A A+ A++

Przez wiele ostatnich lat w naszej branży brakowało jakiegoś przełamania na rynku tradycyjnych strzelanin z perspektywy pierwszej osoby, gdzie co rusz królowały kolejne odsłony Call of Duty bądź Battlefielda. W tym roku sytuacja ta miała się jednak w końcu odmienić, albowiem do swojej sztandarowej formy miała powrócić marka Halo, która to przed pojawieniem się BF-a i CoD-a była uznawana za niekwestionowanego króla gatunku FPS-ów! Niestety w późniejszym czasie Master Chief osłabł i odpuścił walkę o swoją dawną pozycję, jednakże wraz z Halo Infinite znów zamierza skopać zadki konkurencji.

Upadek imperium

Mniej więcej od czasów Call of Duty 4: Modern Warfare i Battlefielda Bad Company obie marki naprzemiennie zyskiwały miano najlepszych shooterów w danym roku, dzięki czemu istniała swego rodzaju równowaga w tym jak kreowana jest przyszłość tegoż gatunku. Czasem lepiej to wychodziło Activision, czasem lepiej DICE, które z takim Battlefieldem 3 czy 1 naprawdę pokazywało pazur. Ostatnio jednak zaczynało powoli bywać tak, że obie serie rozmijały się z oczekiwaniami swoich fanów, a co za tym idzie zewsząd pojawiały się hasła pokroju tego, że aktualne Battlefieldy to już nie to samo co “trójeczka”, a CoD skończył się na nowym trylogii Modern Warfare.

Co prawda Call of Duty nadal było w topce sprzedających się gier na świecie, a Battlefield V wciąż miał bardzo dużą bazę graczy, ale widać było, że nadchodzi swego rodzaju kryzys i jeśli coś się w tym temacie nie zacznie ruszać, utkniemy w takim klinczu dwóch walczących gigantów, usilnie poszukując nowego potentata na ich miejsce. Microsoft przyszedł do nas wtedy z zapowiedzią Halo: Infinite – zupełnie nową, wielką odsłoną kultowej marki shooterów, która to ma powrócić do korzeni i pokazać nam prawdziwą moc drzemiącą zarówno w konsolach Xbox jak i umiejętnościach 343 Industries. Wtedy to pojawił się pewien promyk nadziei – na to, że zarówno Activision jak i DICE zmuszone zostaną do wsłuchania się w głos swojej społeczności, dzięki czemu zaczną bardziej dbać o swoje projekty. Dziś wiemy już, że zarówno Amerykanie jak i Szwedzi zlekceważyli zarówno swoich fanów jak i nadchodzącego rywala z numerem 117 na kombinezonie.

5 listopada tego roku na rynek wyszło Call of Duty: Vanguard, które to leży jakościowo pod bardzo wieloma względami – kampania fabularna jest jedną z najsłabszych w całej historii kultowej serii, tryby multiplayer są niezbalansowane i pełne cheaterów co rusz wojującymi z zabezpieczeniami przygotowywanymi przez Activision. Na domiar złego zbyt duże skupienie się na Call of Duty: Warzone sprawiło, że dla Activision problematyczny projekt i tak został poniekąd spisany na straty, a więc nie przykłada się aż tak dużej uwagi do jego dalszego rozwoju jak w przypadku popularnego reprezentanta gatunku Battle Royale. Ostatecznie przełożyło się to na odpowiednią reakcję ze strony graczy, którzy na Metacritic oceniają grę na zaledwie 3,5/10 w wersji na PC.

2042 powody, by nie zagrać

Jeszcze większą katastrofą okazał się być Battlefield 2042, który to pomimo całkiem udanych beta testów finalnie okazał się być absolutnie najgorszym debiutem w całej historii serii, przebijając nawet problemy jakie miał w podobnym okresie Battlefield 4, przez którego to zresztą DICE musiało zawiesić pracę nad Mirror’s Edge Catalyst i Star Wars: Battlefront. Nowe dzieło szwedzkiego studia pokazało, że nawet dodatkowy rok pracy nad wielkim projektem nie zawsze owocuje jego finalnym dopracowaniem do takiego stopnia, jakiego oczekujemy po tak doświadczonym deweloperze. Albo nawet do jakiegokolwiek znośnego poziomu.

Nowy BF jest według praktycznie całej społeczności najgorszym co spotkało ten cykl od samego jego początku, a co za tym idzie, na DICE poleciała wielka fala w pełni zasłużonej krytyki. Mnóstwo błędów technicznych, ogromne braki w zawartości, czy nawet niespełnione obietnice dotyczące rozgrywki są czymś, co po prostu rozjuszyło i tak od dawna niezadowolonych fanów serii. Teraz Battlefield 2042 może pochwalić się 34% pozytywnych opinii na Steam i oceną wynoszącą zaledwie 1,3/10 na Metacritic w wersji na Xbox One. 12 listopada, czyli dzień premiery gry, na pewno zostanie na długo zapamiętany przez całe Electronic Arts i DICE. 

Na całym tym harmidrze na pewno bardzo skorzystało Halo Infinite, które to pokazało się początkowo z bardzo słabej strony na niesławnym zwiastunie rozgrywki sprzed ponad roku. Osłabiona czujność konkurencji pozwoliła Microsoftowi zaskoczyć nas dość niespodziewaną premierą wersji beta trybu wieloosobowego.

Ten okazał się być zaś zaskakująco wielkim sukcesem. Okazuje się, że na tyle dużo osób było zmęczonych porażkami Battlefielda i Call of Duty oraz tak wielu graczy wyczekiwało premiery nowego Halo, że tytuł przebił wszelkie możliwe rekordy pecetowych premier Microsoftu. Na samym Steam tytuł zdobył 262 tysiące graczy w jednym momencie, robiąc aż 260% lepszy wynik niż wielce osławiony hicior DICE.

Halo Infinite ma niezwykle dopracowany gameplay, świetnie zrealizowaną kampanię marketingową, no i oczywiście debiutuje w modelu free-to-play, dzięki czemu ma szansę pozyskać wielu niezdecydowanych odbiorców. Aktualnie produkcja Microsoftu cieszy się 80% pozytywnych ocen na platformie Steam i aż 4x więcej graczy niż wspomniany już Battlefield. Dodatkowo jeśli chodzi o popularność chociażby na takim Twitchu, Halo ogląda więcej osób niż CoD-a i BF-a razem wziętych, co już daje dużo do myślenia. Halo Infinite wstrzeliło się zatem w idealny moment, w którym ma szansę rozwinąć skrzydła, odbudować swoją dawną pozycję i pokazać, że stara szkoła strzelania dalej ma sporą widownię.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPoznań: Pierwsza odsłona Akcji Zima. “Na południu Poznania spadło więcej śniegu”
Następny artykułTrener Asseco Arki Milosz Mitrović: Nie można atakować czołgu łopatą