A A+ A++

Aleksander Śliwka kończy ostatnią akcję finału mistrzostw Europy, w którym polscy siatkarze wygrywają efektownie z Włochami 3:0. Zaraz potem następuje wybuch euforii. U wszystkich poza Nikolą Grbiciem. Szkoleniowiec najpierw właściwie nie okazuje żadnych emocji, potem pokazuje takie, którego bardzo rzadko można publicznie u niego zobaczyć. Dopiero po ceremonii medalowej w nocy opowiada grupce dziennikarzy, co było tego przyczyną.

Zobacz wideo
Karol Kłos po nieudanym dla Polaków Memoriale Wagnera: Nie zawsze da się wygrywać

Szczególna data Grbicia – trzy wydarzenia. “Nie jestem beksą”

Śliwka kończy punktem sobotni mecz w Rzymie, rezerwowi w pędzie wskakują na boisko i zaczynają celebrować sukces z kolegami, którzy przed chwilą jeszcze walczyli tam o cenne punkty. Członkowie sztabu szkoleniowego zaś doskakują do Grbicia i również cieszą się ze złotego medalu. Tymczasem Serb wygląda jak zamurowany. Po chwili oddycha krótko, a nieco później opuszcza boisko i na trybunach wpada w ramiona najbliższych.

Gdy wraca, to prosi jednego ze swoich asystentów o chusteczki higieniczne. Widać wtedy z daleka, że ma mokre oczy. Następnie siada na krzesełku tuż przy boisku i – odwrócony od części publiczności plecami – płacze. Nie jest to jednak – wbrew pozorom – tylko wzruszenie związane z życiowym sukcesem 50-latka.

– Mój ojciec zmarł tego dnia, 15 lat temu. To dla mnie szczególna data. Nie sądziłem, że tak mnie to poruszy, ale jednak. To także dzień, w którym w 2001 roku – jeszcze jako zawodnik – wygrywałem mistrzostwo Europy, więc to nie jest smutny dzień. Teraz mam po prostu więcej miłych wspomnień z nim związanych – tłumaczy dziennikarzom.

Milos Grbić był także pierwszym trenerem utalentowanych i utytułowanych synów. Nikola bowiem olimpijskie złoto z Sydney i brąz z Atlanty zdobył razem ze starszym bratem Vladimirem. Ojciec był ich pierwszym trenerem. Młodszego z synów przestawił również z przyjęcia na rozegranie. Grbić junior został potem jednym z najsłynniejszych zawodników na tej pozycji w historii siatkówki.

Szkoleniowiec Polaków ma też jeszcze inne wspomnienie związane z halą Pala Lottomatica, w której odbyła się faza medalowa tegorocznych ME. W 2010 roku odbyły się tam mistrzostwa świata, którymi zakończył reprezentacyjną karierę. Dostał też nagrodę dla najlepszego rozgrywającego.

– Nie jestem beksą, ale akurat w tym dniu tak wyszło. Emocje zebrały się po meczu. Nie mam czasu na to w trakcie spotkania. Myślę wtedy tylko o tym, co powinniśmy zrobić na boisku, by wygrać – dodał Serb.

Sobotni triumf jego drużyny na żywo obserwowała grupa jego bliskich. – Moja żona, dzieci, kuzynka, brat żony. Mój brat nie interesuje się moimi meczami (lekki uśmiech). A tak na poważnie, to niedługo udaje się do Mongolii. Mieszkam z rodziną w Perugii, 2 godziny drogi od Rzymu, więc to nie był żaden problem. Bliscy byli też w Krakowie (odbywa się tam Memoriał Huberta Wagnera – red.) – opowiadał szkoleniowiec Biało-Czerwonych.

Najtrudniejszy wcale nie był finał. Serwis wreszcie się wstrzelił. “Zasłużył na to wszystko”

Zaprzeczył przy pytaniu, czy był to najtrudniejszy mecz Polaków w tych ME. On sam przywołuje tu wygrany 3:1 ćwierćfinał z Serbią.

– Naprawdę tak uważam, bo po pierwsze grasz wówczas z zespołem, który nie jest faworytem. To ćwierćfinał, więc rywale zagrali zupełnie bez presji, agresywnie. Naprawdę trudno jest grać przeciwko takiemu przeciwnikowi. Moim zdaniem, gdy uporaliśmy się z tymi trudnościami, to stało się to trochę… nie chcę powiedzieć, że łatwiejsze, bo to nigdy nie jest łatwe, ale z emocjonalnego punktu widzenia wypuściliśmy trochę powietrza – podsumował Grbić.

Dotychczas Polacy błyszczeli w tych ME w bloku. W finale zdobyli dzięki temu elementowi bezpośrednio zaledwie cztery punkty, przy sześciu po stronie ekipy Italii. Serb wyraźnie zaznaczył, że miało to związek z bardzo dobrym przygotowaniem taktycznym obu drużyn. Chwalił zaś mocny serwis od początku finału.

– To był jeden z naszych najlepszych meczów w tym elemencie, zwłaszcza w pierwszym secie. Mieliśmy 6 błędów i 4 asy. Do tego wiele serwisów sprawiało Włochom problem. Nie mieli pozytywnego przyjęcia. Kiedy je zaś mieli, to atakowali ze skutecznością 90 proc. Na szczęście dla nas, nie zdarzało się to za często. Byłoby nam bardzo trudno zagrać w systemie blok-obrona, gdyby nie nasze mocne zagrywki – analizował Serb.

Jedną z głównych postaci finału był Norbert Huber. Już na wstępie męczył Włochów potężnymi zagrywkami, potem dokładał do tego także punkty w innych elementach oraz skuteczność w obronie. Robiło to wrażenie szczególnie w przypadku mierzącego 2,06 m środkowego.

– Zasłużył na to wszystko. Nie jest łatwo zastąpić takiego zawodnika jak Mateusz Bieniek, który jest dla nas niezwykle ważny. Norbert zagrał już wiele spotkań i ma w sobie tę jakość. To nie tak, że odkrywamy coś nowego. Oczywiście, nie pokazywał tego wcześniej w reprezentacji, ale cieszę się, że pokazał to w tym turnieju – ocenił Grbić.

Ucieszyła go również mocno świetna dyspozycja w sobotę Wilfredo Leona, który został MVP turnieju. To dla niego drugi złoty medal w kadrze (wcześniej w tym roku Biało-Czerwoni wygrali Ligę Narodów).

– W przypadku Wilfredo fajne jest zwłaszcza to, że zdobył ten drugi krążek tutaj, we Włoszech. Po poprzednim sezonie w Perugii był ekstremalnie zmotywowany – wspominał szkoleniowiec.

Jak dodał, wicemistrzowie świata 2022 wrócą do treningów w czwartkowe popołudnie. Przed nimi bowiem jeszcze ostatni cel w tym sezonie – turniej kwalifikacyjny do igrzysk. 

– Na początek zaczniemy od siłowni w Spale. Mamy tylko 5 dni na to, by przygotować się do kolejnego turnieju – zaznaczył Grbić.

I przekazał, że wobec kłopotów zdrowotnych Bieńka (pięta) i Bartosza Kurka (biodro) do kadrowiczów trenujących przed wylotem do Chin dołączą ponownie Karol Urbanowicz i Bartłomiej Bołądź.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAdrian Rzytki opowiadał o „Bezpiecznej drodze”
Następny artykułRozpoczynamy trzeci dzień Jarmarku św. Michała