W ciągu setnych rocznic niepodległościowych, umyka nam ciągle jedna, ważna, być może najważniejsza rocznica, która – będę się upierał – wywarła chyba największy wpływ na to, co działo się w okolicach wschodniej granicy II Rzeczypospolitej. Była już Bitwa Warszawska i ksiądz Skorupka, była armia Hallera i operacja nad Niemnem (rocznicowo obchodzone dobitnie w ostatnich dwóch latach), ja zaś chciałbym przypomnieć o dokumencie chyba zbyt pochopnie zapomnianym, a którego setną rocznicę podpisania obchodzimy właśnie dzisiaj – 18 marca. Mowa oczywiście o Traktacie Ryskim.
Traktat Ryski podpisany w roku 1921 był rzeczywistym końcem I wojny światowej i początkiem pracy nad pełnym przywróceniem polskiej państwowości, odtwarzanej stopniowo od roku 1918. Uspokajał nastroje i walki na nieustalonej szczegółowo wschodniej granicy II Rzeczypospolitej z Sowietami i wprowadzał stabilny porządek prawny na płonących terenach. Był również definitywnym zakończeniem wojny polsko – bolszewickiej, kosztującej ogromnie dużo wysiłku młode, dźwigające się z niebytu państwo polskie. Traktat ten, mający niemal jednoznacznie pozytywny wydźwięk, generował jednocześnie co najmniej dwa problemy, mogące w przyszłości stać się źródłem tragedii całych szeregów ludności polskiej, bądź zarzewiem konfliktu narodowościowego – oba te problemy wystąpiły w niedalekiej przyszłości. Pierwszym z nich było pozostawienie niezliczonej rzeszy Polaków i ludzi przyznających się do polskiego obywatelstwa poza granicą odradzającego się państwa, na terenie ZSRR; szacuje się, że pozostało tam nawet dwa miliony Polaków. W akcji repatriacyjnej, prowadzonej przez rząd polski w latach 1921 – 1924, do Kraju powróciło ok. miliona Polaków, pozostali (źródła sowieckie mówią o liczbie 900.000) zmuszeni byli przyjąć obywatelstwo ZSRR. Rodowici Kresowianie, mieszkający od dziesiątków albo setek lat na swojej ziemi, zostali nagle obywatelami sowieckimi – poddawanymi w kolejnych latach wzmożonym akcjom agitacyjnym, szykanom, kolektywizacji i przeróżnym eksperymentom socjologicznym jak choćby niesławna Marchlewszczyźna, mająca stanowić rodzaj kija i marchewki, gdzie marchewką było rozszerzenie praw autonomicznych i łagodniejsze traktowanie atrybutów polskości, kijem zaś plany stworzenia w to miejsce w nieodległej przyszłości polskiej autonomii socjalistycznych z całkowicie oddanym władzom sowieckim kierownictwem i bezwolną masą społeczną. Drugi z problemów dotyczył raczej obszarów po polskiej stronie granicy bowiem Traktat Ryski, podobnie jak tzw. Pokój Wojewody Grzymułtowskiego z 1686 roku, zaprowadzał wprawdzie pokój i porządek na wschodniej granicy Kraju, dzielił jednak tereny ukrainne, podobnie jak traktat zawarty dwieście trzydzieści pięć lat wcześniej, pomiędzy Polskę a Rosję, wcześniej bojarską, teraz sowiecką. W ten sposób w obu przypadkach, pomimo obietnic, bez żadnego zalążka własnej państwowości (obiecywanej zarówno w wieku XVII, jak i XX ustami Józefa Piłsudskiego) pozostali Ukraińcy, którzy przyczynili się przecież do zwycięstwa nad bolszewikami. Wygenerowało to narastającą frustrację i poczucie niesprawiedliwości wśród ludności ukraińskiej, co zaowocowało narastającym, społecznym niezadowoleniem i poczuciem krzywdy – wszystkie te emocje miały znaleźć ujście latem 1943 roku na Wołyniu. Warto przypomnieć sobie o wydarzeniach sprzed stu lat, które przyniosły z jednej strony uspokojenie granicy i umożliwienie odbudowy i budowy młodego państwa polskiego, z drugiej strony zaś setki tysięcy ludzi wepchnęły w pułapkę bez wyjścia – dla niektórych, aresztowanych w trakcie tzw. “Operacji polskiej” 1937 r., gdy z kresowych terenów Ukrainy deportowano na wschód, głównie do Kazachstanu ponad milion Polaków – ta pułapka okazała się być śmiertelną. Wielu także rozstrzelano w miejscach ich zamieszkania. W odróżnieniu od losów Polaków deportowanych przez Sowietów w latach 1940 – 41 w głąb ZSRR i do Kazachstanu, losy Polaków pozostałych po Traktacie Ryskim w ZSRR są w chwili obecnej praktycznie nieznane i poza pojedynczymi publikacjami naukowymi, nieopracowane i nieznane szerokiej publiczności. Również losy ludności zamieszkującej po polskiej stronie granicy, jej codziennych obaw o własne bezpieczeństwo wobec regularnych działań sowieckiej służby wywiadowczej i częstych bandyckich napadów sowieckich prowokatorów i zwykłych bandytów pozostają mało znane.
Warto również zwrócić uwagę na późniejsze losy ludności polskiej po obu stronach granicy, zarówno po inwazji sowieckiej 1939 r., w trakcie masowych wywózek z lat 1940 – 41, działalności partyzantki polskiej, przenikającej na tereny sowieckie po zaciąg do 2 Armii Wojska Polskiego w roku 1944 w okolicach Berdyczowa i Żytomierza, gdy tysiące młodych chłopaków i mężczyzn pochodzenia polskiego dowiedziało się nagle, iż wolno im mówić po polsku, przyznawać się do pochodzenia, a do tego – nosić czapkę z orłem. Do tematu nawiązuje również późniejsza “repatriacja” z terenów przygranicznych wschodnich rubieży II RP w latach powojennych. Akcja, którą wielu nazywało “ekspatriacją” bowiem ludność polską z Kresów Wschodnich wyrzucała z rodzinnej ziemi, pchając na tereny poniemieckie, teraz tzw. “Ziemie Odzyskane”.
Postanowienia Traktatu Ryskiego i budowa kształtu II Rzeczypospolitej w oparciu o jego protokoły nie tylko zdeterminowały kształt ówczesnego państwa, ale również wpłynęły znacząco – m.in. poprzez przemieszanie ludności i pozostawienie sporej części społeczeństwa na nieprzyjaznym, obcym politycznie terenie co samo w sobie było tragedią dla rdzennych mieszkańców tych ziem – na los setek tysięcy obywateli polskich. Myślę, że w stulecie podpisania porozumień w Rydze warte jest ukazanie z perspektywy wieku mechanizmów, które w efekcie doprowadziły do potężnych zmian społecznych i takiego przemodelowania społeczeństwa, jakie znamy dzisiaj.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS