Rząd dokręca śrubę w kwestii obostrzeń, choć daleko nam do spełnienia kryteriów “narodowej kwarantanny”, o których była mowa w strategii zaprezentowanej w listopadzie. Ile warte są te plany, skoro sam rząd ich się nie trzyma?
Dotrzymaliśmy słowa – do 27 grudnia nie będzie żadnych zmian decyzji. Ale musimy reagować na zmieniającą się sytuację epidemiczną. Pojawiają się nowe odmiany koronawirusa. W Europie Zachodniej znów gwałtownie rośnie liczba zakażeń. A epidemiolodzy prognozują coś, czego nie wiedzieliśmy jeszcze w listopadzie, że okresem największego wzrostu liczby zachorowań, w czarnym scenariuszu idącego w dziesiątki tysięcy dziennie i przekraczającego możliwości służby zdrowia w całej Europie, będzie luty. Dlatego po okresie zarówno rozmrożenia gospodarczego, jak i ułatwień w relacjach międzyludzkich, musimy wejść w fazę kolejnych punktowych ograniczeń. To wszystko jest zgodne z metodą, którą w marcu ogłosił słynny brytyjski epidemiolog Tomas Pueyo – to metoda młota i tańca. Zgodnie z nią są okresy, gdy w wirusa trzeba uderzyć młotem, zamrażać gospodarkę i kontakty społeczne, a potem nadchodzi faza tańca, czyli punktowych rozluźnień, ale ze świadomością, że możliwe są kolejne obostrzenia.
Gdy patrzy się na prognozy naukowców z ICM UW, to tam nie widać żadnego zagrożenia trzecią falą. Zgodnie z ich prognozą pod koniec stycznia zachorowania powinny spaść do 2-4 tysięcy dziennie.
Opieramy się na wielu prognozach. Ważna jest też współpraca rady medycznej skupionej przy premierze Morawieckim z ośrodkami zagranicznymi. To właśnie w oparciu o prognozy rady medycznej rząd podjął decyzję o całkowitym zamknięciu hoteli, stacji narciarskich i wprowadzeniu dość drakońskich obostrzeń w związku z sylwestrem. Proszę też zwrócić uwagę, że po raz kolejny zapowiedzieliśmy te obostrzenia z odpowiednim wyprzedzeniem, o co od dawna apelowali przedsiębiorcy.
Pojawiają się wątpliwości, na ile umocowane prawnie jest wprowadzenie de facto godziny policyjnej na wieczór i noc sylwestrową.
Powiem to jako były minister sprawiedliwości: gdzie dwóch prawników, tam cztery opinie (śmiech). Rząd nie widzi żadnych podstaw do kwestionowania legalności tego przepisu. Wprowadzamy go w oparciu o ustawę o stanie epidemii.
Jak wyobraża pan sobie teraz poszukiwanie balansu między ochroną zdrowia i życia a ochroną gospodarki?
Cały czas staramy się to równoważyć. Nawet po obostrzeniach, które wejdą od 28 grudnia, reżim sanitarny w Polsce będzie dużo łagodniejszy niż w większości krajów europejskich. Jest też łagodniejszy niż wiosną – w 100 proc. funkcjonuje przemysł, szerszy jest też zakres dostępności do usług. Moja przydługa fryzura nie wynika z tego, że zakład fryzjerski jest zamknięty, tylko z tego, że nie mam czasu się tam wybrać.
Rząd uruchomił kolejną tarczę, ale wciąż pojawia się wiele apeli o pomoc. Ktoś na Twitterze napisał: Prowadzę działalność pod kodem PKD 55.20.Z (obiekty noclegowe turystyczne i miejsca krótkotrwałego zakwaterowania), nie przysługuje mi jakakolwiek pomoc. Jako drugi, lecz niedominujący kod PKD 56.10.A (restauracje i inne stałe placówki gastronomiczne). Spadek obrotów w listopadzie około 90 proc., w grudniu zarobiłem 0 słownie zero złotych. Za co mam żyć?”.
Analizujemy kod po kodzie, uzgadniamy wszystko z Ministerstwem Finansów. Jeśli chodzi o branżę turystyczną i gastronomiczną, to przygotowujemy nowe rozwiązania. Także ten opisywany przez panów przypadek będzie analizowany. W ostatniej ustawie covidowej wyposażyliśmy rząd w prawo rozszerzania bądź zawężania listy branż objętych pomocą w drodze rozporządzeń. Dlatego możemy na bieżąco reagować i uwzględniać możliwie dużo niuansów.
Opozycja twierdzi, że trzeba odejść od schematu pomocy opartego o PKD, bo w ten sposób zawsze jakaś branża, równie poszkodowana co inne, nie załapie się na pomoc.
Problem dotyczy raczej zróżnicowanej sytuacji w obrębie poszczególnych branż. Ale jeżeli ktoś z polityków opozycji ma lepszy pomysł na pomoc dla przedsiębiorców, to szczerze i serdecznie proszę o kontakt ze mną. Na razie opozycja diagnozuje problemy, które i rząd dostrzega. Żadna konkretna propozycja ulepszenia metody pomocy przedsiębiorcom ze strony opozycji nie padła. Jedno jest poza dyskusją. Obecna pomoc musi mieć zupełnie inny charakter niż tarcza wiosenno-letnia. Ogromna większość sektorów gospodarczych ma się dobrze, przynajmniej na tle Europy. Skierowanie tak szerokiej pomocy jak wiosną byłoby bezzasadnym marnotrawstwem. Każdego dnia odkąd wszedłem do ministerstwa, powtarzam sobie słowa Margaret Thatcher, że rząd nie ma własnych pieniędzy. Mamy wyłącznie pieniądze panów redaktorów, naszych czytelników i ogółu społeczeństwa. Dlatego każdą złotówkę trzeba szanować. Wiosenna pomoc była niezbędna do uratowania tysięcy firm i milionów miejsc pracy. Jednak w oczywisty sposób powiększyła dług publiczny. Teraz musimy koncentrować pomoc na tych kilkudziesięciu branżach, które rzeczywiście przechodzą przez pandemię w sposób dramatycznie trudny. Jedyna metoda, którą ja widzę, to analiza kodu PKD i podejmowanie jednostkowych decyzji.
W jaki sposób odsiewacie tych, którzy na pomoc państwa liczyć nie mogą?
Punktem wyjścia jest tworzona w Ministerstwie Rozwoju, Pracy i Technologii lista branż administracyjnie zamkniętych oraz takich, które są z nimi połączone w jeden łańcuch gospodarczy. Obie listy są tworzone w praktycznie codziennym dialogu z przedsiębiorcami. Następnie propozycje naszego resortu trafiają wraz z konkretnymi wyliczeniami do Ministerstwa Finansów. To między tymi resortami uciera się jakiś konsens, panowie pewnie się domyślają, jak w tym procesie podzielone są role. W przypadkach spornych różnice zdań rozstrzyga premier.
Ma pan na celowniku kolejne branże, które powinny zostać objęte pomocą?
Oczywiście, ale nie chcę uprzedzać decyzji Rady Ministrów. Pracujemy nad pomocą nie tylko dla przedsiębiorców. W związku z ostatnią decyzją o praktycznym zamknięciu turystyki zimowej wypracowujemy teraz plan wsparcia dla gmin górskich i całych subregionów turystycznych. Mam na myśli Podhale, Sądecczyznę, Beski Żywiecki czy gminy sudeckie. W Krajowym Planie Odbudowy przygotowaliśmy kilka projektów szerokich inwestycji publicznych w turystykę, miejscowości uzdrowiskowe itp. W świetle ostatnich obostrzeń nie możemy jednak czekać do drugiej połowy, kiedy pojawią się fundusze unijne. Przygotowujemy więc pilną pomoc ze środków krajowych. Trafi ona do samorządów.
Czyli wójt czy burmistrz otrzyma od rządu jakąś pulę pieniędzy i dalej to on będzie nią zarządzał?
Pośrednio tak. Z budżetu państwa chcemy pokryć inwestycje gminne lub powiatowe, dzięki czemu samorządy będą mogły zaoszczędzić środki i przesunąć je na pomoc dla przedsiębiorców. Z perspektywy ministerstwa nie da się wychwycić wszystkich przypadków, z perspektywy wójta, burmistrza czy starosty już tak. To dlatego jestem takim entuzjastą zasad pomocniczości i samorządności. Im więcej władzy w samorządach, tym sprawniej funkcjonuje państwo.
Mamy wrażenie, że jest spore grono polityków Zjednoczonej Prawicy, które nie podpisałoby … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS