W ciągu czterech lat od wydania czwartego w swoim dorobku, nagrodzonego Grammy LP “Take Me To The Alley” Gregory Porter nie próżnował – zdążył przecież nagrać tribute album dla swojego idola i ewidentnej inspiracji Nat King Cole’a, rok później wypuścił też album nagrany na żywo w słynnej londyńskiej sali koncertowej Royal Albert Hall. Kolejny oficjalny studyjny longplay to jednak inna kategoria, inne oczekiwania, inna presja…
No właśnie, ale czy Gregory kiedykolwiek dał po sobie i swojej twórczości poznać, że odczuwa jakąś ogromną presję? Raczej nie – zbliżający się do okrągłych pięćdziesiątych urodzin muzyk rodem z Los Angeles to sztandarowy przykład świadomego i pewnego siebie artysty, który konsekwentnie idzie swoją drogą, wytaczając własne ścieżki i stopniowo zaskarbiając szacunek i uwagę przemysłu muzycznego, krytyków, a także – podbijając serca słuchaczy na całym świecie (pamiętny występ na Warsaw Summer Jazz Days w 2014 roku!). Co fenomenalny soulowo-jazzowy wokalista przygotował dla nas zatem na swoim zeszłorocznym krążku “All Rise”? Krążku, który – warto dodać – już dzisiaj w nocy ma okazję zdobyć nagrodę Grammy za Najlepszy Album R&B!
Pierwsze dźwięki, które witają nas na albumie wspaniale zapowiadają to, czego możemy się spodziewać przez najbliższą godzinę. Głęboki, aksamitny, wręcz kojący wokal Gregory’ego otoczony jest w “Concorde” mozaiką instrumentów i porywających, dynamicznych aranżacji. Niegdyś podążający za w gruncie rzeczy minimalistycznymi, subtelnymi jazzowymi kompozycjami ograniczającymi się do pianina, kontrabasu i perkusji, na “All Rise” Porter niesiony jest bogatymi, kolorowymi podkładami, inkorporującymi również w rozmaitych konfiguracjach pokaźną sekcję dętą, organy, wieloosobowe chórki, gitarę, a także mistrzowskie smyczki autorstwa London Symphony Orchestra. Wszystko to sprawia, że muzyka, którą znajdziemy na “All Rise” przestaje podpadać pod w gruncie rzeczy wąską szufladkę wokalnego jazzu, a wychodzi daleko poza nią, oferując nam wybuchową, nie tak łatwo przewidywalną mieszankę jazzu, soulu, bluesa oraz skocznej muzyki gospel (singlowe “Revival Song”). [Stąd też tegoroczna nominacja Grammy – już nie w kategorii Jazz, jak to dotąd miało miejsce, a R&B.]
To wszystko sprawia, że “All Rise” raz porywa, niemalże podnosząc z siedzenia energetycznym kopem na rozpęd, a za chwilę uspokaja, przenosząc nas do zadymionego kameralnego pubu, aby zaraz znów zaskoczyć czymś nowym – tak jak przywołującym na myśl dokonania Marvina Gaye’a w latach 70., złotym soulowym “Faith In Love”. Pod kątem muzycznym Porter przeniósł na tym albumie swoje brzmienie na zupełnie inny poziom, nie zatracając przy tym oryginalnego klimatu – a rezultaty tej szeroko zakrojonej współpracy wciągają, zachwycają i zwyczajnie cieszą. Udziela się to też samemu gospodarzowi, który daje się ponieść muzyce, uwalniając pełną skalę wokalu – tak jak w imponującej końcówce niesamowitego “Phoenix”.
W dzieciństwie mój głos działał na mnie kojąco i sądzę, że inni doświadczają czegoś podobnego. Staram się, aby te utwory były moim lekarstwem. – stwierdził sam Gregory i trudno się z tym nie zgodzić. Pełen klasy, dostojny wokal wydaje się wręcz wyjęty z innej epoki, a poetyckie, wielowarstwowe, pełne klasy teksty autorstwa samego Portera sprawiają, że przenosimy się niemalże w inny świat. Świat, w którym czas płynie powoli, ludzie są sobie życzliwi i pomocni, a zamiast chaosu i paranoi odczuwamy pokój. Co nie znaczy, że Gregory tworzy jaką sielankową utopię – siódme na płycie, bluesowe “Long List Of Troubles” mówi o codziennych trudach, przeszkodach, samotności i rozczarowaniach, ale zarazem niesie w sobie ogromną siłę i motywację, ubierając w nowe słowa nieśmiertelną zasadę “co Cię nie zabije, to Cię wzmocni”.
I’ve learned to breathe underwater
And lay fire to bed
I’m just a man under pressure
Like Muddy Waters said
Disappointment can drop me
From a thousand stories high
I got a spare set of wings
Watch me fly
Zapytany o utwór “Revival Song”, ale również nawiązując do całego “All Rise”, Gregory wyjaśnił: Dla mnie, to przesłanie o kroczeniu przez życie z pewnym lękiem i brakiem wiary w siebie, oraz punkcie, w którym chwytasz się czegoś, co jest prawdziwe i poznajesz to, co ma prawdziwą wartość. Jak już uczepisz się mocno tej prawdy, odnajdziesz brak strachu. – to właśnie słyszymy na “All Rise”, albumie pełnym pasji, szczerych życiowych przemyśleń oraz zaraźliwej, ujmującej pogody ducha. To niezwykle potrzebny w obecnym czasie krążek i mocno trzymam kciuki za jego sukces na największej ze scen amerykańskiego przemysłu muzycznego już dzisiaj w nocy. Od siebie natomiast wystawiam piątkę z plusem w skali szkolnej i odpalam CD po raz kolejny.
Pod spodem kilka teledysków promujących album oraz galeria zdjęć wydania fizycznego – dostępnego w polskich sklepach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS