A A+ A++

Dzięki uprzejmości wyd. Znak publikujemy fragment książki “Teraz polski dizajn” Aleksandry Koperdy.

AS Ćmielów

W 1936 roku wypalona została pierwsza partia porcelany w ćmielowskiej manufakturze będącej dziś własnością Fabryki Porcelany AS Ćmielów. Z inicjatywy pracowników Fabryki Porcelany i Wyrobów Ceramicznych w Ćmielowie SA powstała tam wówczas wytwórnia porcelany Świt. Technologiem zakładu został Bronisław Kryński, kierownikiem modelarni – Bronisław Wysocki, a projektami nowych form miał zająć się Bogumił Marcinek. Z powodzeniem produkowano w Świcie wyroby z dobrej jakości porcelany, między innymi serwis obiadowy Warta czy serwisy do kawy Świt i San. Druga wojna światowa pokrzyżowała plany na rozwój.

W 1950 roku przymusowo ustanowiono w przedsiębiorstwie zarząd państwowy sprawowany przez Zjednoczone Zakłady Porcelany – Przedsiębiorstwo Państwowe Wyodrębnione w Solicach-Zdroju, by w 1960 połączyć je z drugą ćmielowską fabryką w przedsiębiorstwo dwuzakładowe z oddziałami Ćmielów i Świt. W 1996 roku nastąpiła prywatyzacja dawnego oddziału Świt; zakupił go przedsiębiorca Adam Spała, który postanowił przywrócić produkcję ćmielowskich figurek i kultywować przedwojenne tradycje wytwórni.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Katarzyna Rij, historyczka sztuki, związana z fabryką rodzinnie i prowadząca mieszczącą się na jej terenie Galerię van Rij, prezentującą sztukę współczesną, opowiada:

“W dawnym «Świcie» historycznie zajmowano się przede wszystkim wytwarzaniem figurek. Wzory zaprojektowane przez «wielką czwórkę» w IWP były przez jakiś czas produkowane w kilku fabrykach w Polsce, między innymi w Zakładach Porcelany i Porcelitu w Chodzieży czy Zakładach Porcelany Stołowej «Karolina» w Jaworzynie Śląskiej, jednak w 1964 roku na centralnym szczeblu podjęto decyzję, by cała produkcja odbywała się właśnie tu, w dzisiejszej AS Ćmielów”.

Wszystkie produkowane dziś figurki tworzone są z oryginalnych form matek z lat 50. i 60. Od 1996 roku przez cztery lata trwały prace przygotowawcze do tego, by figurki mogły wrócić na rynek. Pomagali w tym między innymi specjaliści z Wydziału Ceramiki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.

“Figurki są przedmiotem rynku kolekcjonerskiego, mają dużą wartość, dlatego były, są i zapewne będą podrabiane. Z tego powodu te oryginalne, produkowane w fabryce po 1996 roku mają unikalny numer wpisywany do certyfikatu oraz różową pieczęć zabezpieczającą. Fabryka nigdy nie wprowadza do obiegu figurek niedekorowanych i niesygnowanych” – wyjaśnia Katarzyna Rij.

“Zależało nam na tym, by wrócić do tradycji ręcznej produkcji porcelany, co udało nam się osiągnąć i jesteśmy z tego dumni. Wytwarzana i malowana ręcznie porcelana jest doceniana. Produkcja maszynowa nie pozwalałaby na finezję w projektach; co prawda umożliwia większą precyzję, ale w tym przypadku nie chodzi o perfekcjonizm. Po kilku latach pracy nad tym, by nauczyć się technologii, powoli wdrażaliśmy do produkcji projekty powstałe w IWP, a kolejno te współczesne. Dzięki córce Bronisława Kryńskiego, Zofii Kryńskiej, po 70 latach udało nam się również wznowić produkcję różowej porcelany. Na stworzenie oryginalnej receptury pozwoliły zapiski jej ojca. Różowa porcelana w odróżnieniu od białej, która zawiera trzy podstawowe surowce, wymaga ich aż jedenastu, co ma wpływ na wyższą cenę” – dodaje Rij.

W fabryce udało się też stworzyć recepturę na jedyną na świecie szmaragdową porcelanę barwioną pyłem ze zmielonych szmaragdów. Wynalazł ją Adam Spała przy współpracy grona naukowców z Polski oraz Wielkiej Brytanii. Oprócz tradycyjnych wzorów figurek wprowadzane są te projektowane dziś, często w limitowanych seriach:

“Pomimo nowych technologii praca z porcelaną nadal sprawia wielkie trudności. Pierwszy model służy do stworzenia ślepej formy, z której powstaje gipsowy odlew, który kolejno pokrywa się szelakiem. Później model dzieli się na kilka, a nawet kilkanaście części. Do każdej z nich tworzy się oddzielną formę. Podczas wypalania porcelana kurczy się o 18 proc. Wdrożenie do produkcji nowego projektu jest bardzo czasochłonne i stanowi duże wyzwanie. Wiele miesięcy usiłowaliśmy na przykład pokonać problemy pojawiające się przy próbach tworzenia wzoru Veni, Vidi, Vici projektu Pawła Orłowskiego. W teorii wszystko się zgadzało, a w trakcie wypału figurkę rozsadzała temperatura, niwecząc produkcję. Ludzie pracujący z porcelaną 20 lat, eksperci, załamywali ręce. Kilkukrotnie przerabialiśmy formy, ponosiliśmy koszty, poświęcaliśmy sporo energii, by nastąpił przełom. Gdy już się wydawało, że w końcu się udało, porcelana znowu pokazywała swą «kapryśną stronę». Planowana jest seria 100 egzemplarzy wykonanych z porcelany szmaragdowej. Kilkanaście rzeźb udało się już wyprodukować. Z każdych 50 odlanych udaje się uzyskać kilka sztuk”.

Co ciekawe, pracujący wcześniej przy projektach w IWP Lubomir Tomaszewski po 40 latach kariery rzeźbiarskiej wrócił do projektowania ćmielowskich figurek. W roku 2005 stworzył dla AS Ćmielów pierwsze 10 nowych wzorów. “I on sam był ciekawy, co z tego wyniknie. Włożył w te projekty całą swoją młodość, ze smakiem doprawiając je doświadczeniem. Ale nie byłby sobą, gdyby stworzył projekty zachowawcze. On nigdy nie zrezygnował z eksperymentów. Nawiązał do projektów sprzed lat, ale jednocześnie uwspółcześnił je, wzbogacając o ekspresję”.

Przy okazji tej współpracy Tomaszewski pierwszy raz w swym życiu przyjechał do Ćmielowa. Zanim to się jednak stało, Katarzyna Rij poleciała do Nowego Jorku, by mógł podpisać umowę. “Osiemdziesięcioośmioletni Lubek odebrał mnie z lotniska. Ponad dwie godziny jechaliśmy do jego domu i ogromnego ogrodu pełnego rzeźb jego autorstwa. Kiedy to zobaczyłam, stałam jak zaczarowana. Lubek tworzył przy pomocy ognia i dymu, wykorzystywał drewno i skały. Charakterystyczne było dla niego to, że nie obrabiał tego, co dała natura, on z naturą współtworzył. Stojąc w ogrodzie i podziwiając te dzieła, pomyślałam, że to niemożliwe, że nikt w Polsce nie wie o tym, co Lubek robi współcześnie. Przez dziewięć lat projektował figurki, żył niemal sto, a przez ten cały czas był twórcą! Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by pokazać w Europie, a przede wszystkim w Polsce, choć część jego twórczości”.

To się udało. Rzeźby i obrazy Tomaszewskiego były prezentowane publiczności na wystawach. Dziś Katarzyna prowadzi fundację jego imienia, a w Galerii van Rij można oglądać największą w świecie kolekcję jego obrazów i rzeźb. “Pamiętam, jak Lubomir opowiadał mi, dlaczego zdecydował się na projektowanie dla IWP. Był rzeźbiarzem z wielkimi ambicjami, absolwentem Wydziału Rzeźby warszawskiej ASP. Początkowo próbował swych sił w realizacji projektów w przestrzeni miejskiej. Kiedy w 1955 ogłoszono konkurs na pomnik w otoczeniu Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, Lubek zdobył pierwszą nagrodę, projekt nie został jednak zrealizowany. Później podobna historia powtarzała się kilkukrotnie. Na przeszkodzie stanęła polityka i ówczesne uwikłanie w zależności.

W tamtych czasach ani Lubek, ani żaden inny artysta nie był w stanie realizować dużych projektów, nie flirtując z władzą. Lubek nie miał na to ochoty, nie miał więc możliwości realizować się jako twórca, a w konsekwencji na twórczości zarabiać, a miał na utrzymaniu rodzinę. Za namową swojego kolegi artysty, Henryka Jędrasiaka, trafił do IWP i zaczął projektować figurki. Postanowił traktować je jednak jak poważne rzeźby, tylko w małej skali. Przekonywało go też to, że te projekty trafić miały «pod strzechy», do mieszkań, miały estetyzować ówczesną codzienność, zbliżać do sztuki, do dobrego wzornictwa, zachęcać do kolekcjonowania. Miał świadomość, że pojedyncze rzeźby i niezrealizowane projekty nie trafią do ludzi. A to styk twórcy z odbiorcą był dla niego istotny. Mówił, że dzieło sztuki jest skończone, kiedy ma możliwość konfrontacji z odbiorcą”. W roku 2022 fabryce AS Ćmielów udało się przywrócić do produkcji figurkę Lubomira Tomaszewskiego Pocałunek z 1958 roku. Wcześniej nie było to możliwe z powodu ubytków w oryginalnej formie. “Niedługo przed śmiercią Lubomir Tomaszewski dał się namówić na to, by na podstawie zdjęć oraz zachowanych egzemplarzy Pocałunku został odtworzony jego pierwotny kształt – tak powstała replika formy matki”. Dzięki temu dziś miłośnicy porcelany mogą mieć w swojej kolekcji jego ukochaną figurkę.

(…)

Powyższy fragment pochodzi z książki Aleksandry Koperdy “Teraz polski dizajn”, która ukazała się nakładem wyd. Znak.

W najnowszym odcinku podcastu “Clickbait” rozmawiamy o Czasie krwawego księżyca” i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w “Zagładzie domu Usherów” i czy leniwiec-morderca ze “Slotherhouse” to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTrwają ostatnie prace w parku rzecznym Tetmajera
Następny artykułNowości w Google Maps. Oto aktualizacja dla kierowców i nie tylko