Terminy “fizyczność” i “atletyzm” w koszykówce są wieloznaczne. Jeśli jakiś zawodnik lub drużyna są “fizyczne” lub “atletyczne” i w ten sposób grają, to znaczy, że mogą mieć przewagę wzrostu na wielu pozycjach, że potrafią korzystać z siły zarówno przy wejściach pod kosz, jak i w grze tyłem do obręczy, że wywierają ogromną presję w obronie, że daleko za linią trójek nękają graczy z piłką.
Albo że po prostu są Francją.
Francją, która w półfinale EuroBasketu pokonała Polskę 95:54 i przypomniała nam, że w najlepszej europejskiej czwórce my jesteśmy kopciuszkiem, a oni stałym bywalcem.
Polacy boleśnie przekonali się o atutach Francuzów. “Fizyczność” i “atletyzm” to słowa, które cisną się na usta
Terminów “fizyczność” i “atletyzm” trener Igor Milicić, skrzydłowy Jarosław Zyskowski i dyrektor sportowy reprezentacji Łukasz Koszarek używali w pomeczowych rozmowach przed kamerą TVP Sport w co drugim zdaniu. I nic dziwnego, bo już przed meczem wiadomo było, że te charakterystyki wyróżniają Francuzów na tle wszystkich uczestników EuroBasketu. Polacy boleśnie się o tym przekonali.
Rudy Gobert, Guerschon Yabusele, Moustapha Fall z kolejnymi utytułowanymi kolegami po prostu nas stłamsili. Wiedzieliśmy przed meczem, że są najlepiej broniącym zespołem turnieju – pozwolili nam na ledwie 18 punktów do przerwy. Sprawdzaliśmy, że ich rywale trafiają ledwie 43 proc. rzutów z gry – my mieliśmy 32 proc. Pamiętaliśmy, że świetnie wymuszają straty – po naszych błędach zdobyli 22 punkty, my w tej statystyce mieliśmy dziewięć.
Mierzący 215 cm wzrostu Gobert, trzykrotny najlepszy obrońca NBA, w pierwszej połowie zablokował trzy rzuty – A.J. Slaughter, Mateusz Ponitka i Aleksander Dziewa zapewne wymażą te akcje z pamięci, ale w momencie otrzymania swoich czap mogli czuć się zdeprymowani. Fall, o trzy centymetry wyższy zmiennik Goberta, dołożył trzy kolejne bloki.
Yabusele – dynamiczne 203 cm wzrostu i 123 kg wagi, w młodości trenował boks – miał nas straszyć na pozycji wysokiego skrzydłowego – straszyć, bo gracz Realu Madryt to wszechstronny zawodnik, która może się przepchnąć pod kosz, ale też trafiać z dystansu. No i Yabusele rzucił 22 punkty – trafił znakomite 9/12 z gry, w tym 4/6 za trzy. Nie mieliśmy na niego żadnej odpowiedzi.
Terry Tarpey, a potem kolejni obrońcy na obwodzie i na skrzydłach, tak skutecznie uprzykrzali grę Ponitce, że nasz znakomity lider, kandydat do tytułu MVP, został zatrzymany na siedmiu punktach, miał 3/10 z gry. A do tego cztery straty – tyle samo, ile zbiórek i asyst łącznie. On też odbił się od ściany. Podobnie jak A.J. Slaughter, jak Michał Sokołowski, jak Aleksander Balcerowski, kolejni kluczowi gracze Milicicia.
Bo ta ściana była bardzo twarda – Francuzi byli blisko graczy z piłką już daleko za linią trójek. Ciągły nacisk męczył kozłującego i spowalniał akcje, wpływał na precyzję podań. Gdy piłkę dostawał Aleksander Balcerowski, który często w poprzednich meczach rozdzielał podania stojąc za linią rzutów wolnych, tym razem nie miał do kogo podać. Slaughter i Ponitka byli świetnie odcinani, Francuzi asekurowali też pole trzech sekund uniemożliwiając wbiegnięcia. A jak już Polacy dostarczyli tam piłkę, to nagle znajdowali się w tłoku ciał, gąszczu rąk. Rywale momentami byli kombajnem, który bezlitośnie kosi kolejne próby rozegrania akcji.
I ta fizyczność, ten atletyzm, wpłynęły w dużej mierze na wynik. Biało-czerwoni w poprzednich meczach imponowali intensywnością, potrafili wykorzystać fizyczność – obronę Sokołowskiego, zasięgi Balcerowskiego, dynamikę Ponitki. Ale z Francją odbili się od ściany – być może zabrakło sił po wyczerpującym meczu ze Słowenią, być może przewaga rywali była zbyt duża. Już w drugiej kwarcie widać było, że Polacy będą potrzebować cudu, by powalczyć o wygraną. Widać było, że taktyczne pomysły to jedno, ale ich realizacja pod naciskiem rywali to zupełnie inna historia. Uwolnienie się od obrońcy, wyjście do podania, minięcie rywala z piłką – w każdym z tych podstawowych manewrów było ciężko.
Skończyło się 54:95, to był pogrom. Polacy trafili 32 proc. rzutów z gry – Francuzi 62 proc. W zbiórkach rywale wygrali 40:21, w punktach z pola trzech sekund – 40:16. Te liczby mówią same za siebie.
– Cisnęli nas mocno, nie znaleźliśmy na to rozwiązania. Nie było łatwo znajdować łatwe rzuty, ale tak jest na takim poziomie – mówił po meczu Aaron Cel. Ostatnie zdanie jest znaczące – tak, dokładnie tak jest na takim poziomie. To półfinał EuroBasketu, gdzie gra ścisła światowa czołówka.
A my w niej wciąż jesteśmy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS