W niewielkim stopniu wpłynie na nie zakręcenie kurka z paliwem dla Polski, Litwy i Bułgarii, bo ilość eksportowanego surowca spadnie o około 10 proc., ale ceny na holenderskiej giełdzie TTF już wzrosły o kolejne kilka procent (chwilowo nawet o 25 proc.). – Gaz może być drogi, ale wolność nie ma ceny – komentowała te wahania Kaja Kallas, premier Estonii.
Na dłuższą metę akcja odwetowa Gazpromu za zachodnie sankcje gospodarcze wydatnie przyczyni się do zakończenia jego dominacji w Europie. Rosjanie, którzy od dłuższego czasu grozili, że podetną gałąź, na której siedzą, właśnie się do tego zabrali.
Druh Putina i znajoma Obajtka
Wiosna 2000 r. Po wygranych wyborach prezydenckich Putin kompletuje swoją administrację. Przy obsadzaniu stanowiska ministra do spraw energii sięga po kolegę z Sankt Petersburga, pochodzącego z rodziny o niemieckich korzeniach Aleksieja Millera. Tego niewysokiego, introwertycznego urzędnika poznał w urzędzie miejskim. Putin, który odpowiadał tam za kontakty handlowe z zagranicą, zrobił go swoim zastępcą. Miller ściągnął do lokalnych stref ekonomicznych zagraniczne koncerny, m.in. Coca-Colę i Gillette. Z informacji ujawnianych przez znanego rosyjskiego opozycjonistę Aleksieja Nawalnego wynika, że pośredniczył w przekazywaniu łapówek dla Putina.
Miller ministrem od energetyki jednak nie został, Putin przypomniał sobie o nim w czerwcu 2001 r. i mianował go prezesem Gazpromu. Bezwzględnie lojalny weteran z Sankt Petersburga od lat realizuje politykę swojego pryncypała. To Gazprom doprowadził do kryzysu gazowego jesienią ubiegłego roku i wywindowania cen gazu, a teraz spróbuje zmusić Europę do płacenia za dostawy w rublach.
Największy gazowy kryzys w historii polski rząd uznał za właściwy moment do kolejnej już zmiany na stanowisku prezesa Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Najpierw Piotra Woźniaka, uchodzącego w branży za eksperta, zastąpił w 2020 r. współpracownik premiera Jerzy Kwieciński. Odszedł po dziewięciu miesiącach, po konflikcie z szefem PKN Orlen Danielem Obajtkiem, który przymierzał się do przejęcia PGNiG. Kolejny prezes Paweł Malinowski wytrzymał półtora roku. Kilkanaście dni temu zastąpiła go Iwona Waksmundzka-Olejniczak. Nie miała wcześniej do czynienia z gazem, ale była szefową firmy Energa, która należy do grupy Orlenu. Obajtek ma w końcu prezesa PGNiG, który nie będzie mu przeszkadzał w łączeniu obydwu firm.
Nowa prezes PGNiG staje przed życiowym wyzwaniem i najtrudniejszym zadaniem w historii spółki: zapewnienia dostaw gazu przed najbliższym sezonem grzewczym.
Czytaj też: „W Putinie nie ma cienia człowieka. To postać ulepiona z KGB-istowskich wzorów niczym z plasteliny”
Próba solidarności
Wstrzymanie dostaw gazu rurociągiem jamalskim to skutek dekretu Putina. Zobowiązuje on europejskich odbiorców gazu do płacenia za dostawy w rublach, a nie jak wcześniej w euro albo dolarach. Celem było podreperowanie kursu rosyjskiej waluty i zemsta za wcześniejsze sankcje Zachodu. Odbiorcy mają teraz przelewać zapłatę na subkonta walutowe w Gazprombanku, który wymieni ją na ruble w rosyjskim banku centralnym i dopiero potem Gazprom będzie kwitował odbiór pieniędzy i przesyłał gaz.
– Dodatkowym celem dekretu Putina było doprowadzenie do sporów między krajami UE, które do tej pory zgodnie występowały przeciwko rosyjskiej agresji – mówi Szymon Kardaś, główny specjalista w zespole rosyjskim Ośrodka Studiów Wschodnich. Ten plan częściowo się powiódł.
– Nadal są w strefie euro czy w strefie rubla – pytał na Twitterze Donald Tusk. Chodziło mu o Niemcy i Austrię, które – jak donosiły rosyjskie agencje prasowe – w obawie przed podzieleniem losu Polski i Bułgarii miały rozważać opłacenie dostaw gazu w rublach. Tego samego dnia agencja Bloomberg poinformowała, powołując się na źródło w Gazpromie, że 10 unijnych krajów założyło już subkonta w Gazprombanku, a czterech odbiorców nawet miało dokonać płatności w rosyjskiej walucie. Nikt się do tego nie przyznaje. A kanclerz Austrii Karl Nehammer zaprzeczył: – Szczegółowo przestrzegamy uzgodnionych przez Unię sankcji.
Płacenia w rublach wcześniej odmówiły m.in.: Niemcy, Francja, Włochy i Finlandia. Ale wiadomo, że w UE są kraje, które na żądanie Putina mogą przystać. Poza Węgrami, lojalnym wspólniku kremlowskiego reżimu, przelew zgodny z wytycznymi Kremla rozważa także Słowacja. Wprawdzie jest aktywnym członkiem antyputinowskiej koalicji Zachodu, bo podarowała Ukrainie bezcenne w obecnym czasie systemy obrony przeciwlotniczej S300, ale jest też prawie całkowicie uzależniona od rosyjskiego gazu. Nie ma pewności, jak zachowają Czesi, którzy mają podobny problem.
Nowa rura bałtycka
Odcięta od dostaw rosyjskiego gazu Bułgaria zachowuje spokój. Choć do niedawna całość jej potrzeb – nieco ponad 3 mld m sześc. rocznie – zaspokajał Gazprom. Przed trzema laty Bułgarzy zapewnili sobie import amerykańskiego LNG przez łącznik transgraniczny prowadzący do terminala w Grecji. Na zaawansowanym etapie jest budowa kolejnego połączenia, które umożliwi dostawy gazu z Azerbejdżanu. Wieloletni kontrakt z Gazpromem wygasa z końcem 2022 r. i Bułgarzy nie spieszą się z jego odnowieniem.
Podobnie jak Litwa, która już wcześniej zapowiedziała, że z końcem kwietnia zrywa z rosyjskim paliwem. Sprowadza skroplony gaz do pływającego koło Kłajpedy specjalnego terminala.
Polska też jest we względnie komfortowej sytuacji. Pojemne na 3,2 mld m sześc. magazyny strategicznych zapasów są wypełnione w 76 proc. – zaspokajają popyt krajowy przez dwa miesiące. Roczne zapotrzebowanie na gaz przekracza już u nas 20 mld m sześc., prawie w połowie zaspokajały je dostawy rurociągiem jamalskim, ale jest duża szansa, że poradzimy sobie po zakręceniu przez Rosjan kurka. Blisko 4 mld m sześc. wynosi krajowe wydobycie, rozbudowywany terminal w Świnoujściu ma już przepustowość sięgającą 6 mld m sześc. rocznie, a wkrótce wzrośnie ona do 8 mld. W maju zostanie uruchomiony gazociąg na Litwę, który w razie czego pozwoli na sprowadzenie 2,5 mld m sześc. gazu. Mamy też łączniki z siecią gazociągów z Niemcami i Słowacją, które teoretycznie mogą nam zapewnić nawet 12 mld m sześc. rocznie, tyle tylko, że byłby to gaz rosyjski. Jeśli Putin z Millerem rozszerzą embargo na eksport gazu na inne kraje UE, z naszym bilansem gazowym może być krucho. W ubiegłym tygodniu analitycy mBanku oszacowali, że w takim przypadku w przyszłym roku mogłoby nam zabraknąć 1,3 do 3 mld m sześc. W 2024 r. dziura byłaby już minimalna – 0,2 mld m sześc.
W tej sytuacji absolutnie kluczowe jest zapełnienie Baltic Pipe, rury biegnącej z Polski na duńską wyspę Zelandia, gdzie łączy się z systemem gazociągów transportujących gaz z Szelfu Norweskiego na Morzu Północnym. Rura o przepustowości do 10 mld m sześc. rocznie (tyle płynęło do Polski przez gazociąg jamalski), ma zacząć dostarczać paliwo 1 października. – Pełną przepustowość gazociąg osiągnie na początku stycznia – precyzuje biuro prasowe Ministerstwa Klimatu i Środowiska, które zajmuje się m.in. bezpieczeństwem energetycznym. Kluczowe pytanie brzmi: czy Baltic Pipe uda się napełnić gazem?
Dwa chude lata
Czeskie media podały właśnie, że premier Peter Fiala wybiera się do Warszawy rozmawiać o budowie łączącego Czechy z Polską gazociągu Stork II. Liczącą 110 km rurą miałoby do Czech popłynąć ok. 3 mld m sześc. gazu z Baltic Pipe. Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, mówił w środę, że Polska z końcem 2022 r. będzie dysponować infrastrukturą pozwalającą importować kilkadziesiąt mld m sześc. gazu. Wykorzystanie tych możliwości to już rola nowej prezes PGNiG.
Instytut Bruegel z Brukseli szacował niedawno, że Rosja transportuje do UE 18 TWh gazu miesięcznie. A infrastruktura, którą dysponuje UE, pozwala stosunkowo szybko zwiększyć import gazu z Norwegii, Algierii i skroplonego gazu LNG o 17 TWh miesięcznie. Wniosek z tego taki, że w czasach kryzysu gazowego na norweski gaz będzie sporo chętnych. – Zawsze był stosunkowo drogi z uwagi na wysokie koszty wydobycia, ale teraz problemem nie jest jego cena, tylko dostępność – mówi Paweł Martynek, partner w kancelarii GSW Legal, ekspert ds. gazu.
PGNiG dysponuje wprawdzie udziałami w kilkudziesięciu koncesjach wydobywczych i poszukiwawczych. Zgodnie ze strategią spółki powinny się przełożyć na produkcję około 2,5 mld m sześc. Z koncesji w Pakistanie PGNiG wyciska 200 mln m sześc. rocznie, które może zamienić na gaz do odbioru w Europie. Ale pozostałe ponad 7 mln m sześc. do wtłoczenia do Baltic Pipe trzeba będzie kupić na rynku. Jak zapowiada Piotr Naimski, na europejskim rynku gazowym nerwowość potrwa co najmniej dwa lata, tyle bowiem czasu zajmie udrożnienie europejskich gazociągów.
Kraje południa Europy, Hiszpania i Włochy, mają potężne moce przerobowe w swoich terminalach, ale nie mogą posyłać gazu na północ, bo nie ma gazociągów przez Pireneje i przez Alpy. Północ Europy z kolei ma za mało terminali do odbioru gazu skroplonego.
Polska od lat myśli o dodatkowym pływającym terminalu do odbioru skroplonego gazu w Zatoce Gdańskiej, Niemcy przymierzają się do postawienia dwóch takich instalacji na Bałtyku.
Strategia do poprawki?
Tym, co może zagrozić bilansowaniu polskiego rynku gazowego, są plany ekspansji energetyki gazowej. Tylko trzy realizowane albo przygotowywane inwestycje – nowe bloki energetyczne w zespole Dolna Odra, ciepłowni na Siekierkach i na Żeraniu w Warszawie – mają zużywać dodatkowe 2,4 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie. Polityka Energetyczna Polski do 2040 r. zakłada masowe przejście energetyki i ciepłownictwa z węgla na gaz, co ma skutkować podwojeniem popytu na gaz do końca tej dekady. Potem zużycie ma dalej rosnąć. Te założenia z roku 2020 właśnie przestają być aktualne. „Plany zawarte w rządowych dokumentach strategicznych będą podlegać bieżącej weryfikacji ze względu na zmieniające się uwarunkowania geopolityczne i rynkowe w tym czynniki wynikające z rosyjskiej inwazji na Ukrainę” – pisze biuro prasowe resortu klimatu.
Niewykluczone, że w najbliższych dwóch latach czeka nas oszczędzanie gazu. Najwięcej, ponad 30 proc., zużywa elektroenergetyka i rafinerie, dlatego nie można wykluczać czasowego renesansu energetyki węglowej. Gospodarstwa domowe, na które przypada ponad 20 proc. krajowego zużycia, też mogą oszczędzać, obniżenie temperatury w domu o 1 stopień pozwala zmniejszyć zużycie energii o kilka proc.
O tym, jak mocno rosyjska napaść na Ukrainę zmieniła energetyczną rzeczywistość, świadczy ubiegłotygodniowa wizyta w Polsce Roberta Haboecka, ministra gospodarki Niemiec. Głównym celem rozmów było zwiększenie importu ropy przez gdański Naftoport do wschodnioniemieckich rafinerii. Polska miałaby podreperować bilans paliwowy Niemiec po zapowiadanym wprowadzeniu przez Unię embarga na rosyjską ropę. O wprowadzeniu tego embarga Rada Europejska ma decydować na majowym szczycie. Tematem rozmów była także współpraca przy transporcie LNG przez Polskę do Niemiec, a także kooperacja przy budowie na Bałtyku polsko-niemiecko-szwedzko-duńskiego hubu energetyki wiatrowej.
Porzucony gazociąg jamalski też ma znaleźć nowe zastosowanie – zamiast Rosjan korzystaliby z niego Ukraińcy. Nasz wschodni sąsiad ma największy w Europie, poza Wielką Brytanią, potencjał wiatrowy i w nieodległej przyszłości może stać się europejskim centrum produkcji zielonego wodoru, czystego paliwa przyszłości produkowanego przy użyciu odnawialnych źródeł energii. I to wodór mógłby być tłoczony z Ukrainy na Zachód gazociągiem jamalskim.
A Gazprom? – Zakręcenie kurka Polsce i Bułgarii pokazuje, że to firma, w której polityka góruje nad rachunkiem ekonomicznym. Alternatywy dla utraconych w Europie kontrahentów Rosjanie nie znajdą co najmniej przez kilka lat, może nawet przez dekadę – mówi Szymon Kardaś.
A za 10 lat rola gazu w globalnej gospodarce może być już znacznie mniejsza.
Czytaj też: „Wyszła na jaw mizeria Rosjan. Straszyli na defiladach, a okazało się, że g… mają”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS