Do katastrofy śmigłowca doszło późnym wieczorem 22 lutego w Studzienicach koło Pszczyny. W lesie w okolicach rzeki Dokawki spadł prywatny helikopter Bell 429. Maszyna należała do 80-letniego Karola Kani, milionera, właściciela jednej z największych w Europie firm produkujących podłoża pod uprawę pieczarek. W katastrofie zginął Karol Kania oraz 51-letni pilot helikoptera.
Dwie osoby podróżujące w przedziale pasażerskim przeżyły wypadek. Akcja ratunkowa była utrudniona, bo maszyna spadła w lesie, w miejscu, do którego nie mogły dojechać karetki i wozy straży pożarnej. Śledztwo w sprawie przyczyn zdarzenia prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach.
PKBWL: pilot miał male doświadczenie w lotach na bellu 429
Własne postępowanie dotyczące przyczyn katastrofy prowadzi Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Jej przedstawiciele byli na miejscu tragedii, zabezpieczyli wrak, przeprowadzili pierwsze analizy, przesłuchali pasażerów oraz osoby, które jako pierwsze pojawiły się na miejscu tragedii.
Katastrofa helikoptera koło Pszczyny. Dwie osoby nie żyją Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Na tej podstawie sporządzono wstępny raport dotyczący wypadku w Studzienicach. „Wykorzystywanie Raportu do celów innych niż zapobieganie wypadkom i incydentom lotniczym może prowadzić do błędnych wniosków i interpretacji” – podkreślają jego autorzy.
Z raportu wynika, że pilot bella posiadał ważną licencję pilota zawodowego orz badania lotniczo-lekarskie. Miał też „duże doświadczenie w lotach na śmigłowcach, małe doświadczenie na bellu 429”. Maszyna wystartowała 22 lutego o godzinie 22.27 z lądowiska pod Opolem. Karol Kania miał w Pawłowiczkach na Opolszczyźnie fabrykę podłoża pod uprawę pieczarek. 80-letni milioner siedział obok pilota, w przedziale pasażerskim podróżowały dwie osoby.
Z ustaleń PKBWL wynika, że pilot nie składał planu lotu ani nie nawiązywał łączności radiowej ze służbami ruchu lotniczego. O godzinie 22.28 maszyna na sześć minut zniknęła z ekranów radarów. Jej echo pojawiło się na radarze o godzinie 22.34 i było śledzone do godziny 22.51. Potem operator radaru ostatecznie stracił kontakt.
Śmigłowiec zderzył się z wysokimi drzewami, a potem runął na ziemię
„Podczas podejścia do lądowania około godz. 23 UTC doszło do zderzenia śmigłowca z wysokimi drzewami w lesie, a następnie z ziemią. Pilot i pasażer zajmujący miejsce obok pilota ponieśli śmierć. Dwoje pasażerów zajmujących miejsca w przedziale pasażerskim doznało poważnych obrażeń ciała. Śmigłowiec uległ zniszczeniu” – napisali eksperci PKBWL.
Zdaniem specjalistów badających przyczyny katastrofy prognoza pogody dla miejsca lądowania przewidywała temperaturę około 0 stopni (z tendencją spadkową), widzialność 500 metrów (z tendencją spadkową), wilgotność względną powietrza bliską 100 stopni oraz możliwość wystąpienia mgły [świadkowie mówili, że była duża – przyp.red].
Katastrofa helikoptera koło Pszczyny. Dwie osoby nie żyją arch. czytelnika
„Śmigłowiec zderzył się z ziemią przednią częścią kadłuba, a następnie opadł na jego lewy bok. Ponieważ zdarzenie miało miejsce w terenie zadrzewionym, liczne elementy śmigłowca weszły w kolizję z pniami oraz gałęziami drzew. Zachowane po wypadku elementy układu sterowania poruszały się płynnie, bez zacięć. Pedały orczyka po obu stronach kabiny pomimo deformacji pozostały połączone kinematycznie i dawały się poruszyć, przekazując ruchy na dalsze elementy układu sterowania. Podobnie rzecz miała się w przypadku układu dźwigni i popychaczy umieszczonych pod podłogą kabiny, a idących od przełamanych drążków sterowych” – stwierdzili eksperci PKBWL.
Pilot i pasażer podczas upadku połamali drążki
Przednia część kabiny bella 429 została całkowicie zniszczona. Wewnątrz kadłuba doszło do licznych pęknięć oraz przemieszczenia wyposażeniu. Lewy i prawy drążek zostały połamane. Zdaniem ekspertów było to efektem zderzenia z ciałami pilota oraz pasażera.
„Lewy drążek uległ złamaniu w jednym, a prawy w dwóch miejscach, co świadczy o dużej sile uderzenia ciała pilota o drążek” – czytamy w raporcie PKBWL. Wnętrze kabiny pasażerskiej zachowało swoją geometrię, co uratowało podróżujące tam osoby.
Zdaniem ekspertów bell spadł 300 metrów od lądowiska, w baku miał jeszcze 300 litrów paliwa. Specjaliści pobrali je do podań i stwierdzili, że zarówno w paliwie, jak i w oleju nie było wody. Wały napędowe obu silników obracały się w momencie wypadku, a detektory opiłków były czyste.
Prokuratura badała, czy helikopter Karola Kani mógł mieć kolizję w ptakiem
PKBWL planuje teraz przeanalizować dane o pracy zespołów napędowych, pogodzie w miejscu katastrofy, a także dane „dotyczące czynnika ludzkiego, przeżywalności i innych czynników mogących mieć wpływ na zaistnienie zdarzenia i jego przebieg”.
Według informacji „Wyborczej” w sprawie pojawiła się hipoteza, że bell 429 tuż przed katastrofą mógł mieć kolizję z ptakiem, w efekcie czego pilot stracił panowanie nad maszyną i zahaczył o drzewa. W pobliżu wraku znaleziono bowiem ciało czapli białej. Prokuratura zleciła sekcję zwłok ptaka.
– Sekcja wykazała, że czapla się zadławiła i nie żyła już dwa dni przed katastrofą helikoptera – mówi prokurator Marta Zawada-Dybek, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS