A A+ A++

Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

W latach 70., gdy PRL-owska władza dała nam wolne soboty (tak, tak, w większość sobót pracowało się i chodziło do szkoły!), na antenie TVP2 pojawił się program, który stał się najbardziej wyczekiwanym punktem sobotniej ramówki.

Było to “Studio 2” wymyślone przez Mariusza Waltera, reportera, reżysera i późniejszego założyciela telewizji TVN. Prowadzony na żywo program przykuwał do telewizorów miliony ludzi. To dzięki “Studiu 2” pozostały w naszej pamięci takiego programy jak “Właśnie leci kabarecik – Olgi Lipińskiej”, “Spotkania z Aleksandrem Bardinim”, “Kalejdoskop filmowy Kino Oko” czy koncert Abby z 1976 r.

“Studio 2” dało nam również “Wielobój gwiazd” – cykliczne widowisko sportowo-rozrywkowe z udziałem gwiazd sportu i estrady.

W 1979 r. Walter, planując kolejny odcinek wieloboju, nakazuje jednak, żeby tym razem nie dzwonić do Przedsiębiorstwa Imprez Estradowych, a do zjednoczeń górniczych Śląska i Zagłębia.

Kopalniani kaowcy, czyli instruktorzy kulturalno-oświatowi, spotykają się potem w Katowicach na naradzie. Już wiedzą, że muszą powołać reprezentacje poszczególnych zjednoczeń, a także wymyślić konkurencje, w których przyjdzie im rywalizować w “Wieloboju gwiazd”. Wątpliwości jest wiele, ale odpowiedź na jedno pytanie oczywista: Gdzie? W Spodku!

Pułkownik chce wygranej

W latach 70. każda kopalnia sponsorowała kluby sportowe. Zawodowi piłkarze, koszykarze czy siatkarze byli zatrudnieni na różnych wydziałach i chociaż większość z nich pod ziemię nigdy nie zjechała, to często zarabiali lepiej niż ich koledzy fedrujący na przodku. W Spodku o sile poszczególnych reprezentacji mieli stanowić pracownicy kopalń, uczniowie szkół górniczych oraz sportowcy.

– Masz przygotować ekipę. I macie to wygrać! – Robert Kwak, który odpowiadał za powstanie sekcji piłki ręcznej Górnika Sosnowiec, dobrze pamięta rozmowę z dyrektorem Krajewskim z kopalni Czerwone Zagłębie.

– To były moje początki w Sosnowcu. Były pieniądze. Miałem zbudować silny zespół na bazie upadającej Sparty Katowice, byłego mistrza Polski – wspomina Kwak, który pracował w dziale rekreacji i wypoczynku.

Z Krajewskim trzeba było się liczyć. Dyrektor w randze pułkownika nie patyczkował się z podwładnymi. Gdy ktoś się nie wywiązał z zadania, to po prostu był zwalniany.

Kopalnia Czerwone Zagłębie nie dysponowała wtedy jeszcze halą sportową, która dopiero było w planach. Obiekt przy ulicy Mieroszewskich został oddany do użytku w 1981 r. Dwa lata wcześniej górnicy kopalni Czerwone Zagłębie mieli do dyspozycji dużo mniejszą halę zborną – też przy Mieroszewskich, ale po drugiej stronie ulicy. To tam miały odbywać się przygotowania do wieloboju.

Gwarą było czuć na kilometr

Każda z uczestniczących w turnieju kopalń mogła zaproponować jedną konkurencję. Nie obyło się bez konsultacji specjalistów.

Na Śląsk przyjechała z tej okazji Mira Zimińska-Sygietyńska, aktorka, reżyser i współzałożycielka Zespołu Pieśni i Tańca “Mazowsze”. Miała ocenić, czy górnicy mogą rywalizować na głosy w konkursie kopalnianych chórów.

– Chłopy nie potrafiły śpiewać, a gdy już ktoś wydał z siebie jakieś dźwięki, to u tych ze Śląska czuć było gwarą na kilometr. Na trzy dni przed imprezą w Spodku odbyła się próba. Pani Sygietyńska łapała się za głowę, wsłuchując się w nasze nieudolne śpiewy. Ostatecznie konkurencję wycofano – wspomina Kwak.

Górnicy zdecydowanie lepiej sprawdzali się w próbach siłowych. Wiele emocji wzbudził konkurs siłowania na rękę. Kopalnie wystawiały w tej konkurencji ciężarowców, zapaśników, piłkarzy ręcznych o dłoniach jak bochny chleba. Tymczasem wszystkich zagiął niepozorny górnik dołowy.

– Nie pamiętam nazwiska, ale to on przepchnął nas do finału! – emocjonuje się mimo upływu lat Kwak. – Zaproponował mi go kolega z produkcji. “Taki kurdupel, ale kurew… silny! Łopatą fedruje lepiej niż inni na maszynie” – zachwalał go. – No i nie zawiódł – dodaje.

Czerwone Zagłębie było faworytem wielobojowej rywalizacji. Tymczasem sosnowiczanie wyłożyli się już na pierwszej konkurencji. To była zabawa z piłką. Z duuużą piłką – taką przynajmniej o średnicy metra. Piłka znajdowała się wśród kibiców siedzących pod dachem Spodka, a potem na wyznaczony sygnał trzeba było ją sprowadzić na dół – na płytę hali – bez używania rąk. Na dole wyznaczona grupa górników budowała ze swoich ciał piramidę i również bez użycia rąk wrzucała piłkę – podpierając ją głównie głowami i rękami – do specjalnego leja zawieszonego na wysokości trzech metrów.

Zagłębiacy uchodzili za faworytów tej konkurencji, gdyż mieli w swojej reprezentacji zawodników należących do sekcji akrobatyki motocyklowej.

Gwiazdą sekcji był Roman Dutkiewicz, który jadąc na motocyklu marki Świdnik, stawiał na nim kilkumetrową drabinę, wdrapywał się na nią, a na jej szczycie robił jeszcze stójkę!

Sprawność akrobatów zdała się jednak na nic. Piłka zagubiła się gdzieś pod dachem Spodka i górnicy z Sosnowca wrzucili ją do leja jako ostatni.

Oszustwo przy darciu pierza

Straty trzeba było odrabiać, biegając po górniczych taśmociągach z kuflami pełnymi piwa, balansując na linie oraz w konkurencji łowienia ryb. “Zabawa” z wędkami dziś na pewno by się nie odbyła…

Do Spodka wniesiono specjalne pojemniki, do których wrzucono żywe karpie. Wystraszone ryby w żaden sposób nie były zainteresowane przynętą. Górnicy wrzucali więc do wody obciążone haczyki i zaciągali biedne ryby za co popadnie. Za płetwy, skrzela, oczy… Czerwone Zagłębie reprezentowali Henryk Komuniewski oraz Kazimierz Oleksiak.

Kobiety również miały swoje konkurencje. Darły pierze. Liczyła się ilość, a właściwie waga pierza. Ta rywalizacja wzbudziła wiele złych emocji, bo też pojawili się oszuści.

Okazało się bowiem, że byli i tacy, którzy powrzucali do worków z pierzem sklepowe odważniki. Wychwycił to znakomity oszczepnik Janusz Sidło. Srebrny medalista igrzysk w Melbourne był sędzią głównym górniczych zawodów.

Kuriozalna konkurencja odbyła się też z użyciem karuzeli. Trzeba było się bowiem dosiadać na wirujące krzesełka, których zawsze dla jednego z uczestników zabawy brakowało.

– To była jedyna konkurencja, której nie udało nam się przetrenować. Pamiętam, że chciał nam pomóc karuzelnik z Siemianowic Śląskich. Zaproponował najmniejszą karuzelę, jaką miał, ale ta też nie zmieściła się w naszej hali zbornej na Zagórzu – wspomina Kwak.

Finałową konkurencją była wspinaczka. W Spodku zbito z desek pochylnie, które pokryto pasami transmisyjnymi używanymi na co dzień do transportu węgla.

Za tę konkurencję odpowiadała kopalnia Wujek, która miała chytry plan. Otóż Ślązacy natłuścili pasy smarem, który skutecznie uniemożliwiał wspinaczkę na szczyt. Tylko jeden pas był bezpieczny, a miał go zająć zawodnik kopalni z Katowic.

Plany rywala przejrzał jednak, a właściwie podejrzał Kwak. – Naszym reprezentantem na finał był Stanisław Dorula. “Góral” żeśmy na niego wołali. Przed startem wziąłem go pod ramię i mówię, że jak tylko dadzą sygnał do startu, to ma zająć wskazany przeze mnie pas. I Dorula – który grał w drugiej drużynie piłki nożnej Górnika Sosnowiec – poleciał na łeb na szyję i nikt nie potrafił go już zatrzymać. On był na górze, a inni wciąż ślizgali się na dole. Razem z tym cwaniakiem z Wujka – śmieje się Kwak.

Talony dla najlepszych

W tle rywalizacji górników konkurowały również sportowe gwiazdy. Dąbrowskie Zjednoczenie Przemysłu Węglowego reprezentował znakomity siatkarz Ryszard Bosek – mistrz olimpijski oraz świata, zawodnik Płomienia Milowice. – Szczególnie utkwiła mi w pamięci rywalizacja na szczudłach. Po pokonaniu dystansu trzeba było jeszcze ugryźć zawieszone na sznurku jabłko. Miałem z tym olbrzymi problem, ale na koniec i przebłysk geniuszu. Uderzyłem głową jabłko, które potem z dużą siłą wbiło się w moje zęby – uśmiecha się Bosek, który w tej konkurencji zajął drugie miejsce, a rywalizował m.in. ze Stanisławem Krzesińskim, dwukrotnym olimpijczykiem, zapaśnikiem GKS-u Katowice.

– W nagrodę otrzymałem talon na fiata 125p. Najlepsze było to, że ledwo potem wróciłem do domu, a już miałem pod drzwiami chętnych do odkupienia tego talonu – dodaje Bosek.

Górnicy reprezentujący Dąbrowskie Zjednoczenie Przemysłu Węglowego też wygrali dla swojej kopalni talon, tyle że na autokar marki Autosan.

– Służył nam wiele lat, aż się rozleciał – wspomina Kwak.

Telewizja wyemitowała relację z górniczego wieloboju przy okazji świąt Bożego Narodzenia. Program podzielono na dwa odcinki.

Rok później “Wielobój gwiazd” odbył się w Spodku ponownie, ale już bez górników. To była impreza zorganizowana z okazji wyprodukowania przez FSM milionowego “malucha”, a w zabawie brały już udział gwiazdy estrady.

Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej

Nieograniczony dostęp do serwisów informacyjnych, biznesowych,
lokalnych i wszystkich magazynów Wyborczej.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMajątek Namysłowskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji Sp. z o.o. w Namysłowie
Następny artykułRemdesivir wyleczy koronawirusa? Jest opinia lekarza wojskowego