– Takiej ligi nie było, jak długo żyję. Priorytetem jest dokończenie rozgrywek, żeby ten sport przetrwał. Jeśli będzie ryzyko wzrostu zakażeń, to zrezygnowałbym z kibiców i posadził ich przed telewizorami – mówi Tomasz Gollob.
Dariusz Ostafiński
Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: PGE Ekstraliga rusza 12 czerwca, z dwumiesięcznym opóźnieniem spowodowanym koronawirusem i przy pustych trybunach. Żużel na początku zobaczymy tylko w telewizji.
Tomasz Gollob, mistrz świata na żużlu, ekspert nSport+: Jak długo żyję, to jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Z powodu koronawirusa świat się zatrzymał i zmienił. Odkąd się ten wirus pojawił, żyjemy w naprawdę dziwnych czasach. Gdyby kilka miesięcy temu ktoś mi powiedział, że będziemy się unikać, zamykać się w domach, chować twarz pod maską, to bym się zaśmiał. Dziś nie dziwi mnie już nic, nawet sport przy pustych trybunach. Choć zawodnikom współczuję. Nie mają jednak innego wyjścia, jak jechać, walczyć, zdobywać punkty i zarabiać pieniądze.
A kibice?
Nic nie stracą, oglądając mecze w telewizji. Stracą kluby, które nie zarobią na biletach. Telewizja będzie za to biła rekordy oglądalności.
Pan nigdy nie ścigał się przy pustych trybunach.
Nigdy mi się to nie zdarzyło. To jest nowe dla wszystkich. Trzeba to jednak zrozumieć, nikomu włos z głowy nie spadnie. Nawet jeśli przez to wynagrodzenia będą mniejsze. Śledzę wszystkie wypowiedzi, widzę to ogromne niezadowolenie, bo przecież kontrakty trzeba było renegocjować, one się zmniejszyły. Nie możemy jednak zapominać, ile się przez te wszystkie lata zarobiło. Jeśli jeden sezon będzie gorszy, nic się nie stanie. Musimy się dostosować. Zresztą plan powrotu kibiców i większych pieniędzy powoli się rysuje. Na początek 25 procent zapełnienia trybun, potem 50, wreszcie 100. Polska liga za chwilę na powrót będzie dobrym zakładem pracy.
Dobrze, że pan wspomniał o procentach, bo chciałem zapytać, czy w związku z rekordowymi zakażeniami nie powinno się jednak odsunąć terminu powrotu kibiców w czasie. Inna sprawa, że czekamy na rządowe rozporządzenie, które da klubom podstawę do starania się o zgodę na organizowanie imprez masowych.
Gdyby od tego miało zależeć czyjeś życie i zdrowie, to na pewno niczego bym nie przyspieszał. Gdyby przez to liga miała ucierpieć w tym sensie, że rozgrywki zostałyby przerwane i wstrzymane do odwołania, to bym nie nalegał. Inna sprawa, że możliwość zakażenia się na otwartych stadionach chyba nie jest tak wielka, jak w zamkniętych pomieszczeniach. Lekarzem nie jestem, ale specjalistów słucham, więc uważam, że tu wielkiego ryzyka nie ma, a my nie możemy się dać wirusowi zamknąć. Trzeba się rozwijać, jechać. Z głową, żeby niczego nie zepsuć, ale i też bez przesadnego strachu.
Nawet o to, że liga, jak pan sam wspomniał, mogłaby być wstrzymana z powodu wzrostu liczby zakażeń?
Dlatego powiedziałem, że trzeba wszystko robić z głową. Jakby się robiło niebezpiecznie, trzeba ekipy okroić do minimum, kibiców posadzić przed telewizorami i tak jechać. Zakładam jednak, że nikt nie stłoczy kibiców obok siebie i nie stworzy zagrożenia epidemicznego. Musimy wykazać wzmożoną czujność, zwłaszcza że dyscyplina wśród ludzi się poluzowała. Jeśli zrobi się nieciekawie, to trzeba wrócić do punktu wyjścia, bo gra toczy się o to, żeby żużel był nie tylko teraz, ale i za rok czy dwa. Wszelkie tąpnięcia mogą zniechęcić tych, co wykładają na to kasę, a do tego nie możemy dopuścić.
Podoba się panu rozmach Motoru? Kupili Hampela, wzmocnili się mocno, ale nie brak głosów, że ten klub psuje rynek.
Na rynku zawodniczym nie jest łatwo. Zawodników jest niewielu, a Motor wrócił do gry po 24 latach poza Ekstraligą i bardzo chce. Ciężko im przychodzi dokładanie nowych zawodników, ale systematycznie to robią. Trzeba więc spojrzeć na Motor łaskawym okiem. W Lublinie, w tych osobach, które zarządzają klubem widać potencjał. Mają też finansowe możliwości i skrzętnie je wykorzystują. Czy można ich za to winić? Uważam, że nie. Na początku lat 90., kiedy w Polsce pojawiły się pierwsze zagraniczne gwiazdy, Motor miał wielkiego mistrza Hansa Nielsena. Mieli, bo płacili jak za zboże. Czy można jednak mieć o to pretensje? Nie. Raz, że taka była cena sprowadzenia klasowego zawodnika, dwa, że kibice w całej Polsce mieli radość z oglądania Hansa na żywo.
Na co stać Motor z Hampelem?
Mają aspiracje, chcą być w play-off i uważam, że będą. Jak dużą rolę tam odegrają? To już zależy od tego, na kogo wpadną w półfinale. Jednak nawet jeśli teraz z finałem nie wyjdzie, to Motor zaatakuje za rok. W Lublinie jest spokój, determinacja i na pewno nie powiedzieli ostatniego słowa w sprawach transferowych. Widać, że budują zespół bez ograniczeń finansowych, ale jak powiedziałem, nie będę ich z tego powodu potępiał. Zresztą sprowadzenie Hampela, to była okazja. Nikomu go nie wyciągnęli. Unia go nie chciała, Motor skorzystał.
Rywalizacja w żużlu ponoć się jednak nie sprawdza, a Motor ma sześciu dobrych seniorów. To nie kłopot.
Nie. Poza tym niektórzy zawodnicy są nieodzowni, by drużyna mogła odnosić sukcesy. Moim zdaniem Unia zdobyła trzy tytuły, także dlatego, że miała Jarka. W Lesznie doszli do wniosku, że czas tę historię zakończyć, ale Unia straciła bezpiecznik, jakim był Hampel. Żużel jest kontuzjogenny, dobrze jest mieć jakiś zapas zawodników. Teraz ma go Motor i dobrze, bo każda drużyna myśląca o play-off powinna mieć coś więcej. A że sześciu zawodników, że ktoś zostanie w domu, to w tym nie ma niczego dziwnego. Jeśli prezes dobrze to wytłumaczył, jakoś zrekompensował finansowo, to będzie dobrze. Motor jest prawidłowo poukładanym zespołem.
Wierzy pan w Hampela, w to, że będzie tym zawodnikiem, który z panem rywalizował o medale mistrzostw świata?
Proszę nie lekceważyć Jarka. To jest wicemistrz świata. Stać go na 10 punktów w meczu. Potrafi walczyć. Poza tym to jeden z filarów żużla w Polsce. Także dzięki niemu ten sport jest w tym miejscu, w którym jest. Przeżył ciężką kontuzję, ale sezon po sezonie idzie do przodu, odbudowuje się. Musiał przed rokiem zmienić mechanika, ale wciąż jest głodny sukcesów, chce wygrywać. Chciałbym mieć kogoś takiego w drużynie.
Pan od wypadku sprzed 3 lat ma uszkodzony kręgosłup i porusza się na wózku. Czy w związku z wirusem robi pan coś ze swoim zdrowiem?
Leczenie zostało odłożone na półkę. W czasach kryzysu nikt nie chce robić wielkich rzeczy, nawet jeśli chodzi o postawienie Golloba na nogi. Doktorzy są zajęci czymś innym i ja to rozumiem. Czekam od dłuższego czasu na uspokojenie się sytuacji. Mam jednak plan, nic się nie zmieniło.
Na końcu tego planu jest lot do Ameryki.
Tak, ale wpierw trzeba mieć samolot, a tego nie ma. Poza tym muszę doprowadzić organizm do stanu większej funkcjonalności. Na miejscu robię rzeczy, które mają mi pomóc zmniejszyć ból. To jednak trudny temat. Zepsucie jest tak mocne, że tak naprawdę tylko lekarze wiedzą, jak poważna jest sprawa. Na zewnątrz niby wyglądam dobrze, ale wiele wysiłku wkładam w to, żeby funkcjonować. Nie będę jednak płakał, narzekać na zły los, bo to niczego nie zmieni. Zaciskam zęby, idę do przodu.
Tuż po wypadku mówił pan, że cel, to stanąć na nogi.
To się nie zmieniło, choć nie będę ukrywał, że poddam się każdej operacji, która, choć o 5, 10 procent poprawiłaby moją sprawność i zmniejszyła wszelkie dolegliwości. Życie bez bólu to jest coś, o czym marzę.
Na koniec prosimy jeszcze o jakąś mistrzowską radę dla młodych zawodników. Jak zostać Gollobem?
Dużo pracować. Poza tym inwestować w sprzęt, a nie w dobra luksusowe. Kiedy byłem młody, to praktycznie wszystko szło na motocykle i silniki. W jednym sezonie kupiłem osiemnaście, bo odstawialiśmy od zachodu, a ja szukałem sposobu, żeby się podłączyć do jazdy o medale. W tamtym czasie jeździłem maluchem, nie mercedesem, ale nie miałem z tym problemu. Liczył się sport, wynik, reszta przyszła z czasem.
Czytaj także:
Zahartowany przez sport. Kim jest człowiek, który postawił się premierowi
Żużel z kibicami dopiero w lipcu? Nie ma rozporządzenia rządu
Follow @ostafinski
Czy Motor będzie w tym roku w finale?
zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS