A A+ A++

Filip Frydrykiewicz: Rainbow zawarł
z LOT-em umowę na czartery na sezon zimowy, chodzi o dreamlinery
którymi zabierzecie klientów na inne kontynenty. Umowa opiewa na
364,5 milionów złotych, to największy taki kontrakt w historii
zimowej turystyki egzotycznej.

Grzegorz Baszczyński, prezes biura
podróży Rainbow:
To duży kontrakt, ale trzeba pamiętać, że
Rainbow od lat pracuje na miano króla egzotyki i pewnie już teraz
można powiedzieć, że jesteśmy liderem w tym segmencie turystyki. Z
konsekwencją realizujemy swoją strategię – w zeszłym roku udało
nam się pierwszy raz latać z portów lokalnych, czyli z Poznania i
z Katowic, a w tym roku dokładamy jeszcze Gdańsk. Wcześniej ruch
egzotyczny z Katowic był śladowy, z Poznania czy Gdańska nie było
go wcale, a teraz z tych trzech portów lata dziewięć naszych
dreamlinerów tygodniowo – to ogromny postęp.

Stale poszerzamy też ofertę kierunków
– w tym roku będzie to Phuket i wietnamska wyspa Phu Quoc, a na
2023 rok szykujemy kolejne dwie niespodzianki i zapewniam, że to
będą hity!

Wreszcie egzotyka to także wycieczki
objazdowe, a to zawsze była nasza domena. Są kierunki, jak na
przykład Meksyk i Kuba, w których udział uczestników objazdówek
dochodzi do 40-50 procent pojemności rejsu. Duży udział mają też
objazdówkowicze w rejsach do Tajlandii, która od tej zimy wraca do
naszego programu. Dzięki temu, że jesteśmy znani z tych wycieczek,
trochę łatwiej nam wypełniać samoloty na trasach do krajów
egzotycznych.

Dalekie rejsy czarterowe obciążone
są dużym ryzykiem. Każdy rejs jest niezwykle kosztowny i latanie z
pustymi fotelami oznacza wielkie straty.

Bez stabilnej sytuacji finansowej nie
da się robić turystyki masowej. Jak pan wspomniał loty na dalekich
trasach są bardzo drogie – jeden rejs dreamlinera to koszt około
miliona złotych. Żeby to się opłaciło, miejsca muszą być
sprzedane nie w 70-80 procentach, ale w 95-98 procentach, a jeśli
tak się nie dzieje, organizator musi mieć solidną poduszkę
finansową, żeby udźwignąć ewentualne straty.

Potrzeba też dużej determinacji i
żelaznej konsekwencji. Choć sezon zimowy 2021/2022 był dla nas
jako całość rentowny, to jednak w grudniu w wyniku obaw
rozbudzonych przez pojawienie się Omikrona sprzedaż spadła bardzo
istotnie i masa miejsc poleciała pustych. Podobnie było pod koniec
lutego, kiedy Rosja napadła na Ukrainę. Również wtedy byliśmy
bliscy anulowania niektórych rejsów, ale zacisnęliśmy zęby i
wytrzymaliśmy, żeby pokazać i klientom i sprzedawcom, że jesteśmy
wiarygodni, że latamy, że nie odwołujemy. A straty, cóż, to
koszt tytułu Króla Egzotyki (śmiech).

Dlatego też tej zimy zrealizujemy jak
najwięcej rejsów z naszej oferty, w tym te na Phu Quoc czy Phuket,
a proszę mi wierzyć nie jest łatwo sprzedawać rentownie te dwie
destynacje.

Ryzyko tak, ale bez wtopy

W lecie jednak pękliście – w
połowie sezonu odwołaliście wszystkie kierunki egzotyczne, kiedy
okazało się, że cena paliwa lotniczego w ciągu kilku tygodni
wzrosła dwukrotnie.

A to już zupełnie inna sytuacja.
Sprzedany w przedsprzedaży program Lato 2022 przy cenie za dolara
rzędu 4 złotych i 800 dolarach za tonę paliwa nijak się nie
bronił kiedy w sezonie dolar kosztował do 4,70 złotego, a tona
paliwa 1400 dolarów. Czym innym jest absorbowanie krótkoterminowych
strat w trakcie sezonu, a tak właśnie działo się zimą, a czym
innym zaliczenie kilkunastomilionowej wtopy, bo tyle mniej więcej
musielibyśmy dopłacić do czterech zaplanowanych na lato kierunków
dreamlinerowych. Na to nawet królowie egzotyki nie mogą sobie
pozwolić (śmiech).

Krótko mówiąc, na egzotyce można
zarobić lepiej niż na tradycyjnych kierunkach znad basenu Morza
Śródziemnego, ale można i dużo stracić. Czy w ostatecznym
rozrachunku gra warta jest świeczki?

W rejonie basenu Morza Śródziemnego
konkurencja jest ogromna – musimy walczyć nie tylko z innymi biurami
podróży, ale też z tanimi liniami lotniczymi czy globalnymi
graczami online typu Booking,com czy Airbnb. W wypadku egzotyki
sprawa wygląda nieco inaczej. Klienci wolą wybrać ofertę biura
podróży, bo boją się taki pakiet składać samemu. Łatwo jest
samemu sobie zorganizować wypad typu city break do Barcelony, ale
już do Wietnamu nie każdy sam się wybierze.

Sam produkt w postaci naszej wycieczki
z przelotem czarterem jest zresztą unikatowy – kto inny oferuje
bezpośrednie rejsy z Polski na Karaiby czy do Azji? Nie ma tego w
ofercie tradycyjnych przewoźników, nie mają tego lowcostowe linie
lotnicze. To luka, którą staramy się zapełnić na tym bardzo
konkurencyjnym rynku.

Wspomniał pan, że wycieczki
objazdowe, od których też czujecie się specjalistą, uzupełniają
wam pulę klientów w wypadku dalekich rejsów. Ale z tego co słyszę
turystyka objazdowa wraca po pandemii o wiele wolniej i oporniej niż
typowa turystyka wypoczynkowa.

Rzeczywiście, wycieczki wracały nieco
wolniej, ale w ostatnich miesiącach różnice w porównaniu z tym
samym okresem sprzed pandemii były już znikome. Dane z sierpnia czy
września pokazują, że wycieczek objazdowych sprzedaliśmy tylko
9 procent mniej niż w
roku 2019, podczas gdy w kwietniu czy maju sprzedawaliśmy o 40
procent mniej.

A gdyby latem w całości otwarta była
Azja to wynik na objazdówkach mielibyśmy identyczny jak w 2019.
Przed pandemią do Chin, Japonii, Singapuru, Indonezji czy Tajlandii
latało z nami mnóstwo klientów. Liczymy, że ta potrzeba szybko
wróci.

Skoro jesteście królem egzotyki i
pracowaliście na ten tytuł od lat, to jak zmieniała się pozycja
dalekich kierunków w produkcie Rainbowa?

Wystarczy powiedzieć, że jeśli
chodzi o same dreamlinery, to tylko w tym roku mamy o 56 procent
większą ofertę niż zimą 2021/2022, a w porównaniu z zimą
2019/2021 różnica wynosi ponad 100 procent.

Udział dalekich kierunków w całym
naszym produkcie rośnie zdecydowanie najdynamiczniej. Nie ukrywamy,
że chcemy trafić z egzotycznymi kierunkami pod strzechy,
spopularyzować je, przyzwyczaić klientów do dalekiego latania i
uczynić je jak najbardziej dostępne. Stąd m.in. wyloty z portów
regionalnych czy masa bardzo atrakcyjnych promocji cenowych.

Nie zapominajmy też, że poza ofertą
z dreamlinerami oferujemy masę wyjazdów do dalekich kierunków
mniejszymi, wąskokadłubowymi samolotami, najczęściej z lądowaniem
po drodze na tankowanie. Są to Gambia, Kenia, Oman, Emiraty Arabskie
i Zanzibar. Cały czas poszerzamy też paletę kierunków, przy
których korzystamy z samolotów rejsowych. Tych produktów mamy
mnóstwo, setki programów wycieczek do Stanów Zjednoczonych,
Australii, Ameryki Południowej, Indonezji, na Filipiny czy
Mauritius.

Klient odporny na inflację

Czasy nie sprzyjają taniemu
podróżowaniu. Jak tu trafić pod strzechy, kiedy drastycznie wzrosła cena paliwa lotniczego, a pozycja złotego w rozliczeniach dolarowych
jest najsłabsza od kilkunastu lat? Nie zapominajmy też o wzroście
kosztów utrzymania.

To prawda, że wycieczki do dalekich
krajów podrożały – to co rok temu kosztowało 4,5-5 tysięcy
złotych, w tym roku kosztuje 6-7 tysięcy złotych za osobę – ale
zakładamy, że nie zawsze tak będzie i ceny spadną. Dolar nie
będzie wiecznie kosztował 5 złotych, a paliwo lotnicze już w tej
chwili spada poniżej 1000 dolarów za tonę. Strategię układa się
na lata, a nie na miesiące. Nie mam wątpliwości, że egzotyka
będzie coraz dostępniejsza dla polskiego klienta.

Należy też pamiętać, że klient
korzystający z egzotycznych podróży to nieco inna grupa docelowa
niż klienci z basenu Morza Śródziemnego. To przedstawiciel wyższej
klasy średniej, w wieku co najmniej 50 lat, konsument o
ustabilizowanej sytuacji zawodowej i życiowej. którego dzieci już
wyfrunęły z gniazda rodzinnego. Wzrost raty kredytu nie uderza go
tak mocno, jak młodego kredytobiorcę na początku drogi zawodowej.
O ile ten drugi martwi się, czy pojedzie teraz na wakacje z całą
rodziną do Bułgarii, Grecji lub Turcji, o tyle ten pierwszy raczej
nie musi szukać oszczędności, żeby sobie pozwolić i na wakacje w
Europie i na daleki wyjazd raz w roku.

Na rynku mnożą się oferty
wyjazdów egzotycznych. W tym roku odważniej wszedł na to pole
potężny gracz, jakim jest Coral Travel. Zaoferował Tajlandię,
Wietnam, Dominikanę i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Czy nie boi się
pan „nadprodukcji” i co za tym idzie konieczności obniżania
cen?

Konkurencja towarzyszy nam cały czas,
na każdym odcinku naszej działalności. Rynek nie znosi próżni,
jak ktoś zrobi coś szybciej czy lepiej, to zaraz jest kopiowany. I
my też niejednokrotnie podpatrywaliśmy innych. To jest wyścig i my
chcemy być w tym wyścigu pierwsi, a konkurencja nas tylko do tego
motywuje.

Prezentacja prezesa Traveldaty przyciągnęła uwagę ponad 120 menedżerów różnych dziedzin turystyki

Ostatnie lata niepewności
spowodowały, że trudno sprzedać wycieczkę, szczególnie drogą, z
dużym wyprzedzeniem. Samoloty wypełniają się do ostatnich dni i
godzin przed odlotem. A często, jak pan wspominał, rentowność
lotu zależy od sprzedania tych ostatnich miejsc. Touroperatorzy
muszą mieć nerwy ze stali. To jeszcze jeden argument, że czasy nie
sprzyjają rozwijaniu tak ryzykownego produktu, jakim są dalekie
loty w samolotach czarterowych.

Rzeczywiście kupowanie last minute
chyba jeszcze z nami zostanie, przynajmniej przez tę zimę. Obecnie
mamy mocno niestabilną sytuację geopolityczną, inflację, wzrost
kosztów energii czy wreszcie obawy o nadchodzącą recesję.
Zapanowała ogólna niepewność wśród konsumentów, która w
sposób naturalny powoduje odkładanie decyzji zakupowych.

Ale touroperatorzy nauczyli się już
żyć z tym ryzykiem i tym ryzykiem zarządzać więc dla nas mniej
istotne jest, kiedy klient kupi, ale czy kupi, czyli czy nasz rynek
się nie skurczy. I tu śmiem twierdzić, że rynek turystyki
egzotycznej w tym roku się nie skurczy – to jest po prostu inna
grupa docelowa niż klienci do Turcji czy Grecji, o czym już
wspomniałem.

Dlaczego zawarliście umowę akurat
z LOT-em? Nie szukaliście tańszych przewoźników?

LOT gwarantuje największą stabilność
i przewidywalność naszego programu. A jest on w tym r … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUM Dąbrowa Górnicza: Wymarzony początek sezonu. MKS górą w derbach
Następny artykułWojciech Szczurek, prezydent Gdyni: Tereny zielone to kapitał miasta