A A+ A++

Co ciekawe, marzeniem Amundsena nie było wcale zdobycie bieguna południowego. Wręcz przeciwnie. Gdy dotarł do niego jako pierwszy człowiek, powiedział: „Zapewne nikt nie był bardziej oddalony od celu swego życia niż ja w owej chwili”, ponieważ zawsze marzył o biegunie północnym. Już jako nastolatek śnił o wyprawie na północ, lecz początkowo jego karierę wstrzymała matka, która wysłała go na medycynę. Po jej śmierci porzucił studia i został polarnikiem. Gdy wreszcie w 1909 r. rozpoczął przygotowania do ekspedycji na biegun północny, świat obiegła wieść, że biegun zdobył już Amerykanin Robert Peary. Zmusiło to Amundsena do zmiany planów. Obawiając się, że nowy projekt spowoduje cofnięcie poparcia norweskiego rządu i dotacji, zataił go przed wszystkimi. Zapowiedział, że sukces Peary’ego nie zmienia jego celu i nadal zamierza podjąć wyprawę badawczą na północ. Rzeczywiste plany ujawnił, gdy kierowany przez niego statek Fram dobił do brzegów Madery. Chciał być człowiekiem, który jako pierwszy dotrze do bieguna południowego. Oprócz mroźnych wiatrów Antarktydy, na której nigdy nie był, w tym przedsięwzięciu mógł mu przeszkodzić inny badacz, Robert Scott.


Fot.: Mondadori Portfolio / Getty Images

Amundsen w pamiętniku napisał, że o powodzeniu wyprawy polarnej decyduje „sposób, w jaki przewiduje się każdą trudność i usuwa ją poprzez odpowiednie środki”. Metoda, którą chciał zdobyć biegun, tak diametralnie różniła się od metody Scotta, że trudno dziś uwierzyć, iż łączył ich wspólny cel. Tym bardziej że obydwaj korzystali z tych samych notatek Ernesta Shackletona, którego na początku 1909 r. od bieguna południowego dzieliło zaledwie 180 kilometrów. Musiał zawrócić z powodu braku żywności.

W przeciwieństwie do Scotta Amundsen uznał, że Shackleton podczas wyprawy popełnił mnóstwo błędów, dlatego oprócz odmiennego wyposażenia obrał także inną trasę prowadzącą od wybrzeży mroźnego kontynentu do samego bieguna. Norweski Fram zacumował w Zatoce Wielorybiej, która stanowiła głęboką wyrwę w potężnej ścianie Lodowca Szelfowego Rossa. Badający go na miejscu Shackleton błędnie uznał, że lodowiec pływa i może się oderwać – w rzeczywistości opierał się on na wysepkach, rafie i płyciźnie, dlatego stanowił bezpieczne, stabilne miejsce do założenia bazy. Do tego wniosku Amundsen doszedł jeszcze, zanim przybył do Antarktyki. „Swoją znajomość Bariery Lodowej Rossa czerpałem wyłącznie z opisów. Przestudiowałem jednak tak dokładnie całą odnoszącą się do niej literaturę, że na pierwszy widok owej potężnej masy lodu odniosłem wrażenie, iż znam ją od lat” – zapisał Norweg.

Miejsce to było idealne z co najmniej kilku powodów. „Przede wszystkim mogliśmy dopłynąć tutaj statkiem najdalej na południe – o cały stopień geograficzny dalej niż Scott, który swoją bazę założył w cieśninie McMurdo” – rozpoczynał wyliczanie Amundsen. Oprócz tego Norweg doskonale wiedział, iż ruchy powietrza na Antarktydzie powodują, że to na lądzie, a nie na lodzie, częściej występują gwałtowne, mroźne wiatry, które zdmuchiwały wszystko przed sobą. Ponadto miejsce obfitowało w zwierzynę. Norweska ekipa bez przeszkód mogła się żywić świeżym mięsem fok i pingwinów.

Przybywszy na mroźny kontynent na początku 1911 r., norweska załoga zaraz zabrała się do budowy specjalnego domu, który miał się stać jej główną bazą. Wkrótce dokładnie ponumerowane i opisane drewniane części stworzyły całość i na antarktycznym lodzie stanęła siedziba wyprawy, zwana Framheim. W środku znajdowały się piecyk, miejsca do spania oraz inne potrzebne do życia przedmioty. Zadbano nawet o prawidłową wentylację budynku. Dookoła niego na śnieżnym podłożu wykwitło mnóstwo namiotów, w których umieszczono niezliczone skrzynie z żywnością i specjalistycznym sprzętem. Pod domem zaś wydrążono w lodzie kilka pomieszczeń, w których mieściły się m.in. warsztat, przechowalnia sań, kolejne zapasy pokarmu. Umiejętność rozcinania lodu i wykorzystywania ich w budowie Amundsen posiadł kilka lat wcześniej, gdy podczas słynnej wyprawy przez Przejście Północno-Zachodnie miał okazję dobrze poznać zwyczaje Eskimosów. To oni nauczyli go budować igloo czy wykorzystywać skórę renifera do szycia doskonałych w warunkach polarnych ubrań. Tam też ujrzał coś, co w rywalizacji ze Scottem kilka lat później zadecydowało, że to właśnie Norweg jako pierwszy człowiek w historii zdobył biegun południowy.

„Główna (…) różnica między wyposażeniem wyprawy mojej i kapitana Scotta polegała na tym, że ja zabierałem psy, on zaś kucyki. Słyszałem już dawniej, że Scott w oparciu o doświadczenia własne

i Shackletona doszedł do przekonania, iż na lądolodzie mandżurskie kucyki są lepsze od psów. Wśród ludzi znających się na psach eskimoskich nie byłem na pewno jedynym, który zdumiał się, usłyszawszy tę opinię” – zapisał Amundsen. Powodzenie swojej wyprawy Scott oparł na saniach motorowych i kucach islandzkich. Sanie jednak zawiodły, gdyż ich silniki nieprzystosowane do polarnych warunków niemal od razu zamarzały. Konie pociągowe natomiast miały kilka wad. Ich pasza zajmowała wiele miejsca i bardzo dużo ważyła, a w razie potrzeby nie była przydatna dla człowieka; mięso zaś zdechłego kuca nie stawało się pokarmem żyjących zwierząt. Poza tym kuc, jako zwierzę niezbyt odporne i wytrzymałe na trud, po pewnym czasie musiał paść. Nawet jeśli nie padł, to polarnicy i tak musieli go zostawić u stóp wyżyny biegunowej, na którą nie dał rady wejść. W efekcie badacz, który powinien zająć się ogólną organizacją i przebiegiem wyprawy, sam stawał się zwierzęciem pociągowym, co odbierało mu siły i wpływało na wynik ekspedycji. „O ile bowiem zrozumiałem dobrze Shackletona, nie ma mowy o wciągnięciu kucyków po stromych i spękanych urwiskach górskich lodowców. Niewątpliwie przykro byłoby pozostać bez siły pociągowej przebywszy zaledwie czwartą część drogi; znacznie lepiej dysponować siłą pociągową przez cały czas podróży” – zanotował z ironią Amundsen.


Fot.: Photo12/UIG / Getty Images

W przeciwieństwie do Scotta Norweg z zapisków Shackletona wywnioskował prawidłowo, że „warunki terenowe na lądolodzie musiały być wprost idealne do użycia psów”. Oddane i wierne psy eskimoskie stanowiły doskonałą wręcz siłę pociągową, która sprawdzała się w każdych warunkach. Ich zaleta polegała na tym, że „takie niewielkie stworzenie łatwiej przechodzi przez liczne mosty śnieżne, nie do ominięcia na pociętych szczelinami lodowcach. Jeśli nawet pies wpadnie w szczelinę, to nie ma jeszcze nieszczęścia: po prostu łapie się go za kark i wyciąga. Zupełnie inaczej ma się sprawa z kucykiem. To stosunkowo duże i ciężkie zwierzę zapada się oczywiście znacznie częściej, a gdy się takie nieszczęście zdarzy, wyciąganie jest robotą trudną i ciężką. A cóż dopiero, gdy uprząż się zerwie i kucyk leży na dnie trzystumetrowej szczeliny!”. Ponadto ciężki kuc ciągnął za sobą w przepaść wszystko, co było do niego przywiązane – skrzynie z prowiantem, czasami też polarnika. Z psami takie zagrożenie nie istniało. Dodatkowo, gdy któryś z nich osłabł, jego mięso stawało się pokarmem dla reszty czworonogów, a także dla Norwegów. Nawet w tej kwestii Amundsen dokonał szczegółowych obliczeń i ustalił, „którego psa którego dnia powinno się zastrzelić, gdy przestanie być przydatny jako zwierzę, a zacznie jako prowiant. Wyliczenia sprawdziły się niemal co do dnia i psa”.

Posiadanie ponad stu psów zaprzęgowych pozwoliło na zastosowanie metody, która „polegała na dokonywaniu dzielonych wielodniowymi przerwami wypadów z bazy na południe celem zakładania składów, byśmy później mogli powrócić z bieguna, nie wożąc się z naszymi zapasami w obie strony”. Silne psy bez trudu zaciągnęły pełne prowiantu skrzynie, które Norwegowie umieścili w trzech różnych miejscach: na 80, 81 oraz 82 stopniu szerokości geograficznej południowej. Dzięki utworzeniu składów na ich przyszłej trasie na biegun czekały na nich tony żywności i sprzętu. Wszystkie przygotowania ukończyli, nim nadeszła noc polarna. Jak dotąd, szczegółowy plan Amundsena był wykonany w każdym calu.

Wraz z nastaniem lata, 20 października 1911 r., z Framheimu w stronę bieguna wyruszyła pięcioosobowa grupa na czterech saniach ciągniętych przez 52 psy. Bez większych problemów Norwegowie pokonywali kolejne zaplanowane na każdy dzień odcinki. Psy spisały się wyśmienicie, poradziły sobie nawet w Górach Transantarktycznych. Po niemal dwóch miesiącach podróży nadeszła uroczysta chwila – obywatele niewielkiej Norwegii, która dopiero co uzyskała niepodległość, zdobyli biegun południowy! Dokładnie 14 grudnia 1911 r. na mroźnym, antarktycznym wietrze zatrzepotała norweska flaga. Po odpoczynku i wykonaniu odpowiednich badań Amundsen zarządził powrót do bazy.


Fot.: ULLSTEIN BILD / newspix.pl

Ponad miesiąc później, 17 stycznia 1912 roku, Scott i jego towarzysze również dotarli na biegun. Byli skrajnie wycieńczeni. Sanie motorowe uległy awarii, słabe i nieprzystosowane do warunków kuce padły na trasie, na której założyli tylko jeden skład, Anglicy musieli sami ciągnąć sanie z żywnością i sprzętem aż na biegun. Gdy wreszcie się na nim znaleźli, czekał ich gorzki zawód. Okazało się, że będący pierwszy raz na Antarktydzie Roald Amundsen wyprzedził ich doświadczonego kapitana wyprawy, Roberta Scotta. Na miejscu znaleźli norweską flagę oraz namiot, w którym Amundsen zamieścił list do Haakona VII, króla Norwegii. Anglicy mieli go dostarczyć adresatowi na wypadek śmierci norweskiego polarnika w trakcie powrotu.

Grupa Roberta Scotta nigdy nie wróciła do domu, w drodze powrotnej Anglicy umarli z zimna i głodu. Scott, który wyruszając na wyprawę polarną, zapowiadał, że chce dokończyć dzieło Shackletona, popełnił jeszcze więcej błędów niż jego poprzednik. Mimo dramatycznej sytuacji nie zrezygnował ze zdobycia bieguna i zapłacił za to najwyższą cenę.

Nie mylił się natomiast Roald Amundsen, gdy napisał w pamiętniku, że w wyprawie na biegun „zwycięstwo czeka tego, kto umie przewidywać”. Norweg całą ekspedycję zaplanował od początku do końca. Podczas niej wykazał się pewnością siebie, precyzją i sumiennością. Chyba wystarczającym dowodem na to jest fakt, że gdy tworzył projekt tej wyprawy, jeszcze w 1909 r. zanotował, iż powrót do Framheim nastąpi 25 stycznia 1912 r. Rzeczywistość pokazała, że nie pomylił się ani o dzień.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPodwójne życie: ma drugi dom i rodzinę, żona nic nie wie. “Z Kicią poznali się w pracy”
Następny artykułJak pszczoła przepowiada pogodę?