Radosław Młynarczyk*: Przypadkiem. Podczas pracy nad biografią Marka Hłaski szukałem w bibliotekach i archiwach materiałów z nim związanych, jakiegoś nowego punktu zaczepienia, czegoś, co się jeszcze nie pojawiło w opracowaniach. W Bibliotece Narodowej w teczce z materiałami przekazanymi przez Leszka Szymańskiego, pierwszego redaktora naczelnego legendarnego pisma „Współczesność”, trafiłem na maszynopis nieznanego opowiadania Marka Hłaski i dodatki dokumentujące pracę nad tym tekstem.
Sięgnął pan po tę teczkę, bo podejrzewał, że jest w niej tekst Hłaski?
Absolutnie nie. Przeglądałem w internecie katalog rękopisów Biblioteki Narodowej. Wpisując w wyszukiwarkę nazwisko Hłaski, znalazłem teczkę Leszka Szymańskiego. W podobny sposób udało mi się odnaleźć w Muzeum Literatury listy Wilhelma Macha i Jerzego Andrzejewskiego do Hłaski, które nigdzie wcześniej się nie pojawiły.
Kilka lat wcześniej odkrył pan inną nieznaną powieść Hłaski, “Wilk”, która wywołała sensację w świecie literackim. Też przez przypadek?
To była trochę inna historia. Byłem w tym czasie jeszcze studentem polonistyki Uniwersytetu Gdańskiego, pisałem pracę magisterską na temat Hłaski. “Wilk” znajdował się w materiałach pisarza, ale opisany był jako “Sonata marymoncka”, czyli jego wczesna powieść. Moją uwagę przykuł fakt, że “Sonata” była aż w sześciu maszynopisach, oznaczonych jako różne wersje. Zacząłem je porównywać i okazało się, że jedna z tych wersji to tak naprawdę odrębna powieść – “Wilk”, nad którą Hłasko pracował przez kilka lat, ale ostatecznie jej nie wydał.
Jak to możliwe, że choć Hłasko przez wiele lat cieszył się zainteresowaniem czytelników i krytyki, to część jego twórczości przez tyle lat była nieznana?
Wygląda na to, że nikt przede mną tych materiałów nie szukał albo był przekonany, że nic się już nie zachowało. W przypadku “Wilka” mylący był sam opis – jeśli tekst pojawia się w kilku redakcjach, to zwykle nikogo innego poza edytorami one nie obchodzą. Materiały opisane jako różne wersje “Sonaty” czytali wcześniej Maria Hłasko, matka Marka, jego kuzyn Andrzej Czyżewski i archiwiści Ossolineum. Musieli to zrobić dość pobieżnie. Poza tym początek “Wilka” jest podobny do początkowych fraz “Sonaty”. Jeśli dwa maszynopisy zaczynają się od zdania brzmiącego mniej więcej: “Uliczka była krzywa i brudna, jak wiele innych ulic na biednym Marymoncie”, czytający mogli mieć wrażenie, że to ten sam tekst, i nie zagłębiali się w niego bardziej. Od publikacji “Wilka” minęło pięć lat. Przez ten czas nikt się do mnie nie zgłosił się z pretensjami, że wiedział o tym utworze wcześniej. Odkrycie pozostaje więc moje (śmiech).
“Diabły w deszczu”, ostatni utwór Hłaski, to opowiadanie czy nieukończona powieść?
Objętościowo ten utwór zbliżony jest do “Ósmego dnia tygodnia”, czyli stanowi coś pomiędzy dłuższym opowiadaniem a minipowieścią. Nie jest jednak prawdą, że tekst nie został ukończony. Hłasko skończył nad nim pracować i rozsyłał go do wydawnictw amerykańskich. My znamy jednak tylko tę wersję “Diabłów w deszczu”, którą odnalazłem w materiałach Leszka Szymańskiego. Żadna inna się nie zachowała.
Istnieje spis rzeczy, które Hłasko pozostawił w Stanach Zjednoczonych, sporządzony po jego śmierci przez najbliższych znajomych. Pojawiają się tam tytuły takie jak “Małpy”, “Alter ego” czy “Sullivan”. Dzięki odnalezionym materiałom wiemy, że “Małpy” to “Palcie ryż każdego dnia”. Maszynopisy pozostałych utworów najprawdopodobniej zaginęły bezpowrotnie. Matka Hłaski przekazała je niemieckiemu wydawcy, który uznał, że nie jest nimi zainteresowany, ale ich nie odesłał. Kilka lat później zmarł. Przez kilka dziesięcioleci matka Hłaski i jego brat cioteczny poszukiwali tych tekstów, ale nie natrafili na ich ślad. Sprawdzili wszystkie możliwe tropy. Najbliżsi przyjaciele Hłaski, z którymi trzymał się blisko mieszkając w USA, tacy jak Marek Niziński czy Krzysztof Komeda, też od dawna już nie żyją. Wydaje się, że po tylu latach niemożliwe jest odkrycie, co się stało z tymi utworami.
Na tej amerykańskiej liście nie ma jednak “Diabłów w deszczu”.
Jest szansa na to, że odnajdzie się ukończona wersja?
Skontaktowałem się z amerykańskim wydawnictwem, z którym współpracował Hłasko, ale dostałem lekko ironiczną odpowiedź. Byli zdziwieni, że ktoś szuka jakiegoś maszynopisu sprzed pół wieku. Moje doświadczenia pokazują, że nieznane czy zaginione utwory można odnaleźć nawet po kilkudziesięciu latach, ale w tym przypadku nie mam wielkiej nadziei. Są raczej nikłe szanse, by zachowała się gdzieś pełna wersja tego opowiadania.
”Książki warto pisać tylko wtedy, jeśli przekroczy się ostatnią granicę wstydu; pisanie jest rzeczą bardziej intymną od łóżka; przynajmniej dla mnie” – napisał w ‘Pięknych dwudziestoletnich’. Na zdjęciu Marek Hłasko przy swojej słynnej maszynie do pisania w 1957 r. Pisał zwykle przed południem; jego matka twierdziła, że lubił stawiać maszynę na krześle, przed łóżkiem, na którym siadał. Po wyjeździe z Polski w 1958 r. zostawił maszynę w mieszkaniu Agnieszki Osieckiej na warszawskiej Saskiej Kępie. Stała tam przez blisko 40 lat, aż do śmierci poetki w 1997 r. Fot. archiwum Marka Hłaski/East News
“Diabły w deszczu” były to ostatnią rzeczą, którą napisał Hłasko przed śmiercią?
Pracował nad tym utworem i jednocześnie pisał “Palcie ryż każdego dnia” – powieść, która też pozostała nieukończona. Amerykański i niemiecki wydawcy zrezygnowali z jej publikacji po śmierci Hłaski. W Polsce wyszła ona dopiero w latach 80., w podziemnym wydawnictwie. Oba te teksty Hłasko tworzył jednocześnie.
“Diabły w deszczu” opowiadają o ukrywających się zbrodniarzach wojennych i polujących na nich łowcach nazistów. Ta tematyka była bliska Hłasce czy wybrał ją ze względu na amerykańskiego odbiorcę?
W tej opowieści są elementy kryminalne, sensacyjne, jest coś z powieści szpiegowskiej czy filmu noir, bo akcja dzieje się na zamglonych ulicach Paryża. Wydaje mi się, że Hłasko wybrał taką konwencję, mając na uwadze rynek amerykański. W USA nie było takiego zainteresowania procesami nazistów jak w Europie. Trudno też dziś odpowiedzieć na pytanie, czy ta tematyka interesowała Hłaskę – nie ma po tym śladu w jego listach czy wspomnieniach znajomych. Dlatego tekst “Diabłów w deszczu” był dla mnie szalenie zaskakujący. Wojna musiała wywrzeć na Hłaskę wpływ – jako dziecko mieszkał w okupowanej Warszawie, był świadkiem mordu na kilkunastu Żydach ukrywających się w Szczakach, gdzie spędzał z rodziną wakacje. Po wojnie obserwował procesy byłych załóg obozów Zagłady. Z drugiej strony po wyjeździe z Polski żył w Niemczech, ożenił się też z niemiecką aktorką Sonją Ziemnann.
Którą przy ludziach nazywał “gestapówą”.
To raczej plotki, powstałe podczas sytuacji alkoholowych, które trudno dziś zweryfikować. Hłasko mieszkał w Niemczech, wydawał tam książki, Niemcy produkowali filmy na podstawie jego twórczości. Z Sonją Ziemann wziął w końcu ślub, chciał adoptować jej chorego syna, z którym bardzo się zżył. Trudno tu dopatrzyć się nienawiści do całego narodu. Ślad stosunku Marka Hłaski do Niemców można odnaleźć w “Diabłach w deszczu”. Podejmuje w tym utworze problematykę winy, kolektywnej i jednostkowej. Mariaż amerykańskiej konwencji ze skomplikowaną, europejską i bardzo “hłaskową” problematyką moralną mógł być kluczem do zdobycia w końcu rynku amerykańskiego.
Do tego trzeba było jednak znać dobrze język.
Hłasko nie tworzył wcześniej po angielsku. W przypadku “Diabłów w deszczu” mamy do czynienia z tekstem, który pierwotnie został napisany po polsku, ale od razu został przetłumaczony przez Leszka Szymańskiego i wysyłany do amerykańskich wydawców. Musiała to być jakaś próba przebicia się w USA albo przeistoczenia tego tekstu w scenariusz filmowy, bo to pierwszorzędna historia.
Hłasko po przyjeździe do USA miał nadzieję na współpracę z Romanem Polańskim. Mógł liczyć na to, że reżyser “Dziecka Rosemary” sfilmuje “Diabły w deszczu”?
Roman Polański odrzucał wszystkie pomysły, które Hłasko przynosił mu po tym, jak pojawił się w USA, czyli mniej więcej rok przed powstaniem “Diabłów”. Nie robił tego jednak z niechęci do samego autora. Przyczyna była inna – Hłasko przynosił mu pomysły w języku polskim. Żeby przebić się do producentów filmowych, trzeba było pisać po angielsku. Nie wiemy jednak, czy “Diabły w deszczu” trafiły do Polańskiego, nie znamy też innych pomysłów czy tekstów, które Hłasko proponował reżyserowi.
Radosław Młynarczyk, autor biografii ‘Marek Hłasko. Proletariacki książę’ Fot. Martyna Niećko / Agencja Gazeta
Popularność Hłaski nie słabnie. To zasługa jego twórczości czy legendy, która go otaczała?
Młode pokolenie nie ma ochoty czytać Hłaski poza legendą. Dla tak zwanych millenialsów, czyli współczesnych “pięknych dwudziestoletnich”, twórczość Hłaski raczej nie przetrwała próby czasu. Próbowałem przekonać studentów do “Pierwszego kroku w chmurach” i “Ósmego dnia tygodnia”, ale nie spotkałem się z entuzjastycznymi reakcjami. Sytuacja dramatyczna bohaterów “Ósmego dnia tygodnia” – młodych ludzi, którzy nie mają gdzie spędzić intymnych chwil, tułają się po ruinach Warszawy – jest dla nich kompletnie abstrakcyjna. Nie rozumieją tego tragizmu. Twórczość Hłaski doceniają natomiast wciąż krytycy i bardziej doświadczeni czytelnicy.
Z Hłaski została dziś tylko legenda? Romans z Osiecką, anegdoty z knajp, skandale, które wywoływał, i tragiczna śmierć w wieku 35 lat?
Ta legenda wciąż potrafi chwycić. Nawet jeśli kogoś zainteresuje tylko T-shirt ze zdjęciem Hłaski z papierosem w zębach i zgrabnym bon-motem typu “można przegrać lub wygrać, ale nie można, do cholery, rezygnować”, to może kiedyś sięgnie też po jego opowiadania czy powieści. Wydaje mi się, że one wciąż żyją. Widzę to po reakcjach na biografię Marka Hłaski. Po jej wydaniu odzywają się mnie ludzie w różnym wieku. Jestem przekonany, że jeśli komuś będzie chciało się sięgnąć po twórczość Hłaski, to ona się obroni.
* Radosław Młynarczyk – absolwent polonistyki na Uniwersytecie Gdańskim, odkrywca i edytor młodzieńczej powieści Marka Hłaski “Wilk” oraz tomu juweniliów pisarza “Najlepsze lata naszego życia”, redaktor “Listów i Pamiętnika”, a także serii utworów wybranych pisarza publikowanych przez Wydawnictwo Iskry. Autor biografii “Hłasko. Proletariacki książę”, która ukazała się w 2020 roku w Wydawnictwie Czarne. Opowiadanie “Diabły w deszczu” ukazało się nakładem Instytutu Mikołowskiego.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS