„Obecna niemiecka polityka pamięci opiera się na sprzecznościach i manipulacjach językiem, czasem po prostu na kłamstwie. 79 lat po wybuchu Powstania Warszawskiego świat powinien pamiętać, kto był ofiarą, a kto był agresorem i oprawcą” – powiedziała w rozmowie z PAP dyrektor Instytutu Pileckiego prof. Magdalena Gawin.
CZYTAJ WIĘCEJ: Po rocznicy Powstania Warszawskiego Niemcy powtarzają komunały o „wiecznej pamięci”. A co z reparacjami dla Polski?
Obchodzimy 79. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. W jaki sposób Instytut Pileckiego kultywuje pamięć o tym wydarzeniu?
Prof. Magdalena Gawin: Powstanie Warszawskie było największym miejskim powstaniem w okupowanej przez Niemców Europie. Instytut Pileckiego wydał „Zapisy terroru” – opracowane w tomach zeznania pod przysięgą naocznych świadków niemieckich zbrodni popełnionych w sierpniu i wrześniu 1944 r. na cywilnej ludności Warszawy. Byli mieszkańcami wszystkich dzielnic stolicy i opowiadali o zbrodniach, które Niemcy popełniali na ich oczach. „Zapisy terroru” są dostępne zarówno w wersji drukowanej, jak i elektronicznej na stronie internetowej Instytutu Pileckiego w zakładce „Warszawa 44”.
Projekt „Zapisy terroru” realizujemy od kilku lat. Jego efektem jest już ponad dziesięć tomów. Pamiętamy, że nasz patron – rotmistrz Witold Pilecki – także był powstańcem i walczył w szeregach Armii Krajowej. Dlatego 1 sierpnia przed wejściem na Cmentarz Powązkowski pracownicy instytutu rozdawali egzemplarze „Zapisów terroru” osobom odwiedzającym nekropolię. Zeznania są wstrząsające. Pozwalają nam lepiej zrozumieć, czym było Powstanie Warszawskie, jakich rozmiarów zbrodni dopuścili się Niemcy na cywilnej ludności. Eksterminacja mieszkańców Warszawy i zburzenie stolicy wynikało z nienawiści Niemców do Polski i Polaków. Dziś, po 79 latach od wybuchu Powstania Warszawskiego świat powinien pamiętać, kto był ofiarą, a kto był agresorem i oprawcą. Bezkarność niemieckich zbrodniarzy, odpowiedzialnych za tłumienie Powstania Warszawskiego, wynikała z faktu, że warunkiem niemieckiej stabilizacji w powojennych latach była abolicja – zbrodniarze z Wehrmachtu, SS czy policji pozostali bezkarni. Symboliczne są powojenne losy SS-Gruppenführera Heinza Reinefartha, który nigdy nie został skazany za masową eksterminację mieszkańców Warszawy, a po wojnie przez kilkanaście lat pełnił funkcję burmistrza Westerland na wyspie Sylt i jednocześnie był posłem do landtagu – parlamentu kraju związkowego Szlezwik-Holsztyn. Nie miał nawet procesu. W trakcie śledztwa przedstawiał w fałszywym świetle mordowanie ludności cywilnej jako efekt militarnego tłumienia powstania. W powojennej RFN nikt nie został ukarany za masakry ludności cywilnej. Niemcy potępiły nazizm, ale nazistowskich zbrodniarzy nie ukarano.
Czy dziś Niemcy chcą pamiętać o II wojnie światowej i swoich zbrodniach?
Niemiecka polityka wschodnia – Ostpolitik i selektywna edukacja historyczna w RFN sprawiły, że okres wojny postrzegany jest w kategoriach błędu, a nie katastrofy. W podręcznikach szkolnych akcentuje się wątek opozycji antynazistowskiej, która w istocie była słaba i niereprezentatywna dla narodu niemieckiego. Gubi się proporcje między masowym, entuzjastycznym poparciem dla Hitlera, a działalnoscią małych grupek prześladowanych opozycjonistów. W efekcie Niemcy uważają, że ich rodziny raczej stawiały opór nazizmowi, niż dopuszczały się zbrodni. Na bohatera narodowego wyrósł pułkownik Wehrmachtu, Claus von Stauffenberg, ale wiemy, że zamach na Hitlera wynikał z przeświadczenia, że ten prowadzi Niemcy do nieuchronnej klęski. To nie był akt sprzeciwu wobec ludobójczej polityki Niemiec na okupowanych terytoriach!
Niemiecka polityka pamięci opiera się na sprzecznościach i manipulacjach językiem, czasem po prostu – na kłamstwie. To powtarzanie haseł, że początek wojny nie jest ważny, tylko jej zakończenie. Albo, że Niemcy zostali wyzwoleni w 1945 r. Nie trzeba być zawodowym historykiem, aby wychwycić fałsz tej narracji. W budynku ministerstwa obrony narodowej w Berlinie jest muzeum ratujących Żydów i muzeum opozycji antynazistowskiej, oraz sekcja poświęcona zamachowcom od Stauffenberga, który sam nie był wolny od antysemityzmu i nacjonalizmu. To jest polityka historycznego „szpagatu”. Te trzy komponenty w jednym budynku wiele mówią o intencjach wkomponowania niemieckiego doświadczenia w doświadczenie europejskie. Niemcy mają być takim samym narodem jak inne. Pozostają zatem pytania: po co zamożnemu europejskiemu państwu takie przekłamania? Jak niemieckie elity chcą ukształtować pamięć średniego i młodego pokolenia Niemców?
Niektórzy uważają, że niemiecka polityka pamięci to sukces.
Nie zgadzam się z takim twierdzeniem. To jest niebezpieczna polityka, która przez dekady sprzyjała imperialnej polityce Rosji. „Niemieckie historyczne poczucie winy wobec Rosji” nigdy nie objęło innych narodów. Ani Ukraińców, ani Białorusinów, ani też Polaków. Poza tym Niemcy mają problem z uznaniem za ofiary wojny narodów, może poza Rosją, które posiadały przed wojną własne państwo. Wszystkie kategorie: Żydzi, Roma Sinti, homoseksualiści, ofiary eutanazji to grupy, do których nie jest przypisana kategoria państwa. Władze w Berlinie obawiają się kwestii zadośćuczynienia. To skutecznie zahamowało włączenie Polaków czy Greków do rzędu ofiar.
Dla Niemców w stopniu dużo mniejszym niż w Polsce historia jest rezerwuarem postaw i wartości moralnych. Jest za to w znacznym stopniu odpowiedzią na bieżące interesy i zapotrzebowania niemieckiego państwa. W Polsce czy w innych państwach byłoby to absolutnie niemożliwe. „Jeśli potrzebujemy tanich surowców od Rosji, to propagujemy historyczne poczucie winy wobec Rosji”, a niemieckie media powtarzają to 100 razy do znudzenia. Analogicznie: „Jeśli nie chcemy roszczeń od Polaków, to zróbmy z nich sprawców”. I znów media powtarzają to aż do zbudzenia.
Przed kilkoma tygodniami Instytut Pileckiego organizował obchody 78. rocznicy Obławy Augustowskiej. Jak możemy je podsumować?
Zbrodnia NKWD i Smierszu z lipca 1945 roku była sowiecką +zaczystką+. Siedem tysięcy osób aresztowano, ponad tysiąc nie powróciło nigdy do domów. Przed wywózką ludzie byli umieszczani w różnych punktach filtracyjnych. Wiele osób zostało poddanych torturom. Potem znikli. Rodziny walczyły przed dekady, nie wiedziały, co się z nimi stało, pisały do wszystkich polskich instytucji, międzynarodowych jak Czerwony Krzyż, czy ONZ. Jeszcze w latach 60. Sowieci zwodzili ich, że ich bliscy są na terenie ZSRR i niedługo wrócą. Nie powrócili. W latach 80. pojawił się w Augustowie historyk prof. Tomasz Strzembosz oraz zwolniona w czasie stanu wojennego z radia dziennikarka Alicja Maciejowska. Oni jako pierwsi zaczęli dokumentować Obławę. Panował wtedy strach, a rodziny były prześladowane przez SB.
Budujecie muzeum w historycznej kamienicy – Domu Turka. Budowa nowoczesnego muzeum w budynku sprzed kilkudziesięciu lat to wyzwanie.
Poprzedni właściciel, przedsiębiorca, chciał w nim urządzić supermarket. Dzięki inicjatywie premiera Mateusza Morawieckiego instytut wystąpił z propozycją odkupienia obiektu. Kiedy przyszłam do Instytutu w styczniu 2022, zaczynaliśmy od podstaw. Nie było projektu budowlanego. Musiałam ściągnąć fachowców od inwestycji. Dzięki nim szybko przetarg budowlany, mimo wojny i szalejącej inflacji, został rozstrzygnięty pozytywnie. Po roku od rozpoczęcia prac dostałam pozwolenie na budowę. Obecnie mamy za sobą najtrudniejszy etap prac konserwatorsko-budowlanych w kamienicy, rośnie budynek administracyjny, na dziedzińcu pojawił się piękny mur pamięci z nazwiskami ofiar. Dostałam duże wsparcie społeczne. Zespół augustowski radzi sobie znakomicie. Najważniejsze są poszkodowane rodziny i mieszkańcy Augustowa i Suwalszczyzny. O samej zbrodni wie tylko 25 proc. polskiego społeczeństwa. Chcemy to zmienić. W ramach obchodów Instytut Pileckiego zorganizował koncert i szereg imprez: gry miejskie, pikniki edukacyjne, śpiewanki patriotyczne. Powstała piękna płyta Łukasza Żurkowskiego, „Lipcowi” notowana wysoko w rankingach muzycznych. Mamy nadzieję, że Muzeum Obławy Augustowskiej będzie udostępnione publiczności już w 2024 r. W planach na przyszły rok mamy także otwarcie siedziby stałej instytutu przy ulicy Siennej. Historia zatoczy koło, bo w 1944 r. w pobliżu naszej nowej siedziby walczył w Powstaniu Warszawskim nasz patron – rotmistrz Witold Pilecki.
PAP/edy
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS