To temat niewygodny dla wszystkich. Konserwatyści słusznie uważają, że gdyby opinia publiczna dowiedziała się, jak wielki procent księży stanowią geje, uznano by to powszechnie za dowód głębokiej hipokryzji kleru. Także strona liberalna (w tym np. działacze LGBT+) nie lubią poruszać tego zagadnienia. Kojarzy się on im bowiem z „tropieniem ukrytych gejów” charakterystycznym dla homofobów.
Tymczasem problemowi warto się przyjrzeć, bo w znacznej mierze kształtuje on oblicze współczesnego katolicyzmu.
Dla wielu może to być szokujące, ale mniej więcej połowa księży to osoby homoseksualne. Dane te nie pochodzą bynajmniej od przeciwników Kościoła. W 2000 r. w USA głośno było o książce „The Changing Face of The Priesthood”, której autorem był ks. prof. Donald Cozzens, wieloletni rektor seminarium duchownego w Cleveland w stanie Ohio. To on oszacował, że mniej więcej co drugi ksiądz to gej. „Odsetek ten wydaje się być najwyższy wśród księży poniżej 40. roku życia” – pisał. Nie były to zresztą pierwsze tego typu wyliczenia. W 1989 r. James G. Wolf, socjolog z Uniwersytetu w Chicago, opublikował wyniki swoich badań, z których wynikało, że w Stanach Zjednoczonych orientację seksualną ma 48,5 proc. księży i 55,1 proc. seminarzystów.
Richard Sipe, znany psychoterapeuta i badacz celibatu duchownych, który przez 18 lat był benedyktyńskim mnichem, mówił wprawdzie o niższym odsetku, ale nadal bardzo wysokim.
„Doświadczeni obserwatorzy, w tym władze kościelne, szacują, że 40–50 proc. księży katolickich ma orientację homoseksualną i większość z nich jest aktywna seksualnie. Z moich badań wynika, że jedynie 30 proc. księży katolickich ma orientację homoseksualną, a mniej więcej połowa z nich jest aktywna seksualnie” – pisał w raporcie dotyczącym przypadków nadużyć seksualnych wśród kleru w USA.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS