A A+ A++

Perspektywa ulicy Królewskiej (dziś Piłsudskiego) w latach 30.
XX w., widziana od stacji kolejowej. Po lewej widoczna kamienica, w której w okresie powojennym mieścił się urząd miasta
Pocztówka ze zbiorów Jacka Szczepańskiego

O tym, gdzie lepiej robili trwałą – u Stefana, czy u Lodzi, jak pani Janka szukała włosów na głowie a państwo Centkiewiczowie podpisywali książki na ulicy


Kiedy spod sklepu mięsnego pana Mazurka na rogu Piłsudskiego i Sienkiewicza (dziś kwiaciarnia państwa Krzeszewskich) ruszyliśmy w stronę stacji, przechodziliśmy się koło drewniaka, w którym przez długie lata fryzjer Józef Makowski z pomocnikami, w prowadzonym przez siebie zakładzie strzygł i golił męskie głowy. Golenie i strzyżenie było nieraz okupiono krwią, kiedy ostrze brzytwy zacięło ucho lub naruszyło podbródek albo policzek.
Obok prowadził pracownię kolejny legionowski krawiec Mieczysław Borkowski. Jego zakład istniał najdłużej, przeszło trzydzieści lat; od początku lat trzydziestych, przez lata okupacji i PRL, do przejścia właściciela na emeryturę na początku lat sześćdziesiątych. Sztuki krawieckiej uczył się w słynnym przedwojennym, ekskluzywnym warszawskim Domu Mody Bogusława Herse na ulicy Marszałkowskiej. Podczas odbywanej tam praktyki poznał swoją przyszłą żonę, z którą po ślubie przenieśli się do Legionowa. Tu przez lata szyli wspólnie ubrania damskie i męskie, futra oraz oficerskie mundury wojskowe. Każde zamówienie było dopasowywane do figury. ,,Branie miary” polegało na dokładnym zmierzeniu długości ramion, rękawów, nóg, odwodu itp. Wymiary te były przeniesione na papier, z którego wycinano części ubrania. Według nich następnie krojono materiał. Były lata, kiedy w zakładzie zatrudnionych było siedmiu pracowników, z których każdy był wyspecjalizowany w krojeniu i szyciu poszczególnych części ubrania.
Naprzeciw kościoła garnizonowego Stefan Krauze wybudował w 1960 roku dom, w którym na parterze znajduje się ,,salon fryzjerski”,,U Stefana”. Początki jego działalności wiążą się z rokiem 1948, kiedy po służbie wojskowej w legionowskiej jednostce i po ślubie z fryzjerką z zakładu Józefa Makowskiego, rozpoczął własną działalność w domu na rogu Piłsudskiego i Sienkiewicza. Nowe miejsce miało nowoczesne wyposażenie, uchodziło za prestiżowe i pragnieniem pań było uczesanie w tym zakładzie, pod okiem mistrza. Żeby zabłysnąć modną fryzurą należało, zwłaszcza w karnawale, zapisać się do kolejki kilka tygodni wcześniej. Legionowskie panie poddawały się skracaniu włosów i  zabiegom trwałej ondulacji, farbowaniu i tapirowaniu, kręceniu na wałki, budowaniu koków albo czesaniu na gładko w zależności od mody. Były lata, kiedy w karnawale był obowiązkowy kolorowy brokat na włosach.
Te same zabiegi można było dokonać ,,U Lodzi”, Leokadii Kazbieruk na pobliskiej ulicy Kopernika 13. W obu zakładach panie z charakterystycznymi ,,kubłami” na głowach opowiadały sobie o wyższości kunsztu jednego zakładu nad drugim i o tym, że ich wymodelowane fryzury nie zawsze były zauważane przez tych, dla których się tak poświęcały.
Przez wiele lat funkcjonował zakład fryzjerski prowadzony przez Mariannę Głowacką, sąsiadujący ze sklepem ,,Pod balonem”. Wyróżniał się tym, że był koedukacyjny, strzygli się w nim panowie i czesały panie. Ci pierwsi obserwowali, jak ich sympatie były poddawane dobrowolnym torturom. Zakład specjalizował się w trwałej ondulacji parowej, podczas której cała głowa była obłożona specjalnymi rurkami, do których była wprowadzana gotująca się woda. Do poparzenia jeden krok, ale czego się nie robiło dla poprawienia urody.
Już od 1936 roku funkcjonował męski fryzjer na ulicy Sienkiewicza, niedaleko dawnego kina. Pierwszym właścicielem był (?) Wasągacz, a potem przez wiele lat Marian Polkowski,. Od niego na początku lat siedemdziesiątych zakład przejęła Janina Duda. Mijały lata, opustoszał drewniak, ale zakład funkcjonuje, o czym informuje nad wejściem szyld ,,fryzjer męski”. Panowie, kierowani przyzwyczajeniem, niezmiennie wpadają na strzyżenie i golenie, które dokonuje się wśród sprzętów przypominających lata przeszłej świetności. Przede wszystkim jednak są chętni rozmowy z właścicielką, która urozmaica czas zabiegów na głowie i na brodzie. Długie lata pracy i różnorodność klientów oraz łatwość nawiązywania rozmów spowodowało, że pani Janina jest skarbnicą informacji o zdarzeniach i losach mieszkańców. Potrafi to wspominać bardzo barwnie z właściwym sobie poczuciem humoru. Ich historie przeplata anegdotami. Kiedy jeden z klientów zażartował, że powinien mniej płacić za strzyżenie, ponieważ dostrzegł na swojej głowie zakola, odpowiedziała, że nie jest to możliwe, ponieważ ona traci więcej czasu na szukanie włosów na jego głowie. Dziś właścicielka i jej klienci martwią się tym, gdzie przeniesie się ich ulubiony zakład fryzjerski, kiedy coraz bardziej podupadający dom zostanie rozebrany.
Po wyjściu ze stacji kolejowej po prawej stronie były długie budynki drewniane, a po lewej murowane kamienice. W narożnej znajdował się zegarmistrz i punkt naprawy radioodbiorników, a gdzieś od początku lat sześćdziesiątych reperacji telewizorów. Tu odzyskiwały swoją jakość pierwsze czarno-białe ,,Wisły” i  ,,Belwedery”, a później imitujące odbiór kolorowy, radzieckie ,,Rubiny”. W maju z głośnika radiowego słychać było na ulicy komunikaty z trasy Wyścigu Pokoju. Były one oczekiwane przez tych, którzy wysiedli z pociągu i spieszyli do domu na transmisję z zakończenia etapu. Następny budynek zajmowały władze miejskie. Między tymi murowanymi budynkami stał drewniak parterowy. Kojarzył się on ze smutnymi zdarzeniami, ponieważ jego właściciel trudnił się wyrobem trumien. Nosił on oryginalne nazwisko, które uwidocznił na szyldzie, nad wejściem: ,,Trumny. W. Łysy”.
Po przeciwnej stronie, w długim drewnianym budynku, na rogu od strony stacji znajdował się sklep spożywczy PSS, dalej krawiec Wacław Grochowski, który szył na miarę wojskowe mundury. Na rogu Kopernika przez wiele lat pracownię czapek prowadził Edward Borzęcki. Spod jego ręki wyszło setki modeli nakryć głowy, a wśród nich oficerskie czapki legionowskich kościuszkowców. Kiedy popyt na szycie czapek się zmniejszył, żona w części lokalu uruchomiła bieliźniarstwo. Obok, po lewej stronie, warsztat szewski prowadził Józef Kuczyński.
Na Rynku przy PZPR (wcześniej i dziś Piłsudskiego) rozciągał się długi parterowy budynek, w którym najważniejszy był ,,Dom Książki”. Księgarnia była duża, z dwoma wystawami, w środku po prawej stronie mieściła dział papierniczy, a naprzeciwko i po lewej stały ustawione w regałach książki podzielone zgodnie z problematyką. Prawdopodobnie obowiązkiem było eksponowanie czterech klasyków komunizmu, których wielotomowe dzieła odznaczały się bogatą oprawą. Księgarnia przeżywała oblężenie przed rozpoczęciem roku szkolnego. Młodzież szkół podstawowych i liceum zaopatrywała się jednocześnie w zeszyty i komplety podręczników. W pierwszych dniach maja organizowano ,,Dni Książki”. Sprzedaż książek była urozmaicona występami szkolnych zespołów i atrakcyjną loterią. Na Rynku budowano stoiska, przy których zasiadali autorzy i podpisywali swoje najnowsze książki. Najdłuższe kolejki ustawiały się tam, gdzie podpisywało małżeństwo Alina i Czesław Centkiewiczowie. Powiązania z Instytutem Meteorologicznym przysparzały im dużą popularność, a  dedykacja na ich powieści dotyczącej tematyki polarnej do dziś stanowi pamiątkę w niejednej legionowskiej domowej bibliotece.
W kamienicy na rogu Rynku i Batorego pan Bolesław Grabowski prowadził sklep z artykułami metalowymi. Jednak dominował w nim zapach nafty, wydobywanej z beczki specjalnie do tego zainstalowaną pompką. Ponieważ jeszcze kilka lat po wojnie wiele domów nie miało elektryczności, nafta była wtedy artykułem pierwszej potrzeby, używanym do oświetlenia mieszkań. Obok znajdował się sklep mięsno-wędliniarski Edwarda Zameckiego.
Sklep spożywczo-warzywniczy (?) Lorkiewiczów był z racji swojego umiejscowienia przeciwieństwem ,,bud” rozłożonych na środku Rynku. Po ich likwidacji sklepy Lorkiewiczów i Smileńskich właściciele najdłużej z branży spożywczej trwały na swoim miejscu i broniły się przed upaństwowieniem. Równie długo samotnie w tym narożniku prowadziła sklep (?) Pytlińska z galanterią dziecięcą i dla dorosłych.

Cdn.

Aleksander Łuczak
Autor (ur. 1943)
jest profesorem historii, byłym wicepremierem, ministrem edukacji
i ministrem nauki.
Mieszka w Legionowie.
Tytuł, podtytuł i wyróżnienia pochodzą
od redakcji.

Komentarze

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułByły reprezentant Polski kończy karierę. Grał podczas Euro 2012
Następny artykułÓsmoklasistom życzymy powodzenia! Dziś startują egzaminy