Mało? W tym czasie na budowie piach zasypuje człowieka, warstwa ziemi sięga 3,5 metra. Trzeba szybko działać, bo tlenu jest niewiele. Kolejne jednostki, tym razem nurków, muszą wyciągnąć auto, które wylądowało w kanale dychowskim. W pobliskich bunkrach turysta spadł ze sporej wysokości, trzeba go ściągnąć kilka metrów w dół. Ma rozgruchotany kręgosłup.
– Ciężka praca nie ominęła również grup poszukiwawczo-ratowniczych, które wraz z czworonożnymi partnerami szukały osób zaginionych w pobliskich lasach. Walka z ogromną ilością danych niezbędnych do zarządzania na poziomie sztabu, a także rozwiązywanie problemów z przekazem medialnym – mówi Arkadiusz Kaniak, rzecznik zielonogórskich strażaków.
Szkolą się nawet studenci
W szkoleniach wzięli udział także studenci dziennikarstwa Uniwersytetu Zielonogórskiego. Strażacy postawili namiot prasowy, gdzie co godzinę odbywały się briefingi. Studenci na bieżąco wysyłali materiały do lokalnych redakcji. Części z nich przypadła rola dziennikarzy tabloidów. Mieli wprowadzić chaos w działaniach służb.
– Wejść na teren zagrodzony taśmami, wykonać zdjęcia w sztabie kryzysowym, robiąc zdjęcia, utrudniać akcję. Dzięki temu możemy się lepiej wyszkolić, znaleźć słabe strony – tłumaczy Arkadiusz Kaniak.
Studenci szybko ustalili, że beczki znalezione na terenie opuszczonej poniemieckiej fabryki, kryją
glicerynę techniczną, kwas azotowy, chlor, proch strzelniczy i możliwe związki
promieniotwórcze. Dopytywali o ewakuację ludności, wysyłanie alertów ostrzegawczych i to, kiedy wojewoda i premier odwiedzą sztab kryzysowy. I dopytywali czy wszystkie zdarzenia to dzieło przypadku, czy to zamach terrorystyczny.
Całej akcji przyglądali się niezależni obserwatorzy, najlepsi specjaliści w swojej branży. Pracę medyków “rozliczali” lekarze – Szymon Michniewicz, szef oddziału ratunkowego Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze i anestezjolog Bartosz Kudliński, szef centralnego bloku operacyjnego.
Działania strażaków wysokościowych oceniali strażacy z Podkarpacia. Znoszony na noszach poszkodowany nie był manekinem a pozorantem.
– W razie zagrożenia przerwalibyśmy ćwiczenia. Jesteśmy sekcją, gdzie ćwiczenia odbywają się w realnym zagrożeniu, szkolenia wykonujemy na odpowiedniej wysokości, inaczej nie miałyby sensu. Chemicy ćwiczą na “sucho”, nikt przecież nie wykorzystuje radioaktywnych substancji. Zagrożenie więc jest teoretyczne, my ćwiczymy na poważnie – tłumaczą.
Artykuł został napisany przez studentów dziennikarstwa UZ, Elizę Kryś, Julię Strehl, Nadię Zaichenko.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS