Ah ta FIFA… Naprawdę długo rozważałem napisanie tego teksu i zastanawiałem się, czy warto wkładać kij w mrowisko. Jakby bowiem na to nie spojrzeć, jest to temat, który stanowi owoc naprawdę wielu kontrowersji i sporów. Mówi się przecież, że twór od Electronic Arts ani trochę się nie rozwija, a my – fani gier o piłce nożnej – dostajemy rokrocznie ten sam cukierek, ale w innym (niekiedy gorszym) opakowaniu.
Od lat jesteśmy świadkami pewnej wyliczanki i jest spore grono osób, które z całym przekonaniem twierdzą, iż to jedyna zmiana w serii. FIFA 20, 21, 22… Co roku podobnie. I szczerze? Jakoś nie potrafię się z tym zgodzić. Jasne, cykl gier piłkarskich od Electronic Arts cierpi na dziesiątki, jeśli nie setki, przypadłości i błędów. Tak, często wypada powtarzalnie, a zmiany zdają się szczątkowe. Ale czy to oznacza, że się nie rozwija? Bynajmniej.
Kawał historii
Z racji wieku nie mogłem grać w tę serię od jej startu. Miałem oczywiście styczność ze starszymi częściami, ale mocno nieświadomie. Pierwszą odsłoną, którą dobrze pamiętam, jest FIFA Football 2005 wydana w 2004 roku. Wtedy była to dla mnie prawdziwa magia. Mogłem zostać piłkarzem, po prostu włączając grę. One zawsze przenosiły mnie do niesamowitych światów, ale tu pozwalały wcielać się w idoli.
I tak to się ciągnie. Jeśli dobrze pamiętam, to każdą kolejną miałem przyjemność już ogrywać. Wszystkie szesnaście – kilka pierwszych po długim czasie od premiery, gdy były tańsze, a od pewnego momentu zawsze gdzieś na przełomie września i października. Nie skłamię, pisząc, że choć w trakcie wakacji nigdy nie odliczałem dni do początku roku szkolnego, to odliczałem je do premiery nowej odsłony FIFY.
Być może było to naiwne, a dla wielu przepalałem oszczędzane wtedy pieniądze. Nie odczułem tego jednak ani razu. W zasadzie do dziś nie mam wrażenia, żebym rzucał kasę w błoto, gdy śmigam do sklepu po kolejne części kultowej już serii. Bzdura? Trochę pewnie tak. Myślę jednak, że nie większa, niż twierdzenie, że FIFA stoi w miejscu od lat. W grze zaczęły rządzić detale, po prostu.
Pogoń za zmianą
Przez cały okres mojej dotychczasowej przygody z głośną serią od Electronic Arts było kilka momentów, które można uznać za rewolucyjne pod kątem zmian, jakie w niej zaszły. Takie kamienie milowe dla całej serii. Z głowy jestem w stanie ich nieco przytoczyć, więc najwygodniej będzie rozpisać je punkt po punkcie:
- FIFA 08 – Możliwość kontrolowania jednego zawodnika w karierze
- FIFA 10 – Drybling 360 stopni
- FIFA 10 – Pełnoprawny początek Ultimate Team
- FIFA 17 – Tryb Kariery z Alexem Hunterem
- FIFA 19 – Liga Mistrzów oraz Liga Europy
- FIFA 20 – Tryb Volta
Te sześć najbardziej zapadło mi w pamięć. Być może było ich więcej, ale kluczowe dla sensu tego tekstu było określenie, ile dużych zmian zostało mi w głowie. Oczywiście, było jeszcze na przykład podpisanie pełnego partnerstwa z Premier League w 2014 roku, ale to raczej kwestia subiektywna i związana z tym, komu kibicuję. Niemniej, naliczyłem wspomniane sześć znaczących zmian – jak jednak widać, tylko jedna odnosiła się do mechaniki gry.
I był to wyjątek, albowiem zazwyczaj podobne elementy są detalami i trudno uznać je za coś, co o 180 stopni zmienia obraz gry. Jednym z takich aspektów jest na przykład fizyka kolizji postaci, nad którą EA czynnie pracuje od kilku lat. Zmiany rzeczywiście można zauważyć (szczególnie na różnego rodzaju porównaniach gier na YouTube), a to, że raz uda się zbliżyć do królującego w tej kwestii PES’a, a innym razem doprowadza się do „wylewów” w obronie, to już odmienna sprawa.
Prócz tego mamy przecież zupełnie nowe formy rozegrania piłki, coraz większy nacisk na taktykę podczas meczu, kolejne możliwości zwodów, krótkie prowadzenie futbolówki, więcej opcji wykonywania stałych fragmentów gry i tak dalej. Mógłbym długo wymieniać – prawda jest bowiem taka, że te zmiany są. Giną jednak gdzieś pod nadmiarem błędów, eksploatacją Ultimate Team i naciskiem na znane osoby. Nic w tym jednak dziwnego – to gra dla każdego. Fascynaci dostają strategiczne detale, a casualowi gracze nowe stroje i transfery.
Kierunek
W kwestii FIFY jestem raczej spokojny. Przed częścią okraszoną numerem „22” znów wyczekuję kolejnych informacji i jak głupi będę każdego dnia sprawdzał statystyki najlepszej setki zawodników, aby przekonać, kto o ile się zmienił. To nie szczegółowe zmiany są bowiem tym, co może pogrzebać fenomen kolejnych odsłon. Będzie nim przerost formy nad treścią, którego już teraz jesteśmy świadkami w Ultimate Team.
Najbliższa odsłona będzie ważna, choć bynajmniej nie najważniejsza z punktu widzenia kolejnych kroków. Fani piłki nożnej są głodni dobrej gry po tym, jak świetne Euro mogliśmy oglądać w telewizji. Kanadyjski oddział Electronic Arts będzie sobie musiał poradzić z kilkoma problemami (coraz więcej znikających licencji czy błędy, które na pewno się pojawią na starcie), ale póki dalej będzie można wyczuć płynącą stamtąd pasję do tej dyscypliny, będę ukontentowany.
Reasumując…
Zmiany w serii miały miejsce i uważam, że błędem jest zakładać, iż było inaczej. To, że od lat skupiają się na szczegółach, jest rzeczą normalną. Nie można oczekiwać rokrocznej rewolucji. Jasne, sam widzę ogromne minusy takiego podejścia, które za każdym razem bardzo mnie irytują. Byłoby przecież lepiej, gdyby gra ukazywała się co dwa lata, a po dwunastu miesiącach od premiery dostawalibyśmy po prostu tańszą aktualizację składów.
Kwestia tego, że zmiany są często na minus, to również prawda, ale zagadnienie to stanowi materiał na inny tekst. Najlepszym przykładem jest choćby zalew kart w trybie FIFA Ultimate Team, gdzie obecnie posiadanie zwykłej karty Ronaldo czy Messiego przestało być jakimkolwiek wyznacznikiem siły na rynku transferowym tudzież ogromnego szczęścia. Dziś różnych specjalnych paczek jest na pęczki.
Niemniej, z FIFĄ jest trochę jak z piłką nożną. Przy tym tytule zachodzi ewolucja, a nie rewolucja. Wszystko postępuje bardzo powoli i właśnie to sprawia, że nie widać różnic na pierwszy rzut oka. Sam czerpię o nich informacje z prezentacji twórców albo rozległych wideo na temat szczegółów. Jest ich naprawdę wiele, ale niektóre są tak szczątkowe, że trudno je wychwycić. To tworzy złudzenie braku progresu, które jest bardzo mylące.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS