A A+ A++

Japonia i Filipiny podpisały, oczy­wiś­cie ku wielkiemu nie­za­do­wo­le­niu Chin, poro­zu­mie­nie o wza­jem­nym dostępie – Recipro­cal Access Agreement (RAA) – zapewnia­jące ramy wspólnych ćwiczeń i operacji wojskowych. Na zachodnim Pacyfiku kształtuje się powoli sieć anty­chiń­skich sojuszy między Filipinami, Japonią, Australią i USA z Tajwanem na dalszej orbicie. Gorąca sytuacja nadal, a właściwie stale, panuje na Morzu Połud­nio­wo­chiń­skim, w Manili oficjalnie nazywanym Zachod­nio­fi­li­piń­skim.

Oblężenia Sierra Madre ciąg dalszy

Głównym punktem zapalnym pozostaje BRP Sierra Madre, czyli stary okręt desantowy osadzony na Second Thomas Shoal (Ayungin w oficjalnym filipińskim nazew­nic­twie, Ren’ai Jiao w chińskim). We wraku stacjonuje garnizon filipińskiej pie­choty morskiej. Kolejne próby dostarczenia mu zaopatrzenia nieod­mien­nie kończą się konfrontacją z chińską strażą wybrzeża i milicjami morskim. Raz konwój się przedrze, innym razem nie, czasem konieczne są zrzuty lotnicze.

Do ostatniego groźnego incydentu doszło 17 czerwca. Jednostki chińskiej straży wybrzeża i milicji morskich przechwyciły próbę dostarczenia zapasów dla Sierra Madre na pokładzie łodzi półsztywnych. W walce propagandowej tym razem Chiny usiłowały przejąć inicjatywę i jako pierwsze opublikowały komu­ni­kat. Straż wybrzeża stwier­dziła w nim, że zgodnie z prawem podjęła środki kontrolne przeciwko filipińskiej jednostce. „O godzinie 5.59 filipińska jednostka zaopatrzeniowa zignorowała liczne ostrzeżenia ze strony chińskiej, naruszyła Między­naro­dowe Przepisy o Zapobie­ga­niu Zderze­niom na Morzu, nie­bez­piecz­nie i w nie­pro­fes­jo­nalny sposób zbliżyła się do chińskich jednostek płynących normalnie, co doprowadziło do kolizji. Odpowiedzialność za incydent ponosi wyłącznie strona filipińska”.

Co zaskakujące, strona filipińska zareagowała z opóźnieniem i niespójnie. Filipińczycy przedstawili swoją wersję wydarzeń wzbogaconą zdjęciami i nagraniami wideo dopiero 19 czerwca. W wyniku akcji chińskich formacji paramilitarnych uszkodzone miały zostać co najmniej dwie łodzie półsztywne, a obrażenia odniosło kilku funkcjonariuszy straży wybrzeża, z czego jeden stracił kciuk prawej ręki. Jak zwykle w takich sytuacjach Chińczycy utrudniali przeprowadzenie ewakuacji poszko­do­wa­nych. Był to już trzeci w tym roku incydent, w którym zostali ranni filipińscy marynarze.

Chińska straż wybrzeża użyła reflek­to­rów do oślepienia przeciw­nika, gazu łzawiącego i syren do pogłębienia zamieszania. Potem nastąpiły standardowe przepychanki. Jedną z łodzi odholowano, przewożone na niej zaopatrzenie zniszczono, a broń zagrabiono. Żeby było jeszcze ciekawiej, chińscy funkcjonariusze nie byli uzbrojeni w broń palną, jedynie białą. Zaob­ser­wo­wano młoty, noże, włócznie i bolo, broń w typie maczety. W pewnym momencie Chińczycy dokonali nawet abordażu łodzi już przycumowanej do burty BRP Sierra Madre. Przy takim agresywnym działaniu to strona filipińska może spokojnie utrzy­my­wać, że do eskalacji nie doszło wyłącznie dzięki jej opano­waniu i profesjo­nalizmowi.

Dobór taktyki i broni przez stronę chińską budzi skojarzenia z równie niespokojną granicą Chin z Indiami, chociażby w regionie Galwan. Oczywiście strona filipińska też kombinuje, jak może. Jeden z uważnych obserwatorów zauważył na zdjęciu żołnierza jednostek spec­jal­nych marynarki wojennej Filipin. Szef sztabu generalnego sił zbrojnych generał Romeo Brawner Junior potwierdził później udział jednostek spec­jal­nych w operacji.

Żeby uświadomić sobie, z jaką presją zmagają się Filipińczycy, podkreślmy, że w czasie incy­dentu na Second Thomas Shoal zaobserwowano dwa kutry chińskiej straży wybrzeża i 21 jed­no­stek milicji morskich. Aktywna jest także Marynarka Wojenna Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwo­leń­czej, zaś nowym punktem zapalnym staje się leżąca w wyłącznej strefie eko­no­micz­nej Filipin Sabina Shoal, gdzie Chińczycy rozpoczęli budowę nowej sztucznej wyspy, do czego wykorzystywane są między innymi martwe koralowce. Do tej pory budowa sztucz­nych wysp była domeną straży wybrzeża i milicji morskich, wojsko zwykle wkraczało dopiero na w miarę twarde podłoże. Ale 3 czerwca przy Sabina Shoal zaobserwowano okręt desantowy dok typu 071. Dwa tygodnie później przy rafie zjawił się śmigłowcowiec desantowy typu 075. Co robiły tam duże jednostki transportowe? Możemy jedynie spekulować, obie strony milczą o aktywności tych okrętów.

W przypadku śmigłowcowca był to najprawdopodobniej element dużych ćwiczeń chińskiej marynarki wojennej i jej formacji pomocniczych. Po raz pierwszy chińskie okręty ćwiczyły na wodach wyłącznej strefy ekonomicznej Filipin, był to też pierwszy rejs jednostki typu 075 na wyspy Spratly. Ogółem czasie trwa­ją­cych od 4 do 10 czerwca manewrów na Morzu Połud­nio­wo­chiń­skim operowały (według filipińskich wyliczeń) 22 chińskie okręty wojenne, 16 kutrów straży wybrzeża i 108 jednostek milicji morskich. Wśród uczestniczących w ćwiczeniach okrętów zaobserwowano mało ostatnio lubiany przez obiektywy kuter rakietowy w układzie katama­ranu typu 022.

Natomiast na przełomie czerwca i lipca na ćwiczenia na Morzu Połud­nio­wo­chiń­skim wyruszył lotnis­kowiec Shandong z eskortą. Chiński zespół zbliżył się na 230 mil morskich do Luzonu, głównej wyspy Filipin, a następnie przez kanał Basi udał się na otwarte wody Pacyfiku. Zdaniem części obserwatorów była to kolejna forma nacisku na Manilę. Obie strony nie robią jednak wokół sprawy wiele szumu.

Dyplomatyczne korowody

Działania strony filipińskiej były zaskakująco niespójne. Jako pierwsza zareagowała Narodowa Rada Morska, która określiła incydent jako „niepo­ro­zu­mie­nie” i zaleciła nawet upublicznianie terminów misji zaopatrzeniowych BRP Sierra Madre. Doprowadziło to do tarć z prezy­den­tem Ferdinandem Marcosem Juniorem i wojskiem, po których Rada zmieniła swoje oświadczenie. Teraz określiła działania chińskiej straży wybrzeża jako „prowadzone z premedytacją” i wyco­fała się z propozycji ujawniania terminów misji zaopatrze­nio­wych. Prezydent Marcos i generał Brawner udali się 23 czerwca na południową wyspę Palawan, aby spotkać się z uczest­ni­czą­cymi w konfron­tacji żołnierzami i funkcjonariuszami straży wybrzeża oraz przyznać odzna­cze­nia. Głowa państwa podkreślała, że Filipiny nie mają interesu we wszczynaniu wojny, ale nie zamierzają ustępować przed przemocą.

Sytuacja zrobiła się na tyle napięta, że Chiny postanowił trochę deeskalować. 2 lipca w Manili doszło do spotkania na szczeblu wiceministrów. Obie strony ogłosiły postępy rozmów, ale konkretów brak. Do mediów przedostały się informacje w sprawie zgody na pewne złagodzenie sytuacji, ale bez kompromisu w sprawie interesów narodowych. Wydaje się, że prezydent Marcos i generał Brawner podzielili się rolami, pierwszy został dobrym, drugi złym gliną. Generał domaga się od Chin odszkodowania w wysokości miliona dolarów za zniszczony sprzęt i pokrycia kosztów operacji rannego żołnierza. Prezydent wzywa wojsko, by zrezygnowało z tych roszczeń. Szef sztabu zapo­wie­dział, że w następnych konfrontacjach straż wybrzeża i wojsko będą symetrycznie reagować na chińskie działania.

– Zastosujemy ten sam poziom siły, który pozwoli nam się bronić – mówił podczas konferencji prasowej 4 lipca generał Brawner. – Jeśli na przykład zostanie użyty nóż, nasz personel również użyje noża, nic więcej, zgodnie z koncepcją propor­cjo­nal­ności. Kiedy powiedziałem, że będziemy stawiać opór, miałem na myśli to, że nie pozwolimy się tak po prostu zastraszyć, tak jak to miało miejsce ostatnim razem, ponieważ, oczywiście, nasi przeciwnicy mieli broń.

Jeżeli te zapowiedzi zostaną zreali­zowane, zyskujące ostatnio na popularności określenie Second Thomas Shoal jako „Galwanu na morzu” stanie się w pełni upraw­nione.

Wypowiedź generała Brawnera jest o tyle ciekawa, że 1 lipca 4. batalion filipińskiej piechoty morskiej zakoń­czył certyfikację nowej specja­li­zacji i stał się oficjalnie batalionem bez­pie­czeń­stwa morskiego. Jak zasugerował dowódca Korpusu Piechoty Morskiej Filipin, generał Arturo G. Rojas, jednostka ma stacjonować na Palawanie i odpowiadać za bez­pie­czeń­stwo morskich szlaków komu­ni­ka­cyj­nych oraz działania w strefie przybrzeżnej. Batalion zamienił swoje amfibie AAV-7 na szybkie łodzie z tworzywa sztucznego wzmocnionego włóknem szklanym. Takie zmiany predysponują 4. batalion do działań na spornych akwenach. Reorganizacja filipińskiej piechoty morskiej jest częścią szerszego programu przy­sto­so­wania sił zbrojnych do radzenia sobie z chińskimi działaniami hybrydowymi i w szarej strefie poniżej progu wojny, a tym samym skuteczniejszej obrony swoich praw i interesów na Morzu Południowochińskim.

Tymczasem Chiny w oficjalnych komunikatach całą winą obarczają Filipiny. Przypomnijmy, że Second Thomas Shoal leży w pobliżu Palawanu, około 800 kilometrów od chińskich wybrzeży. Przynajmniej w myśl Konwencji Narodów Zjedno­czonych o Prawie Morza (UNCLOS). Strona chińska posunęła się nawet do zarzucenia Filipinom, że BRP Sierra Madre stanowi zagrożenie dla lokalnego ekosystemu. To interesująca próba odwrócenia uwagi. W orze­cze­niu z 2016 roku między­­na­ro­­dowy Trybunał Arbitrażowy w Hadze wskazał na szkody dla środowiska natural­nego, jakie powodują chińskie działania na Morzu Połud­nio­wo­chiń­skim – od budowy sztucznych wysp po nad­mierną eksploatację zasobów morskich.

Partnerzy i sojusznicy

Pojawia się pytanie: co w trakcie incydentu robili Amerykanie? Siły zbrojne Stanów Zjedno­czonych udzielały już szerokiego wsparcia misjom zaopatrzeniowym dla BRP Sierra Madre i nie tylko. Odpowiedzi na to pytanie udzielił na tej samej konferencji prasowej generał Brawner. Waszyngton niemal natych­miast wystąpił z ofertą pomocy, jednak Manila odmówiła. Prezydent Marcos nakazał wojsku i straży wybrzeża zwracać się o pomoc do Amerykanów dopiero po wyczer­paniu własnych środków i możliwości. Najprawdopodobniej takie postawienie sprawy mogło zachęcić Pekin do podjęcia rozmów.

Czy sytuacja między Chinami a Filipinami uległy zaostrzeniu przez bardziej zdecydowana obronę swoich interesów przez Manilę? Częściowo tak, chociaż prezydent Macros nie miał za bardzo innego wyjścia. Polityka zbliżenia z Pekinem realizowana przez poprzedniego prezydenta Rodriga Duterte zakoń­czyła się kompletnym fiaskiem. Ustępstwa i spolegliwość jedynie rozzuchwalały Chińczyków. Nie tylko politycy i wojsko, ale także opinia publiczna zaczęły domagać się podjęcia bardziej stanowczych kroków na Morzu Zachod­nio­fi­li­piń­skim. W podjęciu decyzji nowemu prezydentowi pomogły też nastawiona na wzmacnianie sojuszy polityka administracji Bidena i odblokowanie pieniędzy rodziny Marcosów zamrożonych na amerykańskich kontach od lat 80.

Wydarzenia te nie rozgrywają się w próżni. Wzrost napięcia w relacjach chińsko-filipińskich pokrywa się z zaostrzeniem sytuacji wokół Tajwanu i kolejnych incydentów na granicy chińsko-indyjskiej. W obliczu coraz trudniejszej sytuacji między­naro­dowej Pekin podejmuje agresywne działania na swoich peryferiach, chcąc zademonstrować swoją determinację. Atak po raz kolejny staje się najlepszą obroną, a dotychczasowe sukcesy i utrzy­my­wa­nie kontroli nad drabiną eskalacyjną jedynie zachęcają do kontynuacji działań. Decydenci z Zhongnanhai rzeczywiście uważają, że bronią się przed agresją i podłymi knowaniami złowrogich imperialistów, chcących obalić władzę ludową w Chinach. Filipiny są do tego traktatowym sojusz­ni­kiem Stanów Zjedno­czonych, co daje okazję testowania Waszyngtonu na kolejnym froncie.

Po 17 czerwca wyraźnie było widać zbliżenie między Filipinami i Wietnamem. Hanoi poparło, wprawdzie nie wprost, Manilę. Wietnamskie ministerstwo spraw zagranicznych oświadczyło, że zaangażowane strony muszą „przestrzegać suwerennych praw i jurysdykcji nad wyłączną strefą ekonomiczną i szelfem konty­nen­tal­nym państwa przy­brzeż­nego, zgodnie z ustaleniami UNCLOS”. Wprawdzie Wietnam i Filipiny są skonfliktowane na tle przynależność wysp Spratly na Morzu Zachod­nio­fi­li­piń­skim (lub po prostu Morzu Wschodnim w wietnamskiej terminologii), ale presja ze strony Chin wymusiła szukanie chociaż czasowej współpracy.

W styczniu tego roku prezydent Marcos odwiedził Hanoi. W trakcie wizyty obie strony podpisały dwa porozumienia: Memorandum w sprawie zapobiegania incydentom i zarzą­dza­nia nimi na Morzu Połud­nio­wo­chiń­skim oraz Memorandum w sprawie współpracy morskiej. Szczegóły nie zostały ujawnione, filipińska kancelaria prezydencka mówi ogólnikowo o budowie wzajemnego zaufania i poprawie koordynacji w sprawach morskich, zarówno dwustronnej, na forum ASEAN, jak i z innymi partnerami. Zapowie­dziano także zacieś­nienie współ­pracy między strażami wybrzeża, w tym powołanie wspólnego komitetu, który ma stać się forum dyskusji nad zagad­nie­niami istotnymi dla obu formacji. Ostatnie wydarzenia dały kolejny bodziec. 21 czerwca wietnamskie ministerstwo spraw zagranicznych zadeklarowało gotowość do rozpoczęcia z Filipinami rozmów w sprawie uregulowania wzajemnych roszczeń na Morzu Zachod­nio­fi­li­piń­skim/Wschodnim.

Uproszczona mapa roszczeń na Morzu Połud­nio­wo­chiń­skim.
(NordNordWest, CC-BY-SA-3.0-DE)

Chiny oczywiście krytykują filipińsko-wietnamskie zbliżenie, ale pozostają zaskakująco powściągliwe w działaniach wobec Hanoi. To tym bardziej interesujące, że – jak stwierdziła Asia Maritime Trans­pa­rency Initiative – późną jesienią ubiegłego roku Wietnam przystąpił do intensywnej rozbudowy swoich sztucznych wysp. W roku 2022 wietnamskie posiadłości na Morzu Połud­nio­wo­chiń­skim powiększyły się o blisko 140 hektarów, w ciągu jedenastu pierwszych miesięcy 2023 roku – o przeszło 160 hektarów, a do początku czerwca tego roku – o kolejnych 280 hektarów. To oczywiście znacznie mniejsze tempo niż chińskie, ale widać wyraźne przyspieszenie.

Dlaczego Pekin zdaje się nie reago­wać, a przynajmniej jeszcze nie podjął działań? Zdaniem Zacka Coopera i Grega Polinga w grę wchodzi kilka czynników. Mimo znaczącej przewagi Chiny chcą uniknąć walki na dwa fronty, która jeszcze bardziej zbliżyłaby Hanoi i Manilę. Poza tym Wietnam jest znacznie silniejszy niż Filipiny, tak pod względem marynarki wojennej, jak i formacji para­mili­tar­nych. Z kolei zdaniem Khanga Vu z Boston College Pekin stawia na kontrast z Filipinami i chce w ten sposób zasygnalizować Hanoi, że dalsze zbliżenie z Waszyng­tonem przyniesie więcej szkody niż pożytku.

Wreszcie Bill Hayton z Royal Society for Asian Affairs wskazuje, że w przeciwieństwie do Filipin Wietnam zrezygnował z prób eksploatacji złóż ropy i gazu na wodach, do których pretensje roszczą sobie Chiny. Ale to niekoniecznie musi być prawda. Wśród porozumień podpisanych z Rosją podczas czerwcowej wizyty Władimira Putina w Hanoi znalazła się deklaracja wspólnej eksploatacji węglo­wodo­rów. Jeżeli Moskwa nie zamierza wydzierżawić jakichś swoich złóż Wietnamowi, to w grę wchodzi Morze Połud­nio­wo­chiń­skie. Rosnieft zresztą podjął już w poprzedniej dekadzie próbę współ­pracy z Wietnam­czy­kami, jednak wycofał się z planowanych projek­tów.

Jest jeszcze inna ewentualność. Cześć wietnamskich wysp znajduje się w strefie, do której pretensje zgłaszają Filipiny. Nawet jeżeli Hanoi i Manila rozpoczną rozmowy w sprawie pokry­wa­ją­cych się roszczeń terytorialnych, sztuczne wyspy będą istotną kwestią sporną. Trudno bowiem oczekiwać, by Wietnam porzucił wybudowane niemałym nakładem sił i środków obiekty. Pekinowi pozostanie tylko spokojnie czekać i podsycać wzajemną nieufność i spory.

Japonia wchodzi na scenę

Japonia była kolejnym państwem, które po 17 czerwca zadeklarowało pomoc. 20 czerwca generał Brawner odbył wideokonferencję ze swoim japońskim odpowiednikiem, szefem sztabu Sił Samoobrony (Jieitai), generałem Yoshihide Yoshidą. Padły wówczas zapowiedzi wsparcia dla filipińskich sił zbrojnych i zacieś­nie­nia dwustronnej współpracy wojskowej.

Kolejny krok poczyniono 8 lipca. Podczas wizyty w Manili japońska szefowa resortu spraw zagranicznych Yōko Kamikawa i filipiński minister obrony Gilbert Teodoro podpisali wspomniane na wstępie poro­zu­mie­nie RAA – fundament ściślejszej współpracy militarnej. Tym sposobem utworzono ramy prawne do prowadzenia wspólnych ćwiczeń i operacji. Filipiny są czwartym państwem, z którym Japonia zawarła RAA; wcześniej były Stany Zjedno­czone, Australia i Wielka Brytania. Z uwagi na coraz intensywniejszą współpracę między Waszyngtonem, Canberrą, Manilą i Tokio zaczyna się mówić pół żartem, pół serio o nowym multi­late­ral­nym formacie współ­pracy Squad. To nawiązanie do luźniej­szego i bardziej wszech­stron­nego formatu, jakim jest Quad, grupujący Australię, Indie, Japonię i USA.

Chiny oczywiście wyraziły nieza­do­wo­le­nie, a tamtejsza propa­ganda ruszyła z kampanią lamentująca nad możliwym powrotem japońskich wojsk na Filipiny. Druga wojna światowa skończyła się jednak 80 lat temu, chociaż wielu w Pekinie (i nie tylko) zdaje się tego nie zauważać, a przynajmniej tak udaje. Już w roku 2016 Filipiny stały się największym odbiorcą japońskiej pomocy wojskowej. Do tego japońskie oddziały już zdążyły „wrócić” na archipelag. W roku 2018 świeżo wówczas utworzona japońska piechota morska uczestniczyła w trójstronnych ćwiczeniach „Kamandag” (jad) z Filipińczykami i Amerykanami. Nie dość, że japońskie wojska wróciły na Filipiny, to nawet przywiozły ze sobą wozy pancerne w postaci czterech amfibii AAV-7.

Rozstania i powroty

5 lipca pojawiła się informacja o wycofaniu z Filipin amerykańskiego systemu Typhon, czyli lądowych wyrzutni pocisków manewrujących Tomahawk i przeciwrakietowych SM-6. Manila zapowiedziała wycofanie „w ciągu miesięcy”, co ma być gestem dobrej woli w stronę Pekinu. Pro­pa­gan­dowo wygląda to na sukces Chin, ale czy jest nim na pewno? Złożona z czterech wyrzutni bateria systemu Typhon z 1. Wielo­do­me­no­wego Zespołu Zadaniowego (Multi-Domain Task Forces, MDTF) US Army trafiła na Filipiny w połowie kwietnia. Wówczas wymierzona w ChRL propaganda nadymała się o kroku, który „spędza Pekinowi sen z powiek”.

Wątpliwe, by raptem cztery wyrzutnie spowodowały panikę w chińskich siłach zbrojnych. Do tego Amerykanie już jesienią ubiegłego roku zapo­wie­dzieli rota­cyjne roz­miesz­cze­nie pierwszych elementów systemu Typhon na Filipinach na rok 2024. Terminem kluczem jest: rotacyjna obecność. Bateria z 1. MTDF przybyła na Luzon, aby wziąć udział w ćwiczeniach „Salaknib” (niebez­pie­czeń­stwo). To kolejne stałe manewry amery­kańsko-fili­piń­skie; począt­kowo miały charakter ogólny, ale w ostatnich latach punkt ciężkości przesunął się w stronę obrony przed inwazją. Pentagon nie zapowiedział, ile potrwa rotacyjna obecność, Manila nie podała jej terminu końcowego. Tym samym Filipiny sprawiły dobre wrażenie na postronnych. Tylko tyle i aż tyle.

To, co najistotniejsze – i co faktycznie może budzić niepokój w Zhongnanhai – jest gdzie indziej. Ame­ry­ka­nie zade­mon­stro­wali, że są w stanie szybko i skrycie przerzucić na Filipiny system, który w większej liczbie może namie­szać wzdłuż pierwszego łańcucha wysp i stanowić istotny element Wielkiego Muru Anty­chiń­skiego. Za Typhonem mają podążyć podobne operacje z wyko­rzys­ta­niem pocisków PrSM (Precision Strike Missile) i hipersonicznych Dark Eagle. Nawet rotacyjna obecność amery­kań­skich systemów rakieto­wych na Filipi­nach jest nato­miast dobrze przyjmo­wana na Tajwanie, co nie powinno dziwić.

Na tym nie koniec. Wprawdzie Filipiny kładą duży nacisk na obronę przed chińskimi atakami hybry­do­wymi i asy­met­rycz­nymi, ale nie zapomi­nają o typowym mili­tar­nym hardwarze na wypadek pełno­ska­lowej konfron­ta­cji. Komercyjne zdjęcia satelitarne dostarczone przez Planet Labs pokazały budowę stanowisk dla pierwszej filipiń­skiej baterii pocisków przeciw­okrę­to­wych BrahMos. Obiekt zidentyfikowano dzięki daleko idącemu podobieństwu do analogicznych stanowisk wznoszonych przez indyjskie wojsko.

Na tym nie koniec. W połowie czerwca pojawiły się zapowiedzi reaktywacji lotniska w bazie w zatoce Subic. Ogólną reaktywację dawnej amerykańskiej bazy zapowiedziano już w roku 2015. I już wówczas zapowiadano, że znajdzie się tam miejsce dla 5. Skrzydła Myśliwskiego, latającego na FA-50PH. Priorytet uzyskała jednak baza morska, zapewniająca doskonałe zaplecze do działań na wodach Morza Połud­nio­wo­chiń­skiego. Zainaugurowała ona działalność 24 czerwca 2022 roku. Zatoka Subic może w przyszłości stać się także bazą dla fili­piń­skich okrętów podwodnych.

Pierwszy etap reaktywacji lotniczej części bazy ma objąć koszary i zabezpieczenie terenu. Filipińskie wojsko szacuje niezbędne koszty na 2,5 miliona dolarów. W dalszej kolejności baza ma zostać przy­sto­so­wana do obsługi morskich samolotów patrolowych, których Filipiny jeszcze nie wybrały, i bezzałogowców. Nie podano planowanego terminu zakończenia prac.

US Marine Corps / Lance Cpl. Garett Burns

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUroczystości liturgiczne ku czci świętych apostołów Piotra i Pawła.
Następny artykułZapisy na II Międzynarodowy plener akwarelowy pt. „Uśmiech rośliny” w Ogrodzie Botanicznym UMCS