Nie tak Elisabeth Borne wyobrażała sobie początek. Ledwo została nową szefową francuskiego rządu, a już musi gasić pożar. I to pożar bardzo dla niej groźny – bo oskarżenia o molestowanie seksualne jednego z jej ministrów mogą okazać się miną, na której może wylecieć cały gabinet. Zwłaszcza w erze #MeToo kobieta-premier musi być na takie kwestie bardzo wyczulona.
Na razie Borne broni swojego ministra ds. solidarności i osób niepełnosprawnych Damiena Abada – zresztą, w miarę jak wypływają kolejne szczegóły stawianych mu zarzutów, wydaje się, że ma rację. Ale to nie jedyna rafa, przez którą Borne musi przepłynąć. Kolejna to zaplanowane na połowę czerwca wybory parlamentarne. Wcale niewykluczone, że jest ona jedynie premierem tymczasowym, a po tych wyborach ustąpi miejsca kolejnej osobie. Okaże się ona jedynie zderzakiem Macrona? Jakie ma atuty po swojej stronie?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS