Mirosław Neinert: dyrektor Teatru Korez w Katowicach, aktor, reżyser: – Zapowiadał się fajnie, bardzo. Rok temu o tej porze mieliśmy już za sobą przygotowania do Karnawału Komedii. Pracowaliśmy też nad sztuką, która miała podczas karnawału premierę. To była „Nerwica natręctw” Laurenta Baffiego i wtedy coś powinno nam dać do myślenia…
Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
– Jedna z postaci w tej sztuce panicznie się bała zarazków, bakterii, wirusów! Widziała je ciągle… A my głupi nie pomyśleliśmy, że to jest zapowiedź. Zagraliśmy tę „Nerwicę” aż trzy razy i koniec. O tym, że koronawirus dotarł do Polski, dowiedziałem się w teatrze. Zabronili nam grać.
O czym wtedy myślałeś?
– Że minie miesiąc i wszystko wróci do normy. A niektórzy mówili, jaki miesiąc? Tydzień, może dwa. Akurat! A potem… Sam wiesz.
Zakaz grania dla publiczności dla aktora to chyba dramat.
– Nie ma teatru bez widowni. To jest wtedy martwe. Szybko zaczęliśmy robić różne przedstawienia do internetu, uruchomiliśmy streamingi. Ale i tak zawsze proszę, by na widowni była choć jedna osoba. Ona oczywiście nie reaguje tak głośno, jakby każdy fotel był zajęty, ale czuję to odbicie, te fale płynące od niej. Aktorzy bardzo potrzebują kontaktu. Przez ten czas poczuliśmy, jaka to jest fajna ekipa ten Teatr Korez. Wszyscy mamy ze sobą kontakt, łączymy się, gadamy. A jak był taki czas, że mogliśmy grać na jednej czwartej widowni, to była ogromna radość. Ludzie byli gotowi grać za darmo. A publiczność reagowała szaleńczo. Dwa razy mocniej.
To wróci. Musimy się tylko zaszczepić na koronawirusa. Wybierasz się?
– Oczywiście. I to w pierwszym możliwym terminie. Uważam, że premier, prezydent, prezes Kaczyński powinni się zaszczepić przed kamerami.
Bardzo podobał się mi pierwszy zaszczepiony mężczyzna w Wielkiej Brytanii.
– Widziałem, William Shakespeare. Anglicy mają poczucie humoru.
U nas pierwszy powinien być Adam Mickiewicz albo Skłodowska-Curie.
– Albo Karol Wojtyła.
Mógłby być Robert Lewandowski.
– O tak, i jeszcze Jurek Owsiak.
Ale go w telewizji rządowej nie pokażą…
– Patrz, facet nie ma nawet skrajnych poglądów politycznych. Dlaczego rządzący go tak nie lubią? Bo nie potrafią robić tego co on. Nawet jak maseczki mają ściągnąć, to muszą kombinować.
Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Czym jest dla ciebie artystyczny lockdown?
– Mam doświadczenie w tej sprawie. Przeżyłem stan wojenny i wtedy też był zakaz grania. Z tą różnicą, że na ulicach stały czołgi, a wojsko i milicja grzały się przy koksownikach.
Teraz podczas Strajków Kobiet też mieliśmy na ulicach dużo policji, a czasem i nawet wojska.
– Policja! Ależ to zepsuli! Po 30 latach budowania zaufania… Każdy człowiek już chyba myślał: „O! To jest policjant, na pewno pomoże!”. Ale gdy teraz widzę policjanta, to jeżeli to trochę starszy funkcjonariusz, to sobie myślę: Kurde, biedny facet. Pamięta czasy PRL-u, a potem służył wolnej Polsce, a teraz coś takiego. Znam kilku takich policjantów. Dla nich to jest po prostu zniszczenie wszystkiego, co budowali. Zresztą, o czym tu mówić.
Jest o czym. Zdarzył się nam się koronawirus, ale przy okazji cała masa złych rzeczy.
– Z tych dobrych to oczywiście Strajk Kobiet. Nagle w Polsce kobiety się obudziły, no bo jak długo można komuś skakać po głowie bez efektu? Wcześniej nie udawały się inne próby, ale teraz nagle powiedziały: „Co wy nam chcecie zrobić? Chcecie się naszymi ciałami zająć? Naszymi duszami? Wszystko nam chcecie zabrać?”, pamiętam socjalizm, to nawet za socjalizmu takich rzeczy nie było.
Kobiety wkurzyły się, bo ktoś im każe żyć, tak jak one nie chcą. Jest pewna granica. Jest ten moment, że słomka spadnie i przeważy ciężar. I myślę, że ten moment nastąpił z powodu grzebania przy prawie ich dotyczącym. I do tego hasło „Wypie……”.
Politykom partii rządzącej się nie podoba.
– To jest najpiękniejsze słowo, jakie padło w ciągu ostatnich pięciu lat. Nie „proszę odejść”, „proszę się odsunąć”, „a może byśmy podyskutowali”. Nie. „Wypie……”. Za to kobietom jestem wdzięczny. I jeszcze za te hasła na tekturkach, które przynosiły ze sobą.
Jestem ich fanem. Często to kawał porządnej literatury.
– Są genialne, inteligentne, przemyślane. Czytam je z zazdrością. Niektórych bym w ogóle nie wymyślił. Np. „Rząd driftuje multiplą!”. Jaka wyobraźnia, jaki pomysł! Albo „Annuszka już wylała olej”. Ci z rządu pewnie wciąż zachodzą w głowę: „jaka Annuszka?”, „jaki olej?”. Założę się, że jeszcze się nie połapali.
Ten wybór haseł przez protestujące mówi, że są one częścią wykształconej, inteligentnej Polski, która chce być w Europie, bo o to walczyły całe pokolenia naszych przodków. I dodają do rządu: „Wy boicie się wyjść do świata. Wy chcecie zamurować się w tej Polsce i nikogo nie wpuszczać”. Wiadomo, dlaczego rządzący łamią prawa i trójpodział władzy. Tylko że to tak jakby po wejściu do Ligi Mistrzów ktoś zaczął krzyczeć, że „nasza” drużyna ma swojego sędziego, wolno jej grać rękami i w czasie meczu może walić przeciwnika z byka.
A jak przegrywamy, to mecz trzeba unieważnić i powtórzyć. Do skutku.
– Oczywiście, bo mamy do tego prawo. Mamy swoje zwyczaje i kropka. Wiesz, w takim zachowaniu najbardziej odrzuca mnie kłamstwo i traktowanie obywateli jak gówniarzy. Mogliby przecież przyznać: „słuchajcie, nie do końca wyszło, zróbmy coś razem, musimy ogarnąć”. Zamiast tego powtarzają jak mantrę, że jest cudownie, fantastycznie i dzięki nim dajemy radę jak nikt inny na świecie.
Nawet za komuny tak bezczelnie władza nie łgała. A ci kłamią dla kasy, dla stanowiska.
Wielu ludzi to kupuje.
– Tak, bo część lubi się czuć swojsko, jak w swojej gminnej spółdzielni. Wiadomo, jest prezes, czasem wypije, trochę kradnie, ale nie za dużo. Da się żyć. Takie fajne nasze polskie. A ja bym wolał procedury, przepisy. Zobacz, że oni mają dziś wszystko.
Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Dużo, to prawda. Mają władzę, pieniądze, media.
– Dobra, i teraz pokaż mi artystę, który ich szczerze popiera.
Kilka osób znam.
– Ja też, ale to są tacy, którzy by popierali SLD, gdyby to ta partia dziś rządziła. Ale wymień kogoś wybitnego, powszechnie szanowanego, z wielkim dorobkiem. Hę? Może jakiś reżyser, kompozytor?
To już gorzej. Muszę szukać?
– Zostaw. Wiesz, nawet jeśli ktoś ich popierał, to po tych wszystkich kłamstwach, po nepotyzmie, chyba by własny język połknął, zanim by się przyznał. Sam nigdy nie ukrywałem swoich poglądów, także w czasach, w których dzisiejsi rządzący chowali się po domach ze strachu. W stanie wojennym występowałem w kościołach, zaliczyłem dwa razy dołek na milicji, byłem przesłuchiwany. Nie mam zamiaru z tego powodu uprawiać martyrologii, bo takich jak ja były tysiące, zresztą były też momenty strachu. Ale nikt mi dziś nie będzie nakazywać, co mam myśleć. Tym mądralom mówię więc krótko: „Hello, spadaj. Artysty nie da się ująć w ryzy! Próbowali już tego komuniści, wam też się nie uda”. Aha, żeby wszystko było jasne, PO to też jedno ogromne rozczarowanie.
Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Mnie w PO zawsze wkurzała kisielowatość. Nijakość ideowa i poczucie wyższości.
– Osiągnąć z nimi konsensus, to jak próbować przybić budyń do ściany. Wkurzał mnie u nich brak empatii. Jestem sierotą po Unii Wolności. Tam byli ludzie, którzy chcieli coś zmienić, a nie myśleli o sobie czy pieniądzach. Nie można powiedzieć, że Mazowiecki czy Skubiszewski albo Kuroń robili coś dla kasy. Miałem nadzieję, że PO coś z tego przejmie, ale to tylko PiS dla klasy średniej, taki „soft” PiS. Nie robi świństw, nie kłamie aż tak bardzo, ale też z reguły nic nie robi, bo komu by się chciało? Przecież przy protestach obok kobiet powinni stać wszyscy posłowie PO, a nie tylko Klaudia Jachira czy Monika Rosa. Ci posłowie powinni być z kobietami zawsze. I wtedy nikt tych kobiet by nie uderzył.
Są jeszcze Szymon Hołownia, Robert Biedroń…
– Tak, wierzę w ich szczere intencje. Ale mi się najbardziej podobała taka scenka, na której jeden z takich już koncesjonowanych polityków wychodzi do tych młodych na Strajku Kobiet i mówi: „jesteśmy z wami”. Odpowiedź: „Wypie…….”. To mi się bardzo podobało. Nie chodzi o to, z jakiej partii jest ten polityk, tylko że już był i nic nie zrobił, że jakaś zmiana warty powinna nastąpić, ale nie wiem jaka.
Czym to się skończy? Nie spełniły się marzenia, by protestować kulturalnie i po cichu, a najlepiej to w internecie lub wcale.
– To może przygasnąć. Ale ci młodzi i kobiety nie zapomną już, jaką tworzą siłę. Dla nich to taki sam chrzest bojowy, jakim dla nas były czasy Solidarności i zadymy z milicją na ulicach i strajki. To jest nowy rodzaj Solidarności. Politycy to czują i dlatego są oburzeni na te błyskawicę, na słownictwo, i w ogóle, jak tak można, że wy protestujecie, a tu przecież pandemia. Przecież Polska jest zbudowana na strajku. Gdyby nie Solidarność, to nie byłoby Polski, jaką znamy.
Ponure to wszystko, a tu Teatr Korez szykuje się do kolejnego Karnawału Komedii. Z czego się śmiać?
– Zwróć uwagę, że nawet w czasie największych tragedii, ludzie chodzą do teatru i kina. Trzeba odreagować, żeby nie zwariować. Gdy się pogrążasz w smutku i rozpaczy, to w końcu oszalejesz.
Można oszaleć. Ludzie pracują w domach, siedzą godzinami przy komputerach. Dzieci tak samo jak dorośli.
– Mam dzieci w domu, to wiem. To jest masakra. Moje dzieci czasem zaczynają naukę o godz. 8 rano i kończą po 12 godzinach. Wcale nie mają mniej nauki. Jest jej znacznie więcej. Łatwo dać im zadania i niech robią na jutro. I potem siedzą jak te zombie. Dorosły człowiek, jak siedzi osiem godzin przy komputerze, to ma dość. A moje córki mają jeszcze szkołę muzyczną, grają przez ten telefon ustawiony…
Jak znoszą lockdown i taką szkołę?
– Najstarsza moja córka studiuje w Holandii. To znaczy siedzi na swoim strychu w domu i studiuje. W takiej szkole zniknęło to, co najważniejsze w szkole. Nie ma koleżanek, kolegów. Ja się trochę boję, że wychowujemy sobie pokolenie ludzi całkowicie pogrążonych w telefonach, trochę wyobcowanych. Masakra, ale jestem pełen podziwu wobec dzieci. Jakoś weszły w to i funkcjonują. Tylko że każdy domowy konflikt to teraz wojna światowa. Wybucha i gaśnie. Bywają trudne momenty.
To jaki będzie karnawał?
– Większość spektakli teatry nagrają u siebie i nam przyślą, a my to wyemitujemy. Szykujemy też naszą premierę według tekstu Tomka Jachymka pt. „Obserwator”. Zagramy to na żywo przed kamerami. Graliśmy już tak „Kolegę Mela Gibsona”. Zapłaciła za to prywatna firma, ale pozwoliła nam jeszcze sprzedać bilety. Daliśmy cenę 10 zł. Limit był tysiąc osób i dobiło do niego. To ważne, bo u nas mecenat prywatny jest słaby. Inaczej zawsze było w Warszawie, ale my jesteśmy tutaj. Ale prowincją nie jesteśmy. Wręcz przeciwnie. Dobre teatry są też w Legnicy, Wałbrzychu, wszędzie mogą być. Jesteśmy prywatnym teatrem. Nagrodą jest niezależność, choć bywa trudno. Wiesz, my teraz pierwszy raz dostaliśmy wsparcie z publicznych, naszych wspólnych pieniędzy. Umowę podpisaliśmy nieco ponad tydzień temu.
Dobrze, że w ogóle. Bo my żyjemy tylko z widzów. Dlatego gramy cały czas, nagrywaliśmy bajki, wzięliśmy udział w „Jednoaktówce po śląsku”, która ma już dziesięć lat.
A sejm mówi, że nie ma języka śląskiego.
– Są tłumaczone książki, powstają po śląsku rozmaite pozycje. Ale wiesz, nie martwię się. Zawsze uważam, że dobro zwycięża. Teatr nie może stać po stronie zła. Muszę być optymistą, bo inaczej bym się położył i umarł.
Co zrobisz, gdy będziesz już po pandemii?
Wtedy będzie znów Letni Ogród Teatralny i przytulę każdego naszego widza. Choćby to miało trwać pół godziny czy godzinę. Z każdym zrobię misia. Wyściskamy się.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS