Inicjatorką pomysłu jest radna Anna Golędzinowska. To reakcja na ubywającą w Gdańsku zieleń i spustoszenie wywołane w kasie miasta przez “lex Szyszko”.
– Zmiany w przepisach ustawy o ochronie przyrody pozbawiły nasze miasto znacznych pieniędzy dla Banku Nasadzeń Drzew – zauważa radna.
Mowa o internetowej aplikacji pozwalającej mieszkańcom łatwo i szybko wskazać na mapie Gdańska miejsca, w których warto posadzić nowe drzewa lub krzewy. Dzięki niej krajobraz miasta wzbogacił się o ponad 10 tys. drzew. Inna sprawa, że pod koniec 2019 r. urzędnicy zawiesili działalność banku. Swoją decyzję tłumaczyli nadmiarem wniosków do rozpatrzenia. Do tej pory nie wiadomo, kiedy aplikacja wróci.
– Mieszkańcy bardzo polubili formułę zaproponowaną przez bank. Warto więc do tego wrócić. Sama dołożyłabym własnych pieniędzy na zadrzewienie miasta – przekonuje Golędzinowska.
Gdańsk z funduszem nasadzeń. Pomysł z długą historią
Pomysł radnej ma swoje korzenie w historii Gdańska. Anna Golędzinowska przywołuje burmistrza Daniela Gralatha, który w połowie XVIII w. ufundował powstanie Wielkiej Alei Lipowej, zapisując na ten cel gigantyczną jak na tamte czasy sumę 100 tys. zł, tysiąckrotność ówczesnej pensji urzędniczej. 100 lat później o poprawę estetyki miasta zabiegały towarzystwa upiększania Wrzeszcza i Oliwy.
Fundusz zasiliłyby dobrowolne wpłaty od mieszkańców i przedsiębiorców. Zdaniem radnej w pierwszej kolejności należałoby sfinansować zadrzewione aleje. – Mimo że są najtrudniejsze do realizacji, to zapewniają cień przechodniom i chronią pasy jezdni przed nagrzaniem. Poza tym to element urody krajobrazu. Każde miasto wygląda piękniej w zieleni – tłumaczy Golędzinowska.
Inicjatywie przyklasnęły władze miasta. Wiceprezydent Piotr Borawski zapowiedział, że w ciągu najbliższych tygodni urzędnicy zbudują ramy prawno-organizacyjne przedsięwzięcia.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS