Tak absurdalnego w swoim przebiegu i nie mającego kompletnie nic wspólnego z logiką meczu szczypiorniacka ekstraklasa, kibice jarosławskiego zespołu i wszyscy mniej interesujący się handballem nie widzieli od lat. To była irracjonalna podróż teamu Michała Kubisztala z piekła do nieba i z powrotem.
Analizując to spotkanie, trzeba spojrzeć z dwóch perspektyw. Rozłożyć je na dwa fundamentalne elementy. Przede wszystkim cieszy, że młoda jarosławska ekipa cały czas potrafi zaskakiwać, toczyć wyrównane pojedynki ze znacznie mocniejszymi kadrowo ekipami. Jest jednak druga strona medalu, o której musi się wspomnieć i nie można jej przemilczeć. To sposób traktowania zespołu Handball JKS. Pierwszy – poważny. Jeśli tak, to trzeba wziąć pod uwagę fakt, że każdy pojedynek dla tej drużyny jest meczem o życie. Walką o utrzymanie się w ORLEN Superlidze. Więc nie można zrzucić zasłony milczenia na to, że potyczki we własnej hali z takim zespołami jak EKS Start Elbląg powinny wygrywać. Bo gdzież i z kim szukać punktów jak nie z nimi? Drugi – niepoważny. Ale ten z miejsca trzeba odrzucić, bo wówczas zupełnie traci sens pobyt teamu M. Kubisztala w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.
Takie przegrane bolą
Przegrywanie w takim stylu i po takim rollercoasterze bardzo boli. Bardzo boli fakt, że fenomenalna praca w bramce Weroniki Kordowieckiej, która broniła z genialną, aż 55-procentową, skutecznością poszła na marne. A – mimo wszystkich naturalnych i mniej naturalnych usprawiedliwień – nie powinna.
10:0, potem 1:8
Pierwsze 30 minut należało do elblążanek. Od trafienia zaczęła Tatiana Pahrabickaja i choć w 5. min miejscowe miały bezpośredni kontakt z rywalkami (2:3), kolejne minuty były w ich wykonaniu złe. Nie mogły znaleźć sposobu na duet T. Pahrabickaja – Vitoria Macedo, który w 7 minut zdobył 5 bramek. W 12. min było 3:8. Na 5 minut przed zejściem do szatni – 6:11. Nie wyglądało to dobrze, a w zasadzie wcale nie wyglądało. Nagle jednak doszło do nieprawdopodobnej metamorfozy jarosławianek. Zaczęły znakomicie bronić, pielęgnować piłkę i grać zabójczo skutecznie. Fragment między 26. a 38. min wygrały aż 10:0! To wydawało się niemożliwe, ale się działo! W 38. min objęły wyraźne prowadzenie 16:11 i wydawało się, że wszystko mają pod kontrolą. Od tego momentu jednak zaczęło się dziać coś zupełnie niezrozumiałego. Gospodynie naraz stanęły i zupełnie straciły koncept gry. Przez kolejne 19 minut trafiły do bramki… raz, marnując po drodze rzut karny. EKS Start, grający bardzo słabo, nie mógł tego nie wykorzystać. Na jedną bramkę Handball JKS-u odpowiedział aż ośmioma i w 59. min prowadził 17:19! To nie mogła być prawda, a jednak… Wynik tego spotkania ustaliła z 7 m Sandra Guziewicz. Na nic więcej gospodyń nie było stać.
Handball JKS Jarosław – EKS Start Elbląg 18:19 (9:11)
- Handball JKS: Kordowiecka, Kubisztal, Musakova – Szczotka 0, Guziewicz 2, Dmytrenko 3, Galas 0, Byzdra 5, Matuszczyk 2, Hawryluk 0, Kostuch 4, Luberecka 0, Skubacz 0, Strózik 0, Kozimur 2.
- EKS Start: Radojić, Ciąćka – Bancilon Novais 0, Owczarek 0, Stefańska 0, Wołoszyk 4, Kuźmińska 0, Głębocka 2, Grabińska 0, Pahrabickaja 7, Stapurewicz 1, Tarczyluk 0, Macedo 5.
Sędziowały: Marina Duplij i Ołena Pobedrina (obie ze Lwowa). Kary: Handball JKS – 2 min; EKS Start – 6 min. Widzów: 400.
Autor: Mariusz Godos
/ Życie Podkarpackie
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS