Choć wszędzie piękna sława – dla kraju usługi, szły w roku 1808 do Hiszpanii regimenty polskie. Reprezentować szły ojczyznę w tej wojnie odległej, w składzie wojsk Napoleona, imię polskie nową odkrywać chwałą wojennego męstwa, a krwią przelewaną hojnie, kupować Polsce pomoc potężnej Francyi. Szły także, aby w bojach nieustannych zahartować się jak stal, przeobrazić w najprzedniejsze wojsko świata, zdobyć wiedzę bojową, a później to wszystko ponieść w ofierze sprawie ojczystej. Tak pisał Marian Kukiel w dziejach „Dziejach oręża polskiego”
Dlaczego Hiszpania? Skąd wzięli się tam Polacy w epoce napoleońskiej? W roku 1808 Napoleon wmieszał się w sprawy hiszpańskie, usunął dynastię Burbonów, a na tronie hiszpańskim osadził swojego brata Józefa, na co naród hiszpański odpowiedział powstaniem. Hiszpanów poparli Anglicy wysyłając tam swoje wojska. Napoleon zmuszony został do zaangażowania w Hiszpanii znacznych sił wojskowych i posyłał tam także sprzymierzone oddziały cudzoziemskie, w tym Polaków. Najpierw trafiła do Hiszpanii Legia Nadwiślańska – trzy, a później cztery pułki piechoty i pułk ułanów, później trzy pułki piechoty „warszawskie”, oraz pułk leko-konny gwardii cesarskiej.
“Od razu pułki nadwiślańskie – pisze Marian Kukiel w „Dziejach Polski Porozbiorowej” – biorą udział w operacjach w Aragonii, w pierwszym krwawym oblężeniu Saragossy (zob. Zeromskiego „Popioły” – bardzo tu historycznie wierne); później w listopadowej kampanii cesarza przyczyniając się do zwycięstwa pod Tudelą i powtórnie idą na Saragossę. Lekkokonni gwardii pamiętną szarżą jednego szwadronu w wąwozie Somo-Sierra w górach Guadarrama otwierają Napoleonowi drogę do Madrytu (30 listopada 1808). W roku 1809 pułki Księstwa odznaczyły się świetnie pod Almonacid i Ocania; Polacy biorą udział w dziesiątkach walk, z których warto wymienić obronę i odsiecz Fuengiroli (1810), gdzie parę kompanii polskich pod dowództwem kapitana Młokosiewicza i szefa batalionu Bronisza rozbiło silny desant brytyjski i dowódcę, lorda Blayney ze znaczną częścią jego korpusu wzięło do niewoli; oraz bitwę pod Albuhera (1811), gdzie szarża ułanów nadwiślańskich (los infernos picadores) zniosła niemal zupełnie wspaniale walczącą brygadę piechoty brytyjskiej. W walkach tych wojska nasze choć poniosły ofiary, i to w walkach za obcą sprawę, o zabór cudzej ojczyzny, kompensowały to wspaniałym wyrobieniem bojowym i sławą żołnierską. “
Wy sami wolności pozbawieni nachodzicie obcy kraj...
Tyle Kukiel. Cóż, później zabrakło tych żołnierzy do obrony Polski przed najazdem austriackim w 1809 roku. Wątpliwa moralnie była też koncepcja udziału wojsk polskich w zniewoleniu Hiszpanii… Władze hiszpańskie wydały nawet odezwę do żołnierzy polskich, apelując do honoru Polaków:
„Polacy, porzućcie barwy wasze, karmazyn z białym – barwy honoru i niewinności. Wy sami wolności pozbawieni, nachodzicie obcy kraj, katolicki jak wasz, żeby go wolności pozbawić…”
Motywacja strony przeciwnej, a więc m.in. Polaków, była w tym wypadku, zdaniem Kukiela, następująca. „Nie chodzi o wydarcie wolności Hiszpanom jeno o zamknięcie półwyspu dla Anglii, o lepszy rząd dla półwyspu i lepszego króla…”
Widziano zatem sprawę jako walkę o wpływy na Półwyspie Iberyjskim, o usunięcie dominacji brytyjskiej. Była to też chyba jedyna wojna w historii, kiedy Polacy walczyli przeciwko Anglikom, dodajmy – sprzymierzonym z zaborcami i niechętnym odrodzeniu Polski – czemu dali później wyraz na Kongresie Wiedeńskim, a także w obu wojnach światowych (Linia Curzona, Jałta). Dobrym przykładem sukcesów polskich w tej „wojnie polsko-angielskiej” była obrona zamku Sohail w Fuengiroli przed desantem brytyjskim. Tak czytamy w „Dziejach oręża polskiego”:
„Czem dla szwoleżerów była Somo-Sierra, tem stała się Fuengirola dla piechoty polskiej. Tam kapitan Młokosiewicz, ze150 ludzmi 4-go pułku piechoty stojący z załogą w forcie nadmorskim, mając jedynie dwie armaty i dwa drobne działka polowe, bez kanonierów przytem, należący bowiem do załogi artylerzyści, Hiszpanie, zdezerterowali, dnia 14 października napadnięty został od morza przez eskadrę brytyjską, od lądu przez parotysięczny oddział pod dowództwem lorda Blayney. Młokosiewicz odmówił kapitulacji. Znalazł wśród swych żołnierzy paru, znających się na armatach i tak dobrze się bronił, że zatopił kanonierkę angielską… W nocy przedarł się do niego (z Mijas) przez obóz angielski porucznik Chełmicki z 70 ludzmi. Nazajutrz 15 października rozpoczęli Anglicy gwałtowne bombardowanie. Załoga nie miała żywności i wody, dokuczał głód i pragnienie. Porucznik Chełmicki zrobił nagle wycieczkę i zdobył główną bateryę angielską, odparty zaś, wysadził kasetony z amunicyą; z forteczki wypadł wówczas Młokosiewicz, a jednocześnie Bronisz, szef batalionu, nadciągnął z odsieczą (także z Mijas) w sile 200 piechoty i 20 dragonów. To wystarczyło, aby rozbić Anglików, wpędzić aż w morze, zmusić do ucieczki na okrętach, zabrać 5 dział i samego dowódcę, lorda Blayney, jako jeńca.”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS