A A+ A++

– Nagle pojawiło się kilkadziesiąt osób, które zaczęły przeszkadzać nam w pracy. To było coś w rodzaju zastraszania. Ode mnie żądali, żebym się wylegitymowała. Zrobiło się nieprzyjemnie – opowiada Minh Nguyet Pham-Osiecka, lekarka, która podczas pikniku w namiocie udzielała informacji na temat szczepień.

Zobacz: Miało być więcej osób w kinie, ale nie będzie. Antyszczepionkowcy nie chcieli

– W Białym Dunajcu czegoś takiego nie było i nie będzie – mówi Robert i bierze łyk piwa. Chociaż on zdanie na temat szczepień ma wyrobione. – Nie pozwolę zaszczepić moich dzieci – deklaruje.

– A jak zachorują, nie będziesz miał wyrzutów sumienia? – pytam.

– Nie zachorują. Mają być twarde i odporne jak ojciec – mówi Robert. I dodaje: – Ale u nas nikt nikogo nie będzie atakował. A wiesz dlaczego? Bo prawie wszyscy myślą tak samo: szczepić się nie trzeba.

Idę do baru i przy okazji sprawdzam to, co mówi Robert. – A pani się zaszczepiła? – zagaduję góra 25-letnią dziewczynę pracującą za barem, oczywiście bez maseczki.

– Nie i nie zaszczepię się – odpowiada zdecydowanym tonem. – I nie trzeba mnie do tego zmuszać. To indywidualna sprawa każdego człowieka.

Pandemia kończy się w okolicach Rabki

O pierwsze miejsce w niechlubnym rankingu, gdzie w Polsce szczepi się najmniej osób, Biały Dunajec ściga się z pobliskim Czarnym Dunajcem. Obie miejscowości dzieli 25 km. Z obu gmin w całej okazałości widać Tatry. Pod koniec lipca wygrywał Czarny Dunajec, gdzie na ok. 22,6 tys. mieszkańców zaszczepiło się niecałe 17 proc. – Ale w Białym Dunajcu jest chyba gorzej niż u nas – ma nadzieję pracowniczka centrum medycznego w Czarnym Dunajcu.

Nie ma racji. W mniejszej, bo liczącej zaledwie 7,2 tys. mieszkańców gminie, zaszczepionych było trochę ponad 18 proc. osób. Ale w porównaniu z najbardziej wyszczepioną w Polsce Podkową Leśną (63 proc.) obie podhalańskie gminy dzieli przepaść.

Kiedy jedzie się pociągiem z Krakowa do Zakopanego, który zatrzymuje się na każdej stacji, wizualnie pandemia kończy się w okolicach Rabki. Pasażerowie wchodzą do pociągu bez maseczek, a gdy pociąg dojeżdża pod Tatry, mało kto w wagonie ma je nie tylko na twarzy, ale nawet na brodzie. Konduktorzy zakładają maseczki tylko wtedy, gdy idą sprawdzać bilety i to też nie wszyscy.

W sklepach w Białym i Czarnym Dunajcu widziałem pojedyncze osoby w maseczkach, ale nigdy nie była to obsługa. – Zastanawiam się, czy się szczepić. Jeszcze z tym poczekam – mówi młoda sprzedawczyni w sklepie spożywczym przy Rynku w Czarnym Dunajcu.

W sklepie z tekstyliami trafiam na kobietę w średnim wieku, która się zaszczepiła. – U nas ludzie nawet o tym nie rozmawiają. To się stał temat tabu. Z jednej strony rząd mówi, żeby się szczepić, w telewizji to samo, a ludzie się naczytają w internecie głupot, że koronawirus to wymysł i się boją, że ktoś chce ich oszukać – tłumaczy. O oszustwo podejrzewają media, które podają argumenty specjalistów, że szczepienia chronią zdrowie i życie, a ufają szarlatanom z antyszczepionkowych stron internetowych i często anonimowym profilom w mediach społecznościowych.

W ośrodku zdrowia w Czarnym Dunajcu też nikt nie ma maseczki. Przed rejestracją siedzą dwie starsze kobiety. Moje pytanie, gdzie tu się można zaszczepić, wzbudza ich zainteresowanie. Wskazują drogę do wejścia na tyłach budynku. – My się nie szczepimy. Różne rzeczy opowiadają, że te szczepionki nie są dobrze przebadane, bo badali je tylko przez kilka miesięcy. Jedną kobietę zaszczepili i umarła. Jeszcze poczekamy. Zresztą my i tak to już przechorowałyśmy, więc jesteśmy odporne i nie można nas tak od razu szczepić – mówi jedna z kobiet.

Argumenty, że ktoś zmarł po szczepionce i szczepienia są niebezpieczne dla ozdrowieńców często słyszę w podhalańskich miejscowościach. Po kilku rozmowach zaczynam rozumieć, skąd się biorą. – Młodzi pokazują starszym, co znaleźli w internecie. A tam dużo jest o tym, że szczepionki są niebezpieczne – wyjaśnia mi mieszkanka Czarnego Dunajca, która strony internetowe i profile antyszczepionkowców nazywa mediami.

W punkcie szczepień w Czarnym Dunajcu w środę wczesnym popołudniem jest tylko personel medyczny. – Ci, którzy chcieli się zaszczepić, zrobili to na początku. Teraz mniej ludzi przychodzi, ale ostatnio, jakby znów coś drgnęło. Dziś było u nas ponad 30 osób – mówi pielęgniarka.

– Szczepią się ci, którzy potrzebują wyjechać za granicę – dodaje jej koleżanka.

Argumenty z góralskości

W Białym Dunajcu punkt szczepień trzeba było zlikwidować. – Dostawaliśmy po 30 dawek szczepionki, ale było zbyt mało chętnych, żeby w odpowiednim czasie je wykorzystać. Teraz czasami organizujemy szczepienia przy kościele. Ostatnio zaszczepiło się 55 osób i tylko kilka z nich to byli turyści. Mieszkańcy naszej gminy mogą się też szczepić w Zakopanem lub Nowym Targu. Tylko że górali trudno jest do czegoś zmusić, a nawet nie wolno tego robić, bo tylko się umocnią w swoich przekonaniach – rozkłada ręce Andrzej Jacek Nowak, wójt gminy Biały Dunajec.

Czytaj także: Elbanowscy wrócili. Dziś krytykują szczepienia dzieci „w imię niepewnej ochrony starszego pokolenia”

Wójt stara się usprawiedliwiać mieszkańców. – Słabe wyniki w statystyce szczepień biorą się z tego, że wielu naszych mieszkańców wyemigrowało za granicę. Oficjalnie są zameldowani u nas, ale mieszkają w innych krajach i tam się szczepią, a nasza statystyka ich nie obejmuje. U nas widać to też podczas wyborów. Jak frekwencja wynosi 30-40 proc., to jest bardzo dobrze – mówi Nowak.

Miejscowość nie wygląda jednak na wymarłą. Nowak sam się przekonał, co niektórzy mieszkańcy jego gminy sądzą o szczepieniach, gdy pochwalił się w sklepie, że on jest już zaszczepiony. – Usłyszałem: Co? A my nie będziemy! Stasiek się zaszczepił i nie może już chodzić. Po dwóch tygodniach widzę, jak Stasiek maszeruje na procesji w Boże Ciało zdrowy jak ryba, a ręce i nogi ma całe. Ale ludzie wierzą w takie opowieści. Staram się ich przekonywać, żeby zauważyli, że nikt, kto się zaszczepił, nie zmarł do tej pory, a są to często ludzie 80-letni i starsi – mówi wójt.

– To może warto próbować przemawiać do rozsądku i odpowiedzialności za innych? – pytam. Jeżeli nadejdzie czwarta fala pandemii, przed którą ostrzegają eksperci, niezaszczepieni będą zajmowali miejsca w szpitalach i znów ochrona zdrowia stanie się niewydolna, co oznacza niebezpieczeństwo nie tylko dla chorych na COVID-19, ale też dla wszystkich innych, również tych zaszczepionych, którym przydarzy się np. zawał czy udar.

Wójt Białego Dunajca łapie się za głowę. – Gdybym powiedział tu komuś, że za miesiąc może leżeć w szpitalu z covidem i blokować miejsce chorym na coś innego, to byłaby wielka obraza i to na pokolenia. U nas ludzie są pamiętliwi. Niektórzy do dziś wypominają sobie, co ktoś powiedział o ich rodzinie w czasie wojny.

Na Podhalu miejscowi wiele spraw tłumaczą góralską specyfiką. Argumenty z góralskości pojawiają się też w sprawie szczepień. – Mówią, że baby po tym robią się bezpłodne – słyszę od mieszkanki Białego Dunajca. – Sama się nie zaszczepiłam i córce odradzałam, bo dla kobiety na Podhalu macierzyństwo jest bardzo ważne. Chłopak córki też nie chciał, żeby się szczepiła. Zrobiła to, bo mówiła, że chce wyjeżdżać za granicę – dodaje.

Są też inne teorie. – Górale są zahartowani i nie chorują. U nas klimat jest taki, że się uodporniliśmy. Gorzałką się leczymy – zapewnia mnie inna mieszkanka Białego Dunajca.

Prawie każdy, z kim rozmawiam, twierdzi, że już przechorował COVID-19, więc nie musi się narażać na ryzyko szczepienia podejrzanym – jak wielu uważa – preparatem. Próby tłumaczenia, że szczepionki dopuszczone w Unii Europejskiej są przebadane i bezpieczne, a zapewniają o tym specjaliści, kwitowane są wzruszeniem ramion i patrzeniem na rozmówcę jak na ostatniego naiwniaka.

Prawo i odczucia, czyli kto tu jest nienormalny

W środku tygodnia na wieczornej mszy w kościele w Białym Dunajcu jest kilkadziesiąt osób. Tylko paru ma na twarzy maseczkę, mimo że ze szczepieniami tutaj krucho. – Według prawa powinni je założyć – przyznaje proboszcz, ks. Jan Dolasiński. – Ale ludzie zdecydowali, żeby być bez maseczek. Po co nam maseczki, skoro my tak robimy już od roku i czujemy się ze sobą bezpieczni. Co jest ważniejsze: wypełnienie prawa czy to, co my czujemy? To są sąsiedzi, którzy spotykają się ze sobą, a czasami z jednej butelki piją piwo. I co, nagle przychodzimy do kościoła i zakładamy maski? Kto tu jest nienormalny? Nie jestem policjantem od pilnowania, tylko żeby dawać eucharystię – dodaje ks. Dolasiński.

Proboszcz parafii w Białym Dunajcu zapewnia, że jest ozdrowieńcem, ale się zaszczepił. Innych nie zamierza do niczego namawiać, bo każdy wie, co dla niego dobre. Twierdzi, że media zastraszyły ludzi pandemią i wywołały histerię. Opowiada, że on chodził nawet od domu do domu po kolędzie ludzi pocieszać. – Niektórzy płakali. Mówili: jak dobrze, że ksiądz przyszedł, bo nas tak bardzo straszą w tych mediach. Ludzie sami najlepiej wiedzą, kiedy trzeba przed czymś uciekać, a kiedy przychodzić – uważa ks. Dolasiński.

– Ksiądz nie obawiał się, że w ten sposób mógł z domu do domu przenosić koronawirusa?

– Nikogo nie zmuszaliśmy, żeby nas wpuszczał. A 99,9 proc. mieszkańców otworzyło nam drzwi. Mam do nich za to ogromny szacunek. Zachowywaliśmy wszystkie normy sanitarne, łącznie z maseczkami i dezynfekcją. Ludzie byli pozamykani w domach, a ja przynosiłem im odrobinę normalności i wsparcie – tłumaczy proboszcz.

Miejscowy kościelny twierdzi natomiast, że ludzi w Białym Dunajcu dezorientują sprzeczne komunikaty wysyłane przez władzę. – Na pogrzebie mogło być tylko pięć osób, a ludzie przyjeżdżali autobusami po 25 osób. Nie rozumieli tego. Albo: najpierw chcieli zjeść tych, którzy się zaszczepili poza kolejnością, a teraz to dopłacaliby, żeby się tylko szczepić. Za dużo tych sprzecznych informacji – mówi.

Dezorientuje też PiS, które na Podhalu od dawna wygrywa wybory. Wielu jest zdziwionych, że z jednej strony rząd Zjednoczonej Prawicy namawia do szczepień, a z drugiej, np. posłowie Anna Maria Siarkowska i Janusz Kowalski, zakładają Parlamentarny Zespół ds. Sanitaryzmu i ostrzegają, że szczepionki mogą być niebezpieczne dla dzieci. Robią to, żeby zadowolić swój elektorat, wśród którego jest sporo antyszczepionkowców. Jednak z tego, co słychać na Podhalu, wynika, że tu może to nie zadziałać. – Młodzież zwraca się w stronę Konfederacji – wskazuje wójt Andrzej Jacek Nowak.

Ludzie w dwóch gminach, gdzie zaszczepił się najmniejszy w Polsce odsetek mieszkańców, żyją głównie z turystyki. Pytam kilka osób, czy nie obawiają się, że gdy nadejdzie kolejna fala pandemii, znów zostaną zamknięte hotele, pensjonaty i restauracje, tym razem tylko w tych regionach, gdzie będzie najwięcej zachorowań lub najmniej zaszczepionych, więc bardzo prawdopodobne, że też u nich? Najczęściej w odpowiedzi słyszę: – Zobaczymy.

Coś w ogóle może przekonać górali? – Ja musiałem się zaszczepić. Pracuję na Słowacji, potrzebny jest mi certyfikat szczepień, żebym mógł tam jeździć. Gdyby nie to, dałbym sobie z tym spokój – mówi Robert, którego żona zdecydowała, że się nie zaszczepi, a on zapowiada, że nie zgodzi się na szczepienie swoich dzieci. Uważa, że bezpieczniej jest nabyć odporność naturalnie, czyli po przechorowaniu.

Śledzą też informacje, czy polski rząd wprowadzi podobne ograniczenia dla niezaszczepionych jak w niektórych krajach UE, gdzie osoby niezaszczepione nie mają wstępu do kin czy restauracji. – Jak to wprowadzą, to będziemy myśleć, co z tym zrobić – mówi mieszkanka Białego Dunajca, której córka zaszczepiła się, by móc podróżować po Europie.

Inny, sceptycznie nastawiony do szczepień mieszkaniec tej miejscowości, jednak przyznaje: – Takie ograniczenia mogłyby na ludzi podziałać.

Natomiast zgodnie zapewniają, że u nich do żadnych awantur nie dojdzie. – Chociaż górale to lubią awantury. Ale w sprawie szczepień jakoś u nas jest spokojnie – mówi pielęgniarka z punktu szczepień w Białym Dunajcu.

Jest spokojnie, bo większość jest tego samego zdania: szczepić się nie trzeba. Jednak do wybuchu awantury niewiele potrzeba. Niedawno patrol policji zatrzymał się na stacji benzynowej w Zakopanem. Poprosili pięć osób, żeby jednak wewnątrz założyły maseczki. Trójce z nich prośba się nie spodobała. Zaczęła się szarpanina z policjantami. Jedna z kobiet chciała przytrzasnąć funkcjonariusza drzwiami radiowozu. Została rzucona na ziemię i skuta kajdankami. Agresywni antyszczepionkowcy z ruchu Polskich Żółtych Kamizelek zapewne byliby z niej dumni.

Czytaj też: Umundurowane osiłki w ośrodku zdrowia, agresywna grupka atakuje lekarzy. Antyszczepionkowcy pozwalają sobie na coraz więcej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułInfekcja
Następny artykułRządzą nami algorytmy