RECENZJA Wakacje już tu są, a w raz nimi ogarniają nas marzenia o słonecznych plażach i gorących akwenach. Ale zaraz, zaraz… Tam nie tylko może czaić się zaraza (koronawirus!), ale i rekin, taki jak z filmowej serii Szczęki! Co skłania taką rybę do zapuszczania się w ludzkie rewiry (kilka tygodni temu widok charakterystycznej trójkątnej płetwy wystającej z tafli Adriatyku wprędził w popłoch wypoczywających w Chorwacji)? Oczywiście gra Maneater (ukazała się 22 maja na konsole playstation 4 i xbox one oraz komputery pc), o której jest ten tekst, nie przynosi wprost odpowiedzi na to poważne jednak pytanie, ale pozwala wcielić się w wirtualnego rekina i w sumie nieźle się zabawić. I powoduje, że nasz apetyt na życie rośnie!
Nasz rekinek przychodzi na świat w dosyć nietypowych okolicznościach, które determinują potem jego rozwój i stosunek do świata zewnętrznego. Podbój głębin zaczynamy jako osesek, w zasadzie narybek, który musi uciekać gdzie raki zimują przed byle aligatorem. Z każdym kęsem nabieramy jednak krzepy, która pozwala nam przechodzić kolejne fazy rozwoju, aż do ostatecznej: rekina-królowej oceanu. Nasz bohater nie tylko systematycznie zwiększa swą siłę fizyczną, ale – jak w klasycznym „erpegu” – nabywa nowe umiejętności, a nawet moce bojowe. Aby rozwijać jego gałęzie ewolucji potrzebujemy jednak okrślonych składników odżywczych, co wymaga udawania się na polowania na konkretne gatunki, bo innych bogactw dostarcza nam konsumowanie ostronosa atlantyckiego, a innych przełykanie kaszalota spermacetowego. Najważniejszy jest jednak konflikt z ludzką rasą, a w zasadzie jednym z jej przedstawicieli, który znajduje rozwiązanie w finale opowieści. Rozgrywka ma bowiem oczywiście charakter etapowy i przejście do kolejnych części gry jest uwarunkowane wykonaniem wytyczonych celów w danym akwenie. Spełnienie większości przychodzi mimowolnie, ale niektóre wymagają większych starań, bo także w tej grze napotykamy bossów (tzw. drapieżniki alfa), którzy zagradzają nam drogę ku przyszłości.
Maneater to gra całkiem miła, stosunkowo łatwa, a nade wszystko przyjemna, także dla oka. Głębiny i nabrzeża, po których się poruszamy, są urozmaicone i nie tylko pełne skarbów (skrzynek), ale także niespodzianek (tzw. punkty nawigacyjne to kopalnia historycznych i popkulturowych smaczków). Dogłębne (całkowite) przejście mapy gry, od bagien do zatoki, zajmuje maksymalnie kilkanaście godzin, ale to czas owocnie spędzony. Fabuła nie tylko nie jest rozwodniona, ale – jak przystało na opowieść z rekinem w roli głównej – mocno krwista. Co czyni tę zabawę jednak niewskazaną dla niepełnoletnich.
Kopię gry Maneater udostępnił naszej redakcji Koch Media Polska
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS