A A+ A++

Walentynki to święto, które przypomina nam o ważnym uczuciu, jakim jest miłość. Czym jest miłość? Jakie problemy występują w związku? Jak z nimi sobie poradzić? Jaka jest recepta na miłość? Na wszystkie pytania odpowiedzi udzieliła nam Katarzyna Kęsicka.

Doktor Katarzyna Kęsicka jest certyfikowanym psychoterapeutą, psychosomatoterapeutą, fitoterapeutą dyplomowanym przez Wydział Farmacji Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Jest również członkiem sekcji fitoterapii Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Odbyła liczne szkolenia w Polsce, Europie i na Syberii z medycyny spersonalizowanej i ziołolecznictwa anti age, uzyskała certyfikaty akredytowane przez Uniwersytet Medyczny w Tomsku oraz Ministerstwo Zdrowia Federacji Rosyjskiej. Podchodząc holistycznie do problemu pacjenta łączy obie specjalizacje z psychoterapii i ziołolecznictwa, aby tworzyć jedną całość w regeneracji ciała i psychiki. Katarzyna Kęsicka posiada w Działdowie Specjalistyczne Centrum Psychoterapii i Ziołolecznictwa.

Zacznijmy od bardziej filozoficznego pytania, czym właściwie jest miłość?
— Można byłoby różnie odpowiedzieć, czy to w systemie biologicznym czy psychologicznym. To rozpad molekuł na najmniejsze części, stan szaleństwa, stan ekscytacji- dla mnie, ale myślę, że dla wielu ludzi to właśnie miłość. Stan biologiczny, chemiczny, zachodzenie różnych procesów w organizmie. To, co pierwsze przychodzi mi do głowy.

Na początku związku wszystko jest piękne, a każda chwila magiczna. Po jakimś czasie motylki z brzucha wyfruwają i zaczyna się szara rzeczywistość, pojawiają się pierwsze problemy, kłótnie. Dlaczego tak się dzieje?
— Ten stan trwa do około pół roku, czasem dłużej. Fascynacja drugą osoba, gdzie nie widzimy różnych rzeczy lub przymykamy oko na coś, co tak naprawdę, by nam nie pasowało. Po tym czasie spadają różowe okulary i zaczynamy widzieć człowieka takim jaki jest, jak się zachowuje, jakie ma wady. Zaczynamy przeciągać człowieka na swoją stronę. Tu wkraczamy już w pojęcia rodzinnych sposobów radzenia sobie z problemami. I albo pani próbuje swojego wybranka przeciągnąć na zachowania, jakie są w jej rodzinie, albo pan próbuje wdrożyć swoją partnerkę w zachowania, jakie w jego rodzinie panują. Nie zawsze partnerzy się na to zgadzają i z tego właśnie powstają konflikty. Z chęci dopasowania partnerów do schematu życia w danej rodzinie. Jest jeszcze kolejna pułapka związana z problemami z osobowością, różnymi zaburzeniami, gdzie np. bojąc się odrzucenia, w duchu nie zgadzamy się na jakieś zachowania, które nasz partner robi, ale bojąc się odrzucenia, tego że partner odejdzie i zostaniemy sami, zgadzamy się na to. Przez swój lęk przed odrzuceniem i zgadzanie się na różne pomysły partnera, które niekoniecznie nam się podobają, albo kompletnie nie mamy na nie miejsca, można sobie dużo kłopotów w życiu narobić. A tymi kłopotami mogą być choroby psychiczne i somatyczne.

Co zrobić w przypadku pierwszej sytuacji? Jak pokonać problem przeciągania się na swoje strony?
— Ogromnie ważne są granice. Od początku, po fazie różowych okularów ważne jest, żeby każda osoba znała i szanowała granice drugiego. Jak się to osiągnie i nie będzie wchodziło się na teren drugiego, wymuszało zachowań, tłumiło emocji, związki udadzą się. Podstawa jest także rozmowa oraz godzenie po kłótniach. Są rzeczy, które można odpuścić, nie wchodzić na obszar, który nie jest dla nas dozwolony, zwłaszcza w związkach patchworkowych, gdzie para się poznaje i ma już swoje rodziny. Są po rozwodzie i po podobnych przejściach, posiadają dzieci z wcześniejszych związków. Taka para musi wypracować sobie swój własny styl bycia razem ze sobą, gdzie nie wtrącają się w tamte rodziny i nie zabierają na to swojej energii. Muszą oni stworzyć swoją przestrzeń, swoje miejsce niezależne od poprzednich relacji, gdzie panują ich własne ustalone zasady, a nie wzorce z poprzednich rodzin. „Stare rodziny” natomiast mają za zadanie uszanować nowy związek.

A jeśli chodzi o ten lęk przed odrzuceniem? Dlaczego on właściwie powstaje?
— To już temat do pracy psychoterapeutycznej, ponieważ są różnego rodzaju uwikłania osobowościowe albo zaburzenia osobowości, kłopoty w relacji z matką/ojcem, w szczególności trudna relacja z matką. Żale, złości, poczucie odrzucenia przez matkę, poczucie nieważności i zaniedbania, brak zainteresowania są sprawami do przepracowania na terapii. Taka osoba w przyszłości szuka partnera, który staje się po matce kolejnym obiektem, najbliższą osobą, z którą się mieszka, z którą się jest. Matka wypuszcza dziecko do świata i wtedy kolejna po matce, najbliższa osoba staje się głównym obiektem. I tak naprawdę przez całe życie mamy jakiś obiekt. Jak się rozpoczną relacje z matką, tak później odwzorowują się w przyszłości z innymi ludźmi. Gdy na pierwszym, wstępnym kawałku życia relacje z matką nie ułożyły się, to schematy związane z odrzuceniem, nieinteresowaniem się, czy nieobecnością matki mogą powtórzyć się w przyszłości. Dla dziecka każde momenty bycia z matką są ważne szczególnie na nieświadomym poziomie. Gdy matka jest niedostępna np. jest chora, pochłonięta swoimi sprawami, trudnymi relacjami z mężem/partnerem, albo alkoholizmem lub wieloma innymi, dziecko wie, że może mieć tylko chwilę obecności z matką, a potem ona wraca do swojego schematu funkcjonowania. I tak się przeplata obecność z nieobecnością, na co dziecko zgody nie ma i nie rozumie tego, często obwiniając się za taki stan rzeczy. Człowiek, który ma tego typu start, schemat w życiu, później zaczyna go odtwarzać całkowicie nieświadomie. Myśli, że partner nie będzie na niego czekał, że go zostawi, nie będzie go chciał. Dorośli ludzie nawet po 40-stce, 60-tce mogą mieć schematy jak dzieci 6-7 letnie. W gabinecie psychoterapeutycznym, gdy poruszamy struktury dziecięce, bardzo dobrze je widać. Zaczyna się rozmawiać z dorosłą osobą i ona schodzi na tor smutku, samotności, braku, złości, dziecięcych lęków, taka osoba przeistacza się, jakby rozmawiało się z dzieckiem. A to przecież dorosła osoba, która na innych polach np. w życiu zawodowym, świetnie sobie radzi, ma renomowany zawód, a na polu osobowościowym jest niedojrzała, samotna, przerażona. Dopiero na psychoterapii można wykonać pracę, żeby tą część osobowości, która utknęła gdzieś dawno w dzieciństwie odblokować. Często ludzie nie zauważają swojego problemu, zazwyczaj myślą, że to z kimś jest coś nie tak. Nie zauważają tego schematu. Nie umieją pilnować bycia w rzeczywistości.

Mam wrażenie, że kobiety mają skłonność do układania sobie życia z „zimnymi draniami” niż spokojnymi, ułożonymi mężczyznami, czy jest w tym trochę prawdy? Dlaczego tak się dzieje?
— Tu można sporo powiedzieć. Pierwsza rzecz: to może być dynamika związana z ojcem. Druga- osobowościowe zaburzenia związane z masochizmem, gdzie kobieta czerpie gratyfikacje, gdy jest upokorzona, gdy czuje, że jest ktoś nad nią wyżej, wtedy żaląc się innym wymusza wsparcie i pocieszenie, po czym nie zmienia w swoim życiu nic, przez całe lata nadal mieszkając z tyranem, draniem, lub alkoholikiem i dalej narzeka lubując się w cierpieniu. Trzecia to utajona agresywność kobiety, której sama nie wyraża, a druga strona – ten zimny drań, który zazwyczaj jest jawnie agresywny, otwarcie pokazuje swoją agresywność, siłę – rekompensuje jej brak umiejętności bycia jawnie agresywną. Taka kobieta może nie znać swojej siły, potencjału agresywnego i może ją ciągnąć do takiego mężczyzny. Gdyby uświadomiła sobie ten potencjał, poznałaby swoją ciemną stronę, nie potrzebowałaby takiej osoby, byłaby kompletna sama ze sobą.

Czy to działa też w drugą stronę?
— Oczywiście, można to przenieść. Często można dostrzec związki między „zołzami” i „ciapkowatymi mężczyznami”. Mężczyźni wybierają kobietę na wzór matki, więc jak kobieta była w domu taką silną matką, zarządzającą, a ojciec nie miał specjalnie nic do powiedzenia, patrząc na ojca, syn może w takim schemacie funkcjonować. Będzie on wybierać bardzo silną kobietę. Oczywiście, na te wszystkie pytania można mieć wiele różnych odpowiedzi, bo to bardzo złożony temat.

Co jest receptą na udany związek?
— Granice, bardzo ważna rzecz, danie sobie przestrzeni, odpuszczanie, szacunek, życzliwość, zainteresowanie wzajemne i uważność na siebie. Każdy musi mieć swoje życie, swoją pasję, swoje zajęcia. Nie może jeden dla drugiego rezygnować ze swoich spraw. Nie może być tak, że jeden będzie się rozwijał, a drugi na nim „wisiał”. Każdy ma mieć swoje. Każdy człowiek idzie swoją drogą sam. Każdy się w innym dniu rodzi, każdy w innym dniu umiera i każdy idąc swoją drogą ma do zrobienia wszystko to, czego potrzebuje. Ma na swojej drodze zasadzić drzewa, ma sobie ułożyć kostkę brukową, wylać asfalt, zasadzić kwiaty i je podlewać. Jak będzie wkraczał i za długo przebywał na czyjejś drodze, to jego drzewa i kwiaty uschną, jego droga będzie zabrudzona, nie do użytku. Można z kimś iść po swoich drogach trzymając się za ręce, albo wejść na czyjąś drogę i trochę mu potowarzyszyć, ale zawsze trzeba wiedzieć, że na swoją drogę trzeba wrócić i ją pielęgnować.

Jakich granic zatem nie należy przekraczać?
— Nie wolno przekraczać zatracenia siebie. Nie możemy zrezygnować z siebie, oddawać siebie w 100%, a jedynie ofiarować część siebie. Jak da się wszystko – przyjdzie wyczerpanie. Taka osoba przychodzi na terapię i nie rozumie dlaczego człowiek odszedł „a ja mu wszystko oddałam”, i to było właśnie za dużo. Jeśli ktoś dostaje ponad miarę, czego nie jest w stanie wyrównać (a to są mechanizmy nieświadome, że każdy człowiek, gdy coś dostanie będzie dążył do wyrównania) ucieka.

Walentynki są dobrym świętem dla człowieka? Zbliża pary do siebie?
— Są bardzo przyjemnym świętem. Wiele kobiet i mężczyzn właśnie wtedy wyzna sobie miłość, będą dla siebie milsi i czulsi, podarują prezenty, bo zazwyczaj sobie prezentów nie robią (śmiech), szczególnie pary z dłuższym stażem, które znają się jak „łyse konie”, gdzie nie celebrują tak często swojej miłości. To dobry dzień, by iść na kolacje, dostać/kupić prezent czy kwiaty i przyjemnie spędzić czas. Oczywiście wspaniale byłoby częściej okazywać uczucia i częściej o siebie zadbać wzajemnie, niż tylko w Walentynki, ale dlaczego by nie skorzystać z takiego miłego dnia.

A co z singlami? Czy to święto nie jest dla nich smutne?
— Tak. Singlom może być smutno. Im bardziej media propagują takie święto, a singiel czuje się mało wartościowy, samotny, nieważny, może stać się bardziej depresyjny. Natomiast singiel z mocną strukturą osobowości, który nie ulega wpływom i jest świadomy siebie, będzie czuł się dobrze.
Z drugiej strony, tym którym będzie smutno może przyjść do głowy pomysł, aby więcej nie czekać, i coś w życiu zmienić, zastanowić się „dlaczego jestem sam”. Często trzeba dotknąć upadku i smutku, żeby ruszyć do przodu.

Katarzyna Wiśniewska

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLubię rozmawiać – o. Ksawery Knotz
Następny artykułGazprom i Uniper zawieszą postępowanie arbitrażowe w sprawie kontraktowych cen na dostawy gazu ziemnego