A A+ A++

Stefano Lavarini niedawno odebrał nagrodę dla Trenera Roku 2023 przyznaną przez Komisję Sportu Kobiet Polskiego Komitetu Olimpijskiego. I nic dziwnego – polskie siatkarki pod jego wodzą wywalczyły pierwszy od niemal 20 lat awans na igrzyska i po raz pierwszy w historii znalazły się na podium Ligi Narodów (zajęły trzecie miejsce). W tym sezonie też już dokonały czegoś wielkiego – za sprawą kolejnych zwycięstw wspięły się w światowym rankingu tak wysoko jak nigdy wcześniej. Obecnie są w nim trzecie, ale już w środę późnym popołudniem mogą zostać wiceliderkami, jeśli pokonają w meczu LN Brazylijki. Włoski trener na razie układa grę Biało-Czerwonych niczym puzzle, choć tych prawdziwych nie miał w rękach od 30 lat. W tym roku najważniejsze jeszcze przed nim, ale – jak zapewnia – obecnie o sprawach związanych z paryską imprezą jeszcze zbytnio nie myśli.

Zobacz wideo Julia Nowicka: To wyróżnienie daje mi wiele pewności siebie i sprawia dużo radości

Agnieszka Niedziałek: W ośmiu dotychczasowych meczach tegorocznej Ligi Narodów Polki straciły tylko dwa sety. Wiele osób w kraju było zdziwionych, że na tym etapie sezonu pana drużyna gra już tak dobrze. Wszystko idzie zgodnie z planem czy poziom zaprezentowany w drugim turnieju LN dla pana też był w pewien sposób zaskoczeniem?

Stefano Lavarini: Przegranie zaledwie dwóch setów w tylu meczach z pewnością jest bardzo dobrym wynikiem i raczej można było przypuszczać, że “ucieknie” nam ich więcej. Nie jesteśmy jednak aż tak przywiązani do samych rezultatów, wygranych 3:0 czy serii ośmiu zwycięstw. Tak naprawdę staramy się każde zdobyte doświadczenie przekuć w wiedzę o tym, jak lepiej grać w siatkówkę. Nie przykładam nadmiernej wagi do wyników zwłaszcza na tym etapie sezonu. Wiele zespołów ma inne podejście do LN, szczególnie na samym początku rywalizacji, co widać było chociażby w różnych opcjach komponowania składów. LN to dla mnie bardzo dobre źródło informacji zwrotnej odnośnie tego, jak pracujemy. Ale jednocześnie pamiętam o tym, że przed nami jeszcze długa droga w tym sezonie i właśnie dlatego skupiamy się po prostu na codziennej poprawie gry.

Poprzedni turniej w Arlington dostarczył panu więcej odpowiedzi czy pytań pod kątem składu na turniej finałowy LN i igrzyska?

Oczywiście, wszyscy wiedzą, że tegoroczna LN jest dla nas jednym z etapów jak najlepszego przygotowania się do igrzysk, ale jednocześnie chciałbym zaznaczyć, że te rozgrywki same w sobie też są dla nas bardzo ważne. W tej chwili koncentrujemy się przede wszystkim na nich, dając z siebie wszystko i chcąc dotrzeć najdalej, jak to możliwe. Dlatego obecnie nie towarzyszą nam zbytnio rozważania dotyczące igrzysk. Przygotowujemy się do trzeciego turnieju LN, w którym prawdopodobnie zobaczymy jeszcze wyższy poziom niż wcześniej. Jesteśmy też naprawdę blisko turnieju finałowego. Szczerze mówiąc, to nawet nie wiem, czy matematycznie już zapewniliśmy sobie w nim udział, ale bardzo możliwe, że w nim wystąpimy. Dlatego teraz naprawdę skupiamy się wyłącznie na LN. Jesteśmy w trakcie procesu, o czym mówiłem już wiele razy i koncentrujemy się na jego obecnym etapie.

Podczas poprzedniego turnieju LN pana drużyna wygrała sporo zaciętych końcówek setów. Jest pan bardziej zadowolony z tego, że zawodniczki były na tyle mocne psychicznie, że poradziły sobie wówczas? Czy jednak bardziej zwracał im uwagę na to, że w pierwszej kolejności nie powinny pozwolić rywalkom wypracować kilkupunktowej przewagi?

Rywalizacja stała na bardzo wysokim poziomie i dlatego przede wszystkim musimy być zadowoleni z dotychczasowych wyników i pewności siebie, jaką pokazaliśmy w tamtych momentach – kiedy byliśmy w stanie odwrócić losy setów, których prawdopodobnie nie zaczęliśmy najlepiej jak się dało. Ale musimy też zrozumieć, że z tej perspektywy jesteśmy na początku procesu. Udział w LN poprzedziliśmy jedynie kilkoma treningami, potem do składu dochodziły nowe zawodniczki, które potrzebowały czasu na zgranie się z drużyną. Nie mieliśmy więc szansy stworzyć konkretnego systemu i wypracować pewności w naszym stylu gry. Budowaliśmy ją z meczu na mecz. Uważam, że dziewczyny są na tyle mądre, że mają świadomość, iż musimy jeszcze mocniej pracować nad poprawą gry, którą prezentujemy obecnie. Dobre momenty, które mieliśmy, pomogą nam nabrać pewności siebie, a jednocześnie sprawiają, że wymagamy więcej względem samych siebie.

Na początku sezonu kilka kadrowiczek było nieobecnych z powodu kłopotów zdrowotnych. Część z nich wróciła za sprawą obecnej rywalizacji w Hongkongu już do składu. Dyspozycja której stanowi dla pana obecnie największy znak zapytania?

Nie chcę mówić o konkretnych przypadkach. Z pewnością mieliśmy pewne trudności na początku sezonu, ale muszę być skupiony na tym, co musimy zrobić i kogo mamy do dyspozycji. To nie jest moment, by mówić o tym, dlaczego kogoś nie było czy nie ma. Ujmę to tak – staramy się zrobić wszystko, by doprowadzić wszystkie zawodniczki, które miały na początku kłopoty, do odpowiedniej formy w miarę ich możliwości.

Tuż po wywalczeniu awansu na igrzyska opowiadał pan dziennikarzom, że pierwszą jego myślą po ostatniej piłce decydującego meczu było “Piep***ć ranking”. Kiedy więc po raz pierwszy od tamtego momentu spojrzał pan w to zestawienie?

Przed początkiem tegorocznej LN. Wcześniej patrzyliśmy na ranking głównie pod kątem kwalifikacji olimpijskiej, mocno braliśmy pod uwagę opcję awansu właśnie na podstawie niego. Dlatego przed turniejem kwalifikacyjnym było to dla nas źródłem stresu – analizowaliśmy cały czas, co trzeba zrobić, by się tą drogą dostać na igrzyska. Ale było w tej sytuacji też coś pozytywnego, bo cały czas cisnęliśmy zawodniczki, by dawać z siebie wszystko. W tym sezonie chcemy to podtrzymać. Nawet jeśli ranking nie ma już dla nas znaczenia pod kątem kwalifikacji, to wciąż pracujemy, biorąc go pod uwagę, by zachować tę presję, której potrzebujemy, by cały czas się poprawiać i uczyć czegoś nowego. Mamy już bilet do Paryża, ale wciąż czasem rozmawiamy z dziewczynami o rankingu i przypominamy o nim. Jest też wciąż ważny – pod kątem losowania grup w turnieju olimpijskim i przyszłości. Jest bowiem częścią zarządzania rozgrywkami międzynarodowymi i nie możemy tego pominąć. Musimy używać jego znaczenia w najlepszy możliwy sposób – by pomogło nam to zawsze być skupionymi.

Pamiętam pana wielką radość po wrześniowym awansie na igrzyska. Te emocje potem jeszcze jakiś czas w panu były czy szybko skupił się na kolejnym zadaniu?

Oczywiście, przez kilka dni towarzyszyła mi jeszcze satysfakcja z osiągnięcia celu, ale ta praca – co jest jednocześnie trudnością, ale i jej plusem – polega na tym, że nie możesz zbyt długo skupiać się na tym, co osiągnąłeś jednego dnia. Zaraz potem masz nowy cel i to cię pcha cały czas do przodu, by być lepszym. Dlatego kilka dni później byłem już gotowy, by skupić się na nowym wyzwaniu w klubie.

Pracuje pan z Polkami trzeci rok. Jest przez to łatwiej, bo większość zawodniczek była w kadrze już w dwóch poprzednich sezonach i znają pana styl pracy? Czy znaczenie sezonu olimpijskiego to teraz dodatkowa odczuwalna trudność?

Mamy za sobą już dobrze przepracowany wspólnie czas i to na pewno pomaga choćby pod kątem treningów. Znamy się już lepiej, łatwiej nam się zrozumieć, sposób pracy nie jest już nowością. Przed nami wiele wyzwań, ale można powiedzieć, że teraz możemy myśleć o tym, co musimy zrobić zamiast o tym, jak zrozumieć siebie nawzajem.

Lubi pan puzzle?

Prawdopodobnie jako dziecko byłem nimi bardziej zainteresowany. Nie mam obecnie wystarczająco dużo czasu na tak mocno kradnącą go rzecz, więc przez ostatnie 30 lat nie miałem z puzzlami do czynienia.

Pytam o nie, bo od czasu do czasu można spotkać się z opinią, że z zawodniczek korzysta pan podczas meczów właśnie jak z puzzli, sięgając zawsze po właściwy element.

Kto tak mówi?

Dziennikarze i osoby zainteresowane siatkówką. To kwestia intuicji, doświadczenia?

Nie wiem, co jest tego źródłem. Myślę, że może tu chodzić o fakt, iż mamy wyznaczony wspólny cel i kroczymy wspólną drogą. Dzielenie tego sprawia, że każda wchodząca na parkiet zawodniczka chce dać coś od siebie.

Zaangażowanie zawodniczek to jedno, ale pan zbiera pochwały za dobre wyczucie co do zmian. To bardziej instynkt czy oparcie się o analizy?

Nie wiem, czy jestem w tym dobry. To prawdopodobnie kwestia mojego pochodzenia – wywodzę się ze skromnej rodziny. Robimy to, co do nas należy i staramy się dać z siebie wszystko. Bez narzekania, bez skupiania się na tym, czego nam brakuje. To chyba ma odzwierciedlenie w moim stylu pracy.

Prowadzący męską reprezentację Polski Nikola Grbić przyznał, że nigdy nie wskazuje złotego medalu jako celu, ale przed tym sezonem wygłosił przemowę, w której przypomniał kadrowiczom, co będzie kluczowym momentem i na co pracowali przez ostatnie dwa lata. Wygłosił pan podobną przemowę?

Miałem jedno spotkanie z dziewczynami na początku. Oczywiście, wspomniałem o igrzyskach, ale kluczowy był przekaz, że będziemy zmierzać krok po kroku. I że rzeczą, o której myślimy teraz, jest LN – organizacja pod kątem tych rozgrywek, podejście do nich i to, co chcemy zrobić na początku sezonu. Oczywiście, przygotowania do igrzysk są z tym połączone, ale nasza uwaga skupia się na LN i głównie o tym wtedy rozmawialiśmy.

Wiem, że nie jest pan fanem rozmów o poszczególnych zawodniczkach, ale jedna w tegorocznej kadrze jest na swój sposób wyjątkowa. Mam na myśli Natalię Mędrzyk, do której sam pan zwraca się per “Mama”. Miał pan wcześniej doświadczenie w pracy z siatkarkami mającymi dzieci?

Zdarzyło się to trzy razy. Raz, gdy pracowałem w Brazylii i ta sama zawodniczka potem zaszła ponownie w ciążę w trakcie sezonu, potem w Korei Południowej oraz w minionym sezonie w klubie. Natalia jest więc czwartym przypadkiem. Miałem zawsze to szczęście, że trafiałem na wielkie profesjonalistki, które były w stanie świetnie poradzić sobie z wszystkim, co wiąże się z łączeniem zawodowej gry w siatkówkę i życia rodzinnego. Świetnie pracujące i dające z siebie wszystko na parkiecie, a jednocześnie starające się być najlepszymi możliwie matkami.

Wracając do analogii dotyczącej puzzli, to niektórzy mówią, że właśnie Mędrzyk jest elementem układanki, której wcześniej brakowało w pana drużynie.

Wszystkie zawodniczki są tu, bo mają jakość, która pomaga drużynie. Dają coś zespołowi, więc możemy powiedzieć, że każda jest potrzebnym elementem tej całości.

W jednym z ubiegłorocznych wywiadów opowiadał pan o siostrzanej więzi polskich siatkarek, która jest dla nich naturalna. To kwestia doboru charakterów?

Miałem już wcześniej takie odczucie co do atmosfery w drużynie, gdy pracowałem w Korei. Zawodniczki miały bardzo mocną więź. Nie wiem, czy mogę to zestawić na równi z tym, co jest w polskiej kadrze, ale z pewnością atmosfera w tej ostatniej jest świetna. To jak dziewczyny pracują i przebywają razem – nie jest mi łatwo zrozumieć w pełni to porozumienie z uwagi na to, że nie znam języka polskiego, wywodzę się z innej kultury itd. Ale myślę, że wspólny rozwój i duma z bycia częścią drużyny narodowej też mają na to wpływ.

Sporo kadrowiczek przez ostatnie dwa lata wspominało, że sprawił pan, iż bardziej uwierzyły w siebie jako drużyna. Nad pewnością siebie trzeba pracować cały czas, ale czy sądzi pan, że jego zespół osiągnął pod tym względem pewien poziom, którego już raczej nagle nie straci?

Nie zrobiłem pod tym względem niczego wyjątkowego. Ja przynajmniej tak to widzę. Wyznaczyliśmy po prostu pewne cele i pokazałem dziewczynom, co możemy zrobić – moje spojrzenie na to, co mogą osiągnąć. Myślę, że tę pewność siebie wzięły z obserwowania samych siebie i z odnoszonych sukcesów, które były poprzedzone ciężką pracą. Bo na początku nie było łatwo – nasza pierwsza edycja LN była trudna. Ale potem dziewczyny dostrzegły szansę na coś więcej i prawdopodobnie nabrały tej pewności dzięki wynikom, które osiągnęły. To był ten feedback, którego potrzebowały.

Magdalena Stysiak jakiś czas temu w jednym z wywiadów opowiadała, jak trener rywali spytał żartobliwie przy okazji meczu z waszym Fenerbahce Stambuł, kiedy weźmie pan z nią ślub. Praca zarówno w kadrze, jak i w klubie sprawiła, że chyba świetnie się już znacie.

Kiedy spędzasz z kimś codziennie dużo czasu oraz macie ten sam punkt widzenia na zawodowe sprawy, to oczywiście, że się dobrze znacie i darzycie szacunkiem oraz sympatią. To normalne. Mamy z Magdą wiele wspólnych wspomnień i osiągnięć. Oczywiście, naszej relacji nie da się porównać z tą osobistą, o której była tu mowa (uśmiech). Ale faktem jest, że nasza profesjonalna relacja funkcjonuje bardzo dobrze.

Tuż po zdobyciu mistrzostwa Turcji wskoczył pan w euforii nawet jej na plecy. W internecie krążył też filmik, na którym widać jak jeden z kibiców podciągnął pana za ręce do góry na trybuny. To była najbardziej szalona celebracja, w jakiej brał pan udział?

W takich sytuacjach liczy się chwila, chęć wyrażenia emocji. [W tym momencie z daleka przechodzi Stysiak i zaczepia żartobliwie Lavariniego, a ten krzyczy do niej: “Dosłownie poprzednie pytanie dotyczyło ciebie” – red.] Wszystko dzieje się spontanicznie. Trudno takie momenty porównać. W tamtej sytuacji pamiętam, że miałem ochotę z radości wskoczyć na kogoś, a Magda prawdopodobnie była jedyną, która mogła wytrzymać ciężar mojego ciała, więc wybór padł na nią. Potem poszedłem do kibiców, a z jednym z nich wcześniej nieraz rozmawiałem po meczach. Obdarzył mnie szczególnym zaufaniem i dodawał mi pewności. Chciałem mu więc powiedzieć, byśmy świętowali i wymienili później kilka słów. Z pewnością nie spodziewałem się, że skończy się to w ten sposób, ale wyszło zabawnie.

Podobno nie chce pan odpowiadać na pytania dotyczące przyszłości klubowej, ale rozstanie z Fenerbahce jest już przesądzone, więc zapytam tylko – czy pan sam już wie, co będzie robił w kolejnym sezonie?

Teraz, w okresie olimpijskim, skupiam się na najbliższej przyszłości, a jest nią praca z reprezentacją Polski.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMarcin Banot zatrzymany przez policję w Argentynie
Następny artykułMediaTek dołączy do wyścigu na rynku komputerowych procesorów ARM