Jedno i drugie wyglądało na zaklepane już po zawodach sobotnich, ale w niedzielę stało się faktem. Radość z wygranej w klasyfikacji Pucharu Świata Norwega przykrywa tragedia Dawida Kubackiego, który nie przystąpił do niedzielnych zawodów. Dziś już wiemy, że powodem były nagłe problemy zdrowotne jego żony która, jak napisał skoczek, walczy w tej chwili w szpitalu o życie. Jest więc oczywistym, że Polak do końca sezonu nie wystąpi już w Pucharze Świata.
Żadne, wyrażone przez kogokolwiek czy tutaj czy gdzie indziej, słowa współczucia niczego w sytuacji Dawida nie poprawią, ale to naprawdę wielki dramat. Wypada tylko oczekiwać pomyślnych wieści z Nowego Targu i się modlić. Bo cóż innego można zrobić?
W cieniu takiej tragedii jednego z liderów dobiegającej końca kilkumiesięcznej batalii, wydarzenia na skoczni schodzą, przynajmniej w moim odczuciu, odczuciu polskiego kibica, na nieco dalszy plan. Schodzą, ale jednak miały miejsce i wiele się wydarzyło.
Wydarzyło się przede wszystkim to, że Halvor Granerud przesądził o tym, że jeszcze przed dwoma ostatnimi weekendami skokowej zimy wiadomo, że jest Królem Sezonu. Ma nad drugim jeszcze w tej chwili Kubackim ponad 460 punktów przewagi. Nad tymi, którzy pewnie Kubackiego wyprzedzą, czyli nad Kraftem i Laniskiem, odpowiednio: 508 i 584. Tak więc żadnych cudów już nie będzie i w Planicy Norweg, po raz drugi w karierze, odbierze Kryształową Kulę. W zaistniałej sytuacji cudem byłoby natomiast, gdyby na podium klasyfikacji generalnej utrzymał się Polak. Moim zdaniem jest na to tylko jeden sposób. Musieliby odwołać wszystkie trzy konkursy. Ten w Lahti i oba w Planicy. Oczywiście tak się nie stanie, więc dojdzie na koniec zimy do sytuacji, której jeszcze kilka dni temu, może nawet w sobotę wieczór, nie przewidywał z pewnością nikt. Albo tylko najwięksi pesymiści. Na tegorocznym podium końcowym PŚ po raz drugi z rzędu i trzeci raz w ciągu czterech lat, nie będzie Polaków.
Halvor Golas Granserud dokonał też w niedzielę drugiego wielkiego wyczynu. Wygrał Rower. Nie napiszę w rewelacyjnym stylu, bo tak z pewnością nie było. Wygrał go, poniekąd, trochę szczęśliwie. Choć na pewno dlatego, że w nim bardzo dobrze skakał. Ale również dlatego, że miał w nim więcej farta niż Stefan Kraft. Notabene zawody w Lillehammer, którymi to zresztą skoczek z Salzburga przegrał cały turniej, to był pierwszy, i jedyny chyba, konkurs w tym sezonie, w którym Sedlak nie potraktował Austriaka lepiej od innych. Potraktował go wręcz wyjątkowo, bo gorzej. I od razu było gorąco. I, jak się okazało, miało to kolosalne konsekwencje. To w 6 próbach w Lillehammer Norweg wygrał cały cykl. Zdobył tam w sumie aż o 55,5 pkt więcej od Austriaka. W Oslo i Vikersund, czyli w 12 podejściach łącznie, lepszy był rywal. I to o ponad 37 punktów.
Sezon się pomału kończy. Choć na pewno, szczególnie w kontekście Kubackiego i Żyły, można go nazwać więcej niż bardzo dobrym, to zapowiadał się dla nas jeszcze znacznie lepiej niż to teraz wygląda. No ale kto mógł przed tym sezonem przewidzieć tak wielką, powtórną erupcję Graneruda? To znaczy pewnie tacy byli. Ja, niestety, do nich nie należałem. Myślałem też, że Kubacki będzie w drugiej części sezonu równie dobry jak w pierwszej, a tak nie było. No i jeszcze na koniec taka niesamowita tragedia.
Na podsumowanie zimy przyjdzie czas po Planicy. Już teraz jednak wypada pogratulować Granerudowi. Bo przecież wyskakać jednocześnie Kulę i Rower udało się dotąd tylko Kamilowi, Kraftowi i, jak mi się wydaje, Kobajasziemu.
Szacunek, Golasie. Przy czym z tym pobijaniem punktowego rekordu Prevca to, mimo wszystko, nie musi być tak łatwo. O rekordzie zwycięstw nie pisząc, bo w tej chwili można go już chyba tylko wyrównać.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS