Wiele lat później ta niezdolność do krzyku doprowadzi Miłosza do upokorzenia. Jest połowa dekady gierkowskiej. Dziekan warszawskiej polonistyki, „marcowy” docent zwany przez studentów Majorem (ze względu na przypuszczalne związki z SB), wyrzuca bohatera nowej powieści z posady asystenta. I okrasza to wyrzucenie plugawym monologiem triumfującego karierowicza. Miłosz ma ochotę wykrzyczeć Majorowi w twarz, co o nim myśli. Ale nie potrafi. Przyjmuje od niego pożegnalnego papierosa mentolowego, panowie żegnają się konwencjonalnym uściskiem dłoni. Zaś kilka lat później, gdy Miłosz pracuje już w tygodniku „Polityka”, jego redaktor naczelny, odrzucając zdolnemu krytykowi nazbyt ryzykowny politycznie tekst, pogardliwie mówi o „typowym inteligenckim mamrotaniu”. I Miłosz właściwie się z tym zgadza: choć chciałby krzyczeć, potrafi tylko mamrotać. Tak jak wciąż tylko przymierza się do życia – niezbyt udolnie, bo kolejne próby kończą się fiaskiem lub rozczarowaniem.
Pamiętam Majora; był recenzentem mojej pracy magisterskiej. Świetnie pamiętam też starszego kolegę ze studiów, który został asystentem, ale – choć miał opinię błyskotliwego – szybko zniknął z wydziału. Jego nazwisko spotykałem później na łamach „Polityki”. Brzmiało – cóż za niespodzianka! – Zbigniew Mentzel.
„Krzycz! Teraz!” to trzecia powieść 70-letniego dziś Mentzla. Znakomita i bardzo podstępna. Autor głośnych „Wszystkich języków świata” prowadzi tu – jak w obu poprzednich powieściach – literacką grę z własną biografią. A raczej – z gatunkiem autobiografii jako takim. To także gra z czytelnikiem. Owszem: Mentzel ostrzega go, że to gra. Już od otwierającego książkę motta. To cytat z Izaaka Babla, mówiący, że – wbrew potocznym mniemaniom – to życie stara się naśladować dobrze opowiedzianą historię, a nie na odwrót. I Mentzel stara się opowiedzieć swoje życie w ten sposób, by taką historią było, swobodnie wycinając z niego fragmenty znane nawet czytelnikom prasy bulwarowej (romans z Agnieszką Osiecką). Nie dlatego przecież, że je chce zataić: po prostu akurat do tej opowieści mu nie pasują.
Od początku świetnie się to czyta, ale Mentzel długo udaje przed czytelnikiem, że pozostaje w kręgu narracji – żeby tak rzec – poczciwej. Najpierw opowiada historię dzieciństwa swojego bohatera, a gdy Miłosz dorasta, autor skręca w stronę bardzo złośliwej „powieści z kluczem”. Dla tej części pokolenia autora, która w czasach PRL choćby otarła się o środowisko literacko-dziennikarskie, ten kamuflaż jest całkowicie przejrzysty. Nie tylko potwornego Majora rozpoznaje każdy student polonistyki z tamtych lat. Magister, którego popularnym seminarium o Stanisławie Brzozowskim wzgardził Miłosz, był przecież moim (i wielu moich kolegów) najważniejszym w czasach młodości mentorem intelektualnym. A jeśli ktoś przypadkiem nie rozpozna „wypisującej bzdury” o Miłoszu słynnej reporterki zaprzyjaźnionej z równie słynnym łódzkim lekarzem, Mentzel mu pomoże w dodanych do książki przypisach.
Tyle że zanim czytelnik do tych przypisów zajrzy, zostanie wbity w fotel. W ostatniej partii książki bowiem Mentzel raptownie zmienia tonację. Analityczna opowieść staje się dramatycznym pozbawionym kamuflażu wyznaniem. I Miłosz wreszcie krzyknie. Z rozpaczy. Bo uświadomi sobie, że próbując na różne sposoby dobrać się do życia, przegapił to, co dla niego najważniejsze. I już tego nie nadrobi, bo jego czas się kończy.
Piotr Bratkowski
Premiery 33/2021
Fot.: Materiał prasowy
Zbigniew Mentzel, Krzycz! Teraz!, Wyd. Znak
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS