Listopad to miesiąc szczególny – w Polsce wspominamy tych, który odeszli, a których jesteśmy dłużnikami, bo pracowali lub walczyli dla naszej Ojczyny.
Tym razem wolę skupić się na tych, którzy raczej pracowali niż walczyli – choć praca też może być formą walki czy biernego oporu. Tych, którzy raczej myśleli o sobie, że są pozytywistami niż romantykami – choć być może w polskich warunkach pozytywizm to też forma romantyzmu…
Filolog, przemysłowiec, patriota…
Hipolit Cegielski to dziś sztandarowa postać Polaków z Wielkopolski: pokazał, że polską bronią może być przemysł i pieniądze, a nie tylko tradycyjny oręż. Urodzony w 1813 roku pochodził z ziemiańskiej rodziny – tyle, ze dzierżawiony przez jego ojca ,Michała majątek zbankrutował, gdy Hipolit miał kilka lat. Ukończył gimnazjum w Trzemesznie, a potem w Poznaniu. Studiował w Berlinie, gdzie uzyskał tytuł doktora filozofii. Czasem uczniowie wracają do swojej szkoły już jako nauczyciele – tak było w przypadku Cegielskiego, który w poznańskim Gimnazjum świętej Marii Magdaleny uczył języka polskiego i języków klasycznych. Był wszechstronny, zamieszczał artykuły naukowe, stworzył podręcznik gramatyki greckiej oraz „Naukę poezji” (1845), która poza teorią poezji zawierała obszerne wypisy z literatury polskiej – w których jako pierwszy napisał o twórczości Cypriana Kamila Norwida!
Gdy miał 33 lata został wyrzucony ze szkoły za odmowę przeprowadzenia rewizji na stancjach uczniów podejrzanych o antypruską konspirację. Znalazł się w dramatycznej sytuacji : nie miał własnego majątku, nie miał pracy, miał rodzinę (ożenił się z córką kolegi-nauczyciela z gimnazjum), w tym trójkę dzieci. Dzięki pomocy rodaków – Jana Suchorzewskiego i Józefa Łukaszewicza założył sklep z narzędziami rolniczymi, a potem warsztat dla ich naprawy. Renoma dobrego patrioty i wysoka jakość wyrobów powodowała, że w sklepie kupowali ziemianie z całej Wielkopolski, a z czasem eksportowano je do zaboru rosyjskiego, a także, mimo ostrej konkurencji – do Niemiec. W szybkim tempie Cegielski warsztat przekształcił w fabrykę – pruska administracja nie pozwoliła jednak na jej rozbudowę. Był nie tylko praktykiem, ale teoretykiem, autorem książki „Narzędzia i maszyny rolnicze”. Gdy umierał zaledwie w wieku 53 lat, jego fabryka liczyła 300 robotników, a konkurencyjna niemiecka w Poznaniu – przeszło cztery razy mniej!
Narodowy solidaryzm Cegielskiego
Obok działalności zawodowej jednocześnie mocno angażował się społecznie, wspierał polskość. Prezesował Towarzystwu Przemysłowemu Polskiemu, kierował Centralnym Towarzystwem Gospodarczym dla Wielkiego Księstwa Poznańskiego, był wiceprezesem Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, założył też Bank Przemysłowców, który kredytował rozwój polskich firm.
Jednocześnie inwestował w polską prasę: w końcu lat 1840-ych powołał i osobiście redagował dziennik „Gazetę Polską”, a w 1859 roku zainicjował działalność „Dziennika Poznańskiego”, który był najważniejszą gazetą w Wielkopolsce aż do czasu zamknięcia jej przez Niemców po agresji III Rzeszy na Polskę w 1939. Hipolit Cegielski był też posłem do Sejmu Prus. Miał trójkę dzieci: syna Stefana i dwie córki: Karolinę i Zofię.
Jakże charakterystyczny dla Wielkopolski jest fakt, że w interesach Hipolit Cegielski kierował się także solidaryzmem narodowym, dbając o dobre warunki dla swoich robotników. Dzień pracy ograniczył do 11 godzin (z przerwami na dwa posiłki) oraz założył kasę zapomogową dla swoich pracowników.
Polskie kasy – dzięki księżom …
Skoro zacząłem od bohatera pracy organicznej z Wielkopolski, to czas teraz na Małopolskę. Franciszek Stefczyk był dla polskiej spółdzielczości tym, kim dla niemieckiej był Friedrich Raiffeisen. Urodzony w 1880 roku i pochodzący z chłopskiej wielodzietnej rodziny z okolic Wadowic, uczył się w Krakowie, maturę zdał z wyróżnieniem, a potem studiował na najstarszym uniwersytecie w tej części Europy – Jagiellońskim. Przez rok studiował też w Wiedniu i tam właśnie dowiedział się o kasach Raiffeisena. Będąc nauczycielem w szkole średniej w Czernichowie, zrobił doktorat z filozofii na UJ, a jednocześnie po ojcu był społecznikiem. Protestował przeciwko wysokooprocentowanym pożyczkom, które często doprowadzały polskich chłopów do ruiny. Po przeczytaniu wstrząsającej publikacji Stanisława Szczepanowskiego „Nędza Galicji w cyfrach” uznał, że trzeba przeszczepić kasy spółdzielcze na polski grunt. Taki projekt zaprezentował w 1889 na zjeździe kółek rolniczych we Lwowie, opisując to jednocześnie w „Przeglądzie Polskim”, a po paru miesiącach przeszedł od słów do czynów, rejestrując w Czernichowie, gdzie uczył, pierwszą spółdzielnię oszczędnościowo-pożyczkową w polskich dziejach. Sfinansował wydanie podręcznika dla tych, którzy takie kasy chcieli organizować. Pomysł był świetny, ale chłopi nieufni. Zdecydowało zaangażowanie księży. Może także dlatego, że doktor Franciszek Stefczyk swoje kasy widział nie tylko jako instytucję gospodarczą, ale też instrument wpajania chrześcijańskiej pomocy bliźniemu, nauki oszczędności i solidaryzmu narodowego. W ciągu 9 lat w Galicji i na Śląsku Cieszyńskim Stefczyk stworzył 26 kas. W 1899 opanowany przez Polaków Sejm Krajowy, działający na ziemiach polskich zaboru austriackiego powołał specjalne biuro wspierające kasy. Mogły one liczyć na 400 koron dotacji. To był przełom. Kasy mnożyły się w błyskawicznym tempie: rocznie powstawało ich około stu i tuż przed Wojna Światowa – później zwana Pierwszą – było ich już około 1400.
W kontekście dzisiejszych idiotycznych ataków na Kościół warto odnotować fakt, że na czele większości kas stali księża – wspierający swoich wiejskich parafian, skądinąd zwykle będąc osobami najbardziej spośród nich wykształconymi.
Kasy Stefczyka wsparły Legiony
Poza kasami oszczędnościowo-pożyczkowymi – do których po latach nawiążą SKOK-i, Stefczyk wspierał też powstawanie spółdzielni handlowych, opartych o kółka rolnicze, a później spółdzielnie mleczarskie. Ostatecznie doktor Stefczyk zostawił szkołę i poświęcił się spółdzielczości. Potem nawet zasiadał w ławach Sejmu Krajowego z ramienia Polskiego Stronnictw Ludowego. Po 1914 roku wezwał, aby jego kasy łożyły na polskie wojsko. Na ten apel odpowiedziała ponad jedna trzecia kas – koło pięciuset: pieniądze zasiliły głównie Legiony.
Wspierał walki o polskość Lwowa. Po odzyskaniu przez Polaków własnego państwa był jednym z organizatorów Państwowego Banku Rolnego i jego pierwszym dyrektorem. Tworzył również projekty prawa spółdzielczego i kierował Centralną Kasą Spółek Rolniczych. Po jego śmierci w wieku 63 lat, w 1924 roku jego kasy przybrały imię swojego założyciela. Spoczął na cmentarzu mającym wówczas niemal wyłącznie polski charakter – Łyczakowskim we Lwowie.
Blisko 100 lat po jego śmierci największa Spółdzielcza Kasa Oszczędnościowo Kredytowa – SKOK – nosi imię pioniera spółdzielczości finansowej w Polsce, traktowanej również jako patriotyczny oręż – doktora Franciszka Stefczyka.
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (02.11.2020)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS