A A+ A++

– Gdy drużynie nie idzie, zawsze jest potrzeba poszukiwań kozła ofiarnego. Kogoś, kogo będzie można obwinić o problemy. W Barcelonie kimś takim jest Griezmann. Był ostatnim letnim transferem, zapłacono za niego wielkie pieniądze i wiele oczekiwano. Wygląda na to, że obarczono go zbyt dużym ciężarem – wyznał w rozmowie z „El Desmarque” Martin Lasarte, szkoleniowiec, który ponad dziesięć lat temu wprowadził Francuza do wielkiej piłki w Realu Sociedad.

Griezmann jest łatwym celem dla katalońskiej prasy i kibiców. To fakt, nie opinia. Kiedy latem przychodził na Camp Nou, było jasne, że choć od lat jest jednym z czołowych piłkarzy na świecie, w nowym klubie nie będzie mógł liczyć na kredyt zaufania. Rok wcześniej odmówił przecież Barcelonie, mimo że szczegóły jego transferu były już dopięte. Na dodatek Francuz przez wiele tygodni zwodził Katalończyków, podgrzewając atmosferę w mediach społecznościowych, gdzie odliczał dni do ogłoszenia decyzji o swojej przyszłości. W efekcie o tym, że Griezmann się rozmyślił i postanowił zostać w Atletico, pion dyrektorski Barcelony dowiedział się z twittera.

Po kilku miesiącach temat transferu napastnika mimo to powrócił i tym razem obie strony doszły do porozumienia. Kibice nie zapomnieli jednak piłkarzowi szopki odstawionej kilka miesięcy wcześniej – jego zachowanie odebrali jako brak szacunku zarówno wobec klubu, jak i ich samych. Po transferze przekaz wydawał się dość oczywisty. Jeśli Griezmann chce szacunku fanów z Katalonii, będzie musiał na niego zapracować mocniej niż inni.

WIDEO: Co dalej z ligą angielską? Na szali 750 mln funtów. Rozmowa z Łukaszem Fabiańskim

Zobacz wideo

Griezmann, czyli do trzech razy sztuka

Również zarząd klubu, choć nie przyzna tego otwarcie, oczekiwał po Francuzie szybkiej odpowiedzi na boisku. Prezes Josep Maria Bartomeu od dwóch lat bezskutecznie poszukiwał następcy Neymara – którego odejście jest jedną z największych rys na wizerunku działacza – wydając w tym celu łącznie około czterysta milionów euro. Ani Ousmane Dembele, borykający się niemal bez przerwy z kontuzjami, ani Philippe Coutinho nie zdołali wypełnić pustki po dawnej gwieździe Barcelony. Griezmann jest trzecim podejściem Bartomeu, który chcąc liczyć na głosy socios w przyszłorocznych wyborach na prezesa, nie może pozwolić sobie na kolejny transferowy niewypał.

Problem polega na tym, że Francuz nie był, nie jest i nie będzie zawodnikiem o charakterystyce Neymara. Obsadzany w większości spotkań na pozycji Brazylijczyka, wysoko na lewym skrzydle, traci swoje atuty. Nie może grać za środkowym napastnikiem ani na prawym boku, tak jak robił to w Atletico czy reprezentacji Francji, bo w Barcelonie to sektor zajmowany przez Lionela Messiego. Brak chemii z Argentyńczykiem to zresztą kolejny problem Griezmanna, który wytyka się Francuzowi, ale to, podobnie jak pozycja, może być wyłącznie kwestią adaptacji, na którą trzeba czasu. Czasu, którego zawodnikowi nie dano.

Niedoceniony pracuś

Barcelona w tym sezonie zawodziła od samego początku. Mimo że zastrzeżenia można było mieć do niemal każdego zawodnika pierwszego składu z wyjątkiem Messiego, najwięcej uwagi i tak poświęcano Griezmannowi. Temu, który w pierwszych miesiącach miał największe prawo do tego, by nie prezentować jeszcze swojego optymalnego poziomu.

Krytyka ta zresztą i tak była wyolbrzymiona. Francuz grał nierówno, to prawda, ale gołym okiem można było dostrzec, że wnosi do drużyny energię i balans pomiędzy atakiem a defensywą. Francuz dawał zespołowi oddech, grając na całej długości boiska. Świetnie zakładał pressing i wracał się do obrony, czego Suarez czy w szczególności Messi nigdy nie robili tak regularnie. Choć miał w ataku problemy z komunikacją z kolegami, to i tak w trzydziestu siedmiu meczach zanotował czternaście goli (drugi po Messim najlepszy wynik w zespole) i cztery asysty. W swoim pierwszym sezonie w Barcelonie Neymar zaliczył tylko jedno trafienie więcej. Oczywiście był to debiut Brazylijczyka w Europie, ale mimo wszystko w przeciwieństwie do Francuza grał on na swojej nominalnej pozycji.

Nowe otwarcie, powrót siódemki

Griezmann nie będzie drugim Neymarem, to wiemy. Ale nie oznacza to, że nie może stać się dla Barcelony piłkarzem równie ważnym. Sam napastnik chce zacząć wszystko od nowa. Podczas prowadzonego przez niego niedawno streamu przyznał, że chciałby zmienić numer, z którym występuje (siedemnaście), na siódemkę, z którą gra w reprezentacji, a wcześniej robił to też w Atletico. Nowy numer, nowe otwarcie. Może właśnie tego drugiego (oraz zaufania) potrzebuje teraz najbardziej Griezmann, by wrócić do szczytowej formy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZderzenie na skrzyżowaniu [ZDJĘCIA]
Następny artykułWrocław: rośnie liczba zakażonych w Dolnośląskim Centrum Onkologii