Z tym nie da się nic zrobić. Nie mają znaczenia frazy Bieńczyka, filmy Sorrentino i do znudzenia powtarzany bon mot Camusa o tym, jakoby wszystko, co wiedział na pewno o moralności i powinnościach, zawdzięczał piłce nożnej.
Choćby nawet w Bibliotece Aleksandryjskiej odnaleziono starożytne schematy taktyczne rozpisujące boiskowe ustawienie 2-2-6, choćby okazało się, że Einstein ze Skłodowską-Curie omawiali wyniki zawodów szermierczych na igrzyskach w Paryżu w 1924 r., powszechnego przekonania to nie zmieni: kto interesuje się sportem, ten filister, abderyta i trep.
Zostawmy to, czy gorszą opinię mają ci, którzy oglądają, czy ci, którzy są oglądani. Wizerunek tych pierwszych to inny temat: o tym, jakie miejsce zajmuje sport w naszej przestrzeni publicznej.
Oglądani są natomiast w bardzo specyficznej sytuacji. Ich zadaniem jest biegać, skakać, rzucać, strzelać. Wymagamy od nich rozrywki, emocji i medali, a nie podniet intelektualnych. Jednocześnie są oni tak popularni i tak wiarygodni (korporacje podnajmujące ich do reklam nie mogą się mylić), że aż chciałoby się ich wykorzystać do czegoś dobrego.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS