Polscy siatkarze w finale mistrzostw Europy zmierzą się z Włochami. Rok temu także spotkali się w finale, ale mistrzostw świata. Wtedy w Katowicach triumfowali Włosi, teraz można – pół żartem, pół serio – założyć, że skoro gramy w Rzymie, to świętować powinni Polacy.
Po porażce w finale MŚ Grbić był w dołku. “Wypruty emocjonalnie”
11 września zeszłego roku Polakom nie było jednak do śmiechu. Wygrany pierwszy set był jedynym, który poszedł po myśli drużyny trenera Nikoli Grbicia. I choć jego siatkarze potrafili się uśmiechnąć po wręczeniu srebrnych medali i cieszyć z kibicami, to Serb myślami był zupełnie gdzie indziej. Minę miał zamyśloną lub smutną. Gdy słuchał włoskiego hymnu podczas ceremonii zamknięcia MŚ, wyglądał, jakby był tam za karę.
– Miałem okres, kiedy byłem w dołku, zawiedziony tym, jak zakończyły się mistrzostwa świata – mówił nam miesiąc później. – Byłem wypruty emocjonalnie. To była moja szósta szansa na złoto mundialu i znowu się nie udało, a w zasadzie tylko jego mi brakuje – przyznał wciąż wyraźnie rozczarowany porażką.
“Bardzo ciężko to zniósł. To było dla niego jak nóż w plecy”
Dłuższy czas nie mógł ani nie chciał się z porażką do końca pogodzić. Choć nie wrócił do pracy w klubie, a odpoczywał z rodziną, to dało się wyczuć, że jeszcze kilkanaście dni po przegranej w finale w Katowicach wciąż miał ją w głowie. – Bardzo ciężko to zniósł. To było dla niego jak nóż w plecy. Zawodnicy, których znał i trenował w Perugii, wspięli się na swój najwyższy poziom i wygrali przeciwko jego Polsce. To musiało zaboleć – przekazał w niedawnej rozmowie ze Sport.pl brat Nikoli, Vladimir.
– Zdradził mi, jak wyglądał zespół przy okazji tego meczu. Był emocjonalnie wypruty, zbity jeszcze przed wejściem na boisko. Powiedziałem mu: “Przecież wiesz, że nie przyjechałeś tam po mistrzostwo świata. Fajnie byłoby je wygrać, ale oni zdobyli już dwa złota MŚ. Jesteś tam po to, żeby zdobyć złoto igrzysk” – opisywał mistrz olimpijski z Sydney.
Zemsta? Grbić już w lipcu mówił: “Wszystko jedno”. Ale takie zwycięstwo by smakowało!
Teraz Nikola Grbić nie potrzebuje się już pocieszać. Nie chce też, żeby podchodzić do każdego meczu z Włochami jak do zemsty. Już w lipcu, w trakcie finałów Ligi Narodów, była szansa, że o złoto Polacy zagrają właśnie z Włochami. Wtedy w półfinale pokonali ich jednak Amerykanie i do powtórki finału MŚ nie doszło. Grbić, kiedy pytaliśmy go o ten scenariusz, gdy jeszcze był możliwy, nie chciał sobie nim zaprzątać głowy. – Wszystko mi jedno – mówił. Wolał się skupić na własnym zespole.
Oczywiście, w podejściu do meczu nie ma co zawierać żądzy zemsty. Ale za to jak takie zwycięstwo by smakowało! Choć Grbić powtarza, że nie chodzi o pokonanie drużyny Ferdinando De Giorgiego, a dodanie do kolekcji kolejnego złota, to zapewne szepnąłby włoskiemu szkoleniowcowi po wygranej: “Tym razem cię mam”. Tak jak przed półfinałem ze Słowenią w polskim obozie niewiele mówiło się o klątwie, czyli czterech kolejnych porażkach z tym zespołem na mistrzostwach Europy, ale gdy Grbić po zwycięstwie przyszedł do dziennikarzy, to przywitał ich pytaniem: “I kto wygrał ze Słowenią?”. Żartobliwym, ale jednak ciut na serio.
Polacy w lepszej sytuacji niż na MŚ. Teraz wypada, że powinni wygrać
Grbić i polski zespół do zemsty mają teraz lepsze warunki. Nie chodzi o to, że teraz mogą odebrać Włochom triumf na ich własnej ziemi. W zeszłym roku Polacy do finału przystępowali potężnie zmęczeni: w ćwierćfinale i półfinale zagrali wyczerpujące, nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie, tie-breaki. Amerykanów pokonywali w Gliwicach w bardzo trudnej sytuacji, gdy po prowadzeniu 2:0 rywale nacisnęli i prawie odwrócili losy spotkania. Z Brazylijczykami wygrali za to po niezwykle wyrównanym meczu. Dlatego do finału z Włochami przystępowali, jak opisał to Vladimir Grbić, “emocjonalnie wypruci i zbici”.
Teraz jest inaczej. Polacy nie grali jeszcze tie-breaka na tych mistrzostwach. Owszem, każdy z meczów fazy pucharowej – 3:1 z Belgią, 3:1 z Serbią i 3:1 ze Słowenią – był niełatwy i miał momenty, gdy gra drużyny Grbicia nieco się chwiała. Zazwyczaj na początku spotkania. Ale Włosi też nie mieli spacerków. W 1/8 finału może i pokonali pewnie Macedonię Północną w trzech setach, ale w ćwierćfinale z Holendrami grali już pięć. Stracili wtedy kluczową postać – kontuzji doznał Roberto Russo, a rywale byli o krok od wyrzucenia ich z turnieju. Przetrwali jednak trudny moment i awansowali do półfinału. W nim potwierdzili klasę i pokonali 3:0 Francuzów. Choć skończyli mecz szybko, to późno, bo blisko godz. 23. Czasu na odpoczynek mieli zatem mniej niż Polacy, którzy cały wieczór mogli swój mecz w spokoju odreagować.
Od sześciu spotkań Polacy i Włosi wymieniają się wygranymi i teraz wypada, że powinni wygrać zawodnicy Nikoli Grbicia. W tym sezonie grali z Włochami dwukrotnie: w fazie zasadniczej Ligi Narodów zwyciężyli 3:1, a potem w tych samych rozmiarach przegrali sparing w ramach Memoriału Huberta Jerzego Wagnera w Krakowie. To jednak mecze, z których sztaby obu drużyn mogą jedynie czerpać dane do analizy przed sobotnim starciem. To ono będzie najważniejsze. Początek spotkania zaplanowano na godzinę 21. Relacja na żywo na Sport.pl.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS