jeśli farbka nieco się połączyła z cukierkiem, no to był koniec konsumenta takiego cukiereczka. Barwiono też np., co gorsza, zabawki dla dzieci. Użytkownicy początkowo nie orientowali się, co powoduje zatrucia.
W pokojach, gdzie położono zielone tapety, a były to np. pokoje sypialne, przebywających w nich mieszkańców zaczynała boleć głowa, męczył kaszel, doskwierała bezsenność, zaczynały się problemy żołądkowe, słabli, wypadały im włosy. Lekarze nakazywali zasłonić okna, nie wychodzić na powietrze, leżeć w łóżku, co powodowało jeszcze bardziej wzmożone dolegliwości. Wszystko mijało, gdy chory przeniósł się do pomieszczenia bez tapet. Zdrowie mieszkańca zależało od tego, ile trucizny przyjął jego organizm. To tak według filozofii alchemika Paracelsusa: „Każda substancja jest trucizną; nie ma żadnej, która nią nie jest. Truciznę od lekarstwa odróżnia właściwa dawka”. Bo trzeba tu dla sprawiedliwości powiedzieć, że morderczy arszenik jest czy też był np. w maściach i lekarstwach. Niby w połowie XIX w. zakazano produkcji barwnika z arszenikiem, ale producenci nadal go stosowali nawet w innych kolorach niż zieleń. I tak minął interesujący wiek XIX.
Naukowcy alarmują, lekarze tłumaczą
Na początku XX w. stwierdzono, że należy całkowicie zakończyć żywot zieleni paryskiej, bo truje ludzi. Badano tkaniny. W prostym teście polegającym na upuszczeni kropli amoniaku na tkaninę wykrywano arszenik, bo jeśli materiał zabarwiał się na niebiesko, od razu było wiadomo, że jest w nim miedź, bo ta występowała z arszenikiem.
W Polsce dr Stanisław Breyer twierdził, że mordercze mogą być też lustra, o czym pisał w roku 1926: „Ściany mieszkania nie powinny być tapetowane, ani olejno malowane, ponieważ uniemożliwia to przepływ powietrza. Jedynie miejsca ulegające częstemu zbrukaniu mogą być do pewnej wysokości farbą olejną pociągnięte. Farb i tapet zielonych należy się wystrzegać, ponieważ najczęściej zawierają trujący arszenik. Nie mniej szkodliwe są duże, nie dość z tyłu zabezpieczone, zwierciadła, których tylna powierzchnia pociągnięta jest masą rtęciową. Masa ta, parując w cieple, zatruwa powietrze, stąd tylna powierzchnia zwierciadeł powinna być zabezpieczona oprawą drewnianą”.
17 listopada 1934 r. w prasie polskiej pisano, że urząd celny zakazał całkowicie wwożenia na teren Polski tapet barwionych arszenikiem.
Dywagacje na temat piaseczyńskiego zabytku
I teraz, jak się tak zastanowić, kto mieszkał w Poniatówce: hrabianka Cecylia Plater-Zyberkówna cierpiała kilka ostatnich lat przed śmiercią na bezsenność i migreny; ks. Wincenty Balul, też mieszkaniec Poniatówki, zmarł na raka żołądka; a w ogóle to Poniatówka przez cały XIX w. często zmieniała właścicieli. I można wysnuć wniosek, że raczej nie najlepiej się czuli w tym uroczym dworku. Są to oczywiście tylko moje wnioski co do ww. mieszkańców, niczym nie potwierdzone i nie należy ich traktować naukowo. Hrabianka Cecylia zmarła w 1920 r., nie wiemy, kiedy zlikwidowano tapety w pokojach, faktem jest, że leniwy likwidator morderczej zieleni w Poniatówce nie wyjął jej spod ościeżnic okien i drzwi. I ona tam dalej się czaiła. Okna były wymieniane pod koniec XIX w. Badania laboratoryjne nie ustaliły rodzaju pigmentu w tapetach, mogło być ich kilka. Ponadto postanowiono, że tapety mają znaczną wartość historyczną i należy je w przyszłości wyeksponować tak, aby nie były szkodliwe dla zwiedzających, czyli powinny być odpowiednio oprawione.
Czytaj również: Tu zaszła zmiana – Besserówka
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS