A A+ A++


Wyciek ropy, do którego doszło w maju w Republice Komi, na północy Federacji Rosyjskiej, to groźba dla tamtejszej przyrody i mieszkańców. Według niektórych danych powierzchnia skażenia wynosi ok. 12 tys. km kwadratowych. Do awarii w tym regionie dochodzi regularnie.

– Najsmutniejsze nie jest to, że nastąpił ten konkretny wyciek, bo one się zdarzają, a to, że to już jest systemowe. Ogółem w Federacji Rosyjskiej, według oficjalnych danych, co roku dochodzi do blisko 10 tysięcy pęknięć rurociągów – powiedział PAP Iwan Błokow z rosyjskiego oddziału organizacji Greenpeace.

Rosyjscy naukowcy utajnili raport o skażeniu Syberii

Doniesienia o awarii rurociągu na rzece Kołwa, należącego do koncernu naftowego Łukoil, pojawiły się 11 maja. Władze Republiki Komi potwierdziły, że wyciek nastąpił w rejonie miasta Usinsk. Pierwsze oceny ilości ropy, która wydobyła się z pękniętego rurociągu mówiły o 6-7 tonach. Potem firma Łukoil-Komi przyznała, że do rzeki i gruntu trafiło 90 ton ropy.

W mediach pojawiły się nagrania wideo zrobione przez mieszkańców, na których widać unoszący się po rzece czarny lód. Mieszkańcy informowali też o ostrym zapachu utrudniającym oddychanie.

Lód skażony ropą naftową na rzece Kołwie. Zdjęcie: Iwan Molkow. Źródło: greenpeace.ru

Kolejne rzeki przeniosły ropę przez kilkaset kilometrów i według ekologów plama ropy może w najbliższych dniach trafić do Morza Barentsa.

Błokow, który wypowiadał się dla PAP 17 maja ocenił, że wyciek jest dość poważny w porównaniu z analogicznym sprzed kilku lat.

– Jest jednak znacznie mniejszy niż najstraszniejszy wyciek w 1994 roku – dodał.

Rosyjska ropa skończy się w 2080 roku

Ekspert Greenpeace miał na myśli awarię, która do dziś uważana jest za największą na świecie, jaka wydarzyła się na lądzie. W 1994 roku w rejonie usinskim rurociąg Woziej-Gołownyje pękł w kilku miejscach i na ziemię trafiło co najmniej 100 tys. ton ropy. Zdaniem Błokowa oceny mówiące o 200 tys. ton są bliskie prawdy.

Ekspert Greenpeace zastrzega, że na razie trudno oceniać skutki obecnej awarii na Kołwie. Zwraca jednak uwagę, że pojawienie się w tundrze plamy ropy oznacza odcięcie dostępu tlenu. Jeśli ropa nie zostanie zmyta przez deszcz, to część tundry zginie, a jej odrodzenie zajmie dziesiątki, jeśli nie setki lat.

Mapa wycieków ropy na rzece Kołwie w kwietniu i maju 2021 roku. Grafika: Greenpeace Rosja

Na terenie wycieku z 1994 roku, w obszarze nieco na południe od tundry, po 20 latach od tamtej awarii nadal nie zaczęły rosnąć drzewa, mimo że ropę stamtąd usunięto.

– Tundra jest jeszcze bardziej wrażliwa – podkreśla Błokow.

Rezultatem wycieków ropy jest też skażenie wody pitnej i rzeki, żyjącej w niej roślinności i ryb. Skutki obecnej awarii odczują mieszkańcy, którzy żyją z rzeki i dla których jest ona źródłem dochodów.

Od 1994 roku w tym regionie regularnie dochodzi też do pęknięć gazociągu. Poważna awaria nastąpiła w 2013 roku, kolejna – w październiku 2020 roku. Niepotwierdzone pogłoski mówią o kolejnym pęknięciu w marcu br.

Działacz Greenpeace podkreśla, że od 90-98 proc. pęknięć rurociągów następuje z powodu korozji. Wymiana rur kosztowałaby – jego zdaniem – tyle, ile sumy wypłacane przez 2-3 lata akcjonariuszom firm naftowych.

– To nie tak duży koszt ochronienia przyrody – zauważa.

Jednak takie działania nie są podejmowane, a dane zawarte w raportach rocznych firm naftowych o wielkości wycieków często „różnią się od rzeczywistych” – uważa Błokow.

Rzeka ropy, fenolowe jezioro, płonąca kopalnia. Jak przemysł truje Rosję WYWIAD

pj/belsat.eu wg PAP

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAdam Niedzielski: Mamy wygaszenie trzeciej fali, jedynym ryzykiem nowe mutacje
Następny artykułOdnaleziono portfel wraz z pieniędzmi!