Siatkarska reprezentacja Polski trenuje w Spale. To pierwszy etap przygotowań do wyzwań na 2022 rok. Głównym turniejem będą sierpniowo-wrześniowe mistrzostwa świata. Ale teraz Nikola Grbić zebrał kadrę z myślą o Lidze Narodów, która ruszy już 7 czerwca.
Dla Grbicia będzie to debiut w roli trenera Polski. Niektórych naszych siatkarzy Serb zna już bardzo dobrze ze współpracy w Zaksie Kędzierzyn-Koźle. Paweł Zatorski to jeden z zawodników, którzy z Grbiciem wygrali Ligę Mistrzów.
Łukasz Jachimiak: Czy grałbyś dalej w reprezentacji Polski, gdyby jej trenerem został ktoś inny niż Nikola Grbić? Jego świetnie znasz, wygrałeś z nim Ligę Mistrzów, więc może łatwiej było ci zdecydować, że po sezonie klubowym znów będziesz grał w siatkówkę, zamiast spędzać czas z żoną i dziećmi?
Paweł Zatorski: Nie ma i nigdy nie miało dla mnie znaczenia, kto jest trenerem reprezentacji Polski. Zawsze przyjazd na zgrupowanie był dla mnie wielkim wyróżnieniem i zawsze się na zgrupowaniach stawiałem, niezależnie od tego, w jakim stanie fizycznym i psychicznym byłem. Nic się nie zmieniło. Uważam, że dzięki pobytom na zgrupowaniach reprezentacji i dzięki grze w niej staję się tylko ciągle lepszym zawodnikiem.
Ty w Spale jesteś, ale nie ma m.in. Michała Kubiaka, Piotra Nowakowskiego i Fabiana Drzyzgi. Są zmiany, jest trochę zdolnej młodzieży i jest nowy trener, którego świetnie znasz. Czego mamy się spodziewać po jego pracy z trochę odmienioną personalnie kadrą?
– Po pierwszych dniach zgrupowania widzę u wszystkich wielką motywację. Nikola mówi wprost, że wszyscy mają równe szanse. Znam go i mogę potwierdzić, że wszystkich traktuje sprawiedliwie. Tak samo podchodzi do ciebie, gdy się nazywasz Zatorski czy Toniutti i tak samo, gdy się nazywasz Prokopczuk, masz 18 lat i jesteś drugim rozgrywającym. Czy jesteś uznanym siatkarzem, czy młodym zaczynającym, to jeśli tylko nie dasz z siebie wszystkiego na treningu, Nikola pokaże ci, że musisz to zrobić.
Widać to na treningach w Spale. Gdy trener mówi, wszyscy go słuchają. Bartosz Kurek z takim samym respektem jak młodzi chłopcy, którzy pierwszy raz przyjechali na kadrę. Jest tak, bo trener Grbić swoją osobą, swoimi osiągnięciami i przede wszystkim swoim podejściem do pracy wzbudza duży szacunek. Jesteśmy na dobrej drodze do budowania jakości zespołu. Przez tysiące powtórzeń, które wykonamy w hali z maksymalnym zaangażowaniem, staniemy się lepszą drużyną. Oczywiście, sukcesu to nie gwarantuje, bo inne reprezentacje też nie śpią, też ciężko trenują. Ale na pewno będziemy gotowi.
Tych tysięcy powtórzeń u Grbicia jest więcej niż było u poprzednich trenerów reprezentacji Polski? On jeszcze mocniej dokręca śrubę?
– Trudno to porównywać.
Macie jednostki treningowe dochodzące do czterech godzin jak u rekordzisty Ferdinando De Giorgiego?
– Nie. Bywały długie treningi, ale nie aż tak. Nikola nie jest jakimś zamordystą. To nie tak, że nagle po Vitalu będziemy tak cierpieć, że aż nic nam się nie będzie chciało.
Grbić to całkiem inny człowiek niż Heynen, prawda? Vital to wyjątkowy oryginał, może najbardziej zwariowany trener siatkówki. A jaki jest Nikola?
– On bardzo zwraca uwagę na psychologię, na indywidualne podejście każdego zawodnika do pracy, na zaangażowanie w danej chwili, na obecność na treningu nie tylko ciałem, ale przede wszystkim duchem. Bardzo mi się ta ścieżka podoba. Nikola wymusza twoją pełną obecność, sprawia, że musisz sam dla siebie być trenerem, maksymalnie się motywować, bo jeśli będziesz tylko czekał, aż ktoś cię zmotywuje do pracy, to zawsze znajdziesz drogę, żeby trochę oszukać, żeby dać sobie trochę luzu. Podejście Grbicia jest bardzo ciekawe, bo w dużym stopniu zwiększa motywację do pracy i zmienia nastawienie.
Grbić pozwala na takie atrakcje jak grill dla całej kadry, co u Heynena było tradycją?
– Nikola jest też normalnym gościem, który chce budować zespół. Na pewno wie, jak to robić. Ale robi to w trochę inny sposób. Dla niego podstawą budowania zespołu jest wspólna praca w hali i jeden wspólny cel. On stawia na pracę, na polepszanie umiejętności. Gdy prowadził nas w Zaksie, to nie musieliśmy się spotykać w restauracji czy robić nie wiadomo ilu imprez integracyjnych albo grilli. Z Grbiciem nie musieliśmy w jakiś sztuczny sposób budować atmosfery. Łączyło nas to, że mieliśmy jeden wspólny cel i pracując z myślą o nim budowaliśmy więzi między sobą. Ale na pewno nie boimy się go o nic zapytać i jeśli będzie w kadrze ochota, żeby w jakiś inny sposób zbudować relacje, to jestem przekonany, że nie będzie żadnego problemu.
Kilka dni temu polskie siatkarki grały sparingi z Niemkami prowadzonymi przez Heynena. Przez naszych kibiców on był witany cieplej niż nowy trener Polek Stefano Lavarini. Vital umiał kupić kibiców – obiecywał, że wszystkim obecnym na trybunach postawi piwo, jeśli wygracie mecz do zera, nauczył się śpiewać nasz hymn. Czy Grbić ma jakiś pierwiastek showmana?
– To jest facet, który się skupia na swojej pracy. To jest dla niego najważniejsze. I nie sądzę, żeby robił jakiś dodatkowy show i żeby próbował sobie zjednać kibiców albo dziennikarzy w jakiś inny sposób niż poprzez jak najlepszą pracę. Dla niego celem jest poprawa jakości i wdrożenie jego systemu gry. Nie sądzę, żeby miał jakieś dodatkowe plany budowania swojego wizerunku. A przede wszystkim on już tego nie musi robić.
Jak ty się czujesz po wyjątkowo długich wakacjach między sezonem ligowym a reprezentacyjnym?
– Jakich wakacjach? Długich? To było półtora tygodnia. Przeważnie miałem tydzień, więc może faktycznie miałem teraz długą przerwę.
O 50 proc. dłuższą niż w poprzednich latach!
– Cóż, zdarzały się już w moim życiu sezony, które kończyłem grą o piąte miejsce. Na szczęście przeważały takie sezony, które grałem do końca, o medale. I również po nich zawsze chętnie przyjeżdżałem na kadrę, bo to dla mnie wielki honor. Najważniejsze, żeby cały rok się profesjonalnie prowadzić i jak najlepiej trenować, wtedy jest się gotowym.
Przed finałem Ligi Mistrzów Paweł Papke tłumacząc co i jak Zaksa zrobiła, że mimo odejścia twojego, Jakuba Kochanowskiego i Benjamina Toniuttiego została na szczycie, wspomniał, że żal mu właśnie ciebie i Kuby, czyli zawodników, którzy stracili na tym, że odeszli do klubu, który się szamocze. Czujesz, że straciłeś coś przez ten sezon grania w Resovii? Czujesz, że musisz trochę odbudować formę?
– Nie czuję, żebym musiał w tej chwili w jakiś wielki sposób się odbudowywać. Chłopakom z Zaksy bardzo kibicowałem. I wielką radość sprawiło mi to, że wygrali Ligę Mistrzów. Lubię tych chłopaków, ich sukces mnie cieszy, a szczególnie to, że Marcin Janusz w tak świetny sposób poprowadził zespół. Myślę, że to będzie z wielką korzyścią dla niego i dla naszej reprezentacji. A co do sezonu w Rzeszowie, to powiem jeszcze jedno – brałem już udział w projektach, które nie wypaliły i nigdy w życiu nie podcięło mi to skrzydeł. Wiosną 2014 roku w Bełchatowie zająłem ze Skrą w lidze piąte miejsce, a latem zdobyłem z reprezentacją Polski mistrzostwo świata. Może w tym roku będzie analogia. Za długo już gram, żeby pojedynczy sezon potrafił mnie wybić i w diametralny sposób zmienić poczucie mojej wartości.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS