Przykładem jest Michał Tyszkiewicz, który bez wahania zablokował (mnie) dziennikarkę z miasto-gazeta.pl, bo miałam czelność opisać go krytycznie. Czyżby za każdym razem, gdy ktoś pisze coś nieprzychylnego, pojawiała się w nim wizja apokalipsy? Robert Klimowicz również, w dobie bezlitosnych krytyków, postanowił usunąć mnie ze znajomych, bo nie bałam się stawać na baczność i piętnować jego zachowania. Wygląda na to, że lokalna polityka to nie tylko gra o stołki, ale także o spokojne sumienie – a w tej grze zbyt dużo krytyki nie jest mile widziane.
Jednak prawdziwą perłą w koronie tych ełckich politycznych akrobatów jest były radny, który tak bardzo nie potrafił znieść krytyki, że stworzył fałszywe konto na Facebooku, by wysyłać mi groźby i zastraszać. Niestety dla niego, nie dostrzegł jednego drobnego szczegółu: zapomniał się przelogować. Tak, w świecie, w którym każdy krok jest na czołówkach gazet, jeden z radnych postanowił zagrać w skrytego przestępcę. Chciał, aby jego krytycy usłyszeli jego zwołanie, a tymczasem sam wpadł w sidła własnej nieostrożności.
Czy to naprawdę ci ludzie powinni być odpowiedzialni za sprawy miasta? Ich odporność na krytykę jest tak żałosna, że można się zastanawiać, jak odnajdują się w politycznych realiach.
A jeśli już mówimy o realiach, to w ostatnich wyborach znalazła się również kandydatka, która w obliczu najmniejszej krytyki chowała się jak mysz pod miotłą. Za to kampanię miała niczym Beata Szydło przy promocji 500 +. Efekt był ogromny, ale treść zdecydowanie się nie broniła.
W Ełku sprawy mają się tak, że nie tylko ludzie noszą w sobie różne zapachy, ale i lokalna polityka przyjmuje odór, który zdecydowanie nie jest przyjemny. Mowa o fetorze, który emanował z Eko-Mazur, a także o krytyce dotyczącej działań promocyjnych Urzędu Miasta na Facebooku. I tu dochodzimy do kluczowego momentu: artykuły na ten temat są zgłaszane do usunięcia na Facebooku. Czy za tym stoi zwykły Kowalski, który pragnie odrobinę spokoju od smrodu i propagandy?
To zjawisko nie jest jedynie przejawem dbałości o wizerunek, ale raczej próbą stłumienia głosów, które odważnie stają w obronie prawdy. Radni i urzędnicy najwyraźniej są tak wrażliwi na krytykę, że decydują się na sztuczki rodem z PRL-u, czyli cenzurowanie niewygodnych informacji. Można by pomyśleć, że w dobie internetu i łatwego dostępu do informacji, próba usunięcia krytycznych artykułów to działanie skazane na niepowodzenie. Ale nie w Ełku! Tutaj, w obliczu zawirowań, obywatele i dziennikarze stają się ofiarami administracyjnych gier.
Są jeszcze tacy narcystyczni obywatele, którzy uważają się za „aktywnych” (oczywiście mają referencje), że za każdy odważniejszy artykuł na temat ich wniosków czy działalności grożą pozwami do sądu. A wszystko dlatego, że miałam czelność naruszyć ich „dobro osobiste”, czyli skrytykować ich pomysły. Cóż, w Ełku mamy nowe standardy obrony: krytyka to przestępstwo!
Czas na prawdziwą refleksję. Politycy i urzędnicy powinni być otwarci na krytykę – to część ich pracy, a nie dar w postaci słodyczy dla niegrzecznych dzieci. Jeśli nie potrafią znieść konstruktywnej krytyki, może lepiej, by zostali w domach z ciepłą herbatą i kubkiem chusteczek, zamiast pchać się w politykę. Przecież miasto potrzebuje ludzi, którzy potrafią słuchać i wyciągać wnioski, a nie tych, którzy zamiast rozmowy wybierają przycisk „zablokuj”. Cóż, Ełk, trzymam kciuki za Was!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS