A A+ A++

„FIFA nie jest oddana wyłącznie demokracji, ale debata na temat przyszłości piłki nożnej jest dla nas ważna” – poinformował dziennikarzy tonem łaskawcy prezydent tej organizacji.

Jeśli głos protestu nie będzie zbyt mocny, zrewolucjonizowanie futbolu miałoby zostać przyjęte na kongresie w Dausze już w marcu przyszłego roku. Infantino, który został prezydentem FIFA dzięki temu, ze długo pełnił rolę sekretarza generalnego UEFA, teraz występuje przeciwko swojej dawnej organizacji. Zarządzający europejską federacją Aleksander Ceferin, europejskie kluby, ligi i stowarzyszenia są przeciw.

ZOBACZ TAKŻE: Z kim w barażach o mundial? Byle nie Czesi…

Wielkie pieniądze, od razu rodzą się konflikty. To oczywiste. Tak dzieje się w europejskiej piłce, czego byliśmy świadkami kilka miesięcy temu, kiedy najbogatsze kluby próbowały rozbić Ligę Mistrzów i stworzyć w swoim wyselekcjonowanym gronie Superligę. Na razie się nie udało, ale w tej metropolii futbolu z rozbieżnymi interesami i wewnętrznymi wojenkami wciąż podskórnie coś się tli. I pewnie tak rozchwiana piłkarska Europa nie spodziewała się, że w tym czasie może nadejść zagrożenie z zewnątrz. Czyli od nadzorującej globalną piłkę nożną FIFA.

Infantino, lider idei, podąża ścieżką, która przyniosła mu sukcesy przed przenosinami z Nyonu (tam UEFA ma swoją siedzibę) do Zurychu (baza FIFA). To on przepychał przecież zmiany w Lidze Mistrzów (tworząc ją jeszcze bardziej elitarną i właściwie zamykając dla krajów takich jak Polska), czy podsunął projekt Ligi Narodów w miejsce meczów towarzyskich.

Zakusy gmerania w regulaminach i chęci wpływania na zmianę futbolu w przypadku FIFA były dotąd znacznie bardziej umiarkowane niż federacji europejskiej. Do tej pory ograniczało się to do rozszerzenia formuły Klubowych Mistrzostw Świata do 24 drużyn czy zwiększenia liczby finalistów mundialu do 48 drużyn od 2026 roku. To jednak Infantino nie wystarczy. Chce on „globalnej równowagi piłki nożnej”. Co kryje się pod tym bełkotliwym nieco sloganem?… Oczywiście chodzi o pieniądze. Ta propozycja dla europejskiej piłki oznacza perspektywę utraty znaczącego kawałka tortu.

Może być to kłopotliwe do przełknięcia, a nawet nieakceptowalne dla wielu zainteresowanych podmiotów z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim na czele, który już zdążył powiedzieć: nie.

Sprzeciwia się UEFA, a także niektóre ze stowarzyszeń CONMEBOL, zrzeszające federacje Ameryki Południowej, choć na tym kontynencie nie ma takiej jedności jak w Europie. UEFA, która integruje 55 związków krajowych, ma w swoich szeregach tak negatywnie nastawionych członków, jak choćby piłkarski związek w Danii. Według prezesa Jespera Mollera, jeśli projekt będzie kontynuowany, Dania wystąpi z FIFA!

Hiszpan Luis Rubiales, który jednocześnie jest wiceprezydentem UEFA grzmi, że pomysł FIFA jest „skrajnie niebezpieczny”, a polski zastępca Ceferina Zbigniew Boniek mówi wprost: „To pomysł ludzi ze szpitala psychiatrycznego”.

Szef hiszpańskiej Javier Tebas tłumaczy, że zarówno idea Superligi jak i inicjatywa Infantino oznaczają podważenie interesów tych, którzy płacą zawodnikom, głównym aktorom tej branży.

Co na to Szwajcar? Uważa on, że konieczne jest lepsze rozdzielenie bogactwa jakie generuje piłka nożna. A stanie się tak ponieważ jego organizacja otrzyma więcej pieniędzy za sprzedaż praw telewizyjnych, dzięki nowej częstotliwości jaką miałyby mistrzostwa świata.

I w ten sposób redystrybuuje za pośrednictwem federacji krajowych, które do tej pory nie za bardzo z tego korzystały. I jest dziś więcej niż prawdopodobne, że spośród 211 piłkarskich związków na całym świecie zrzeszonych w FIFA, większość będzie za.

Aby uwiarygodnić projekt także pod względem sportowym i pokazać, że tu polityka nie jest najważniejsza, Infantino dogadał się ze słynnym emerytowanym trenerem Arsenem Wengerem, który jako pierwszy rzucił publicznie pomysł pod rozwagę, a teraz zabrał się za działalność dyplomatyczną. Francuz podróżuje po świecie w poszukiwaniu wsparcia. Znalazł już je w wielu zakątkach świata, w Meksyku a nawet w Wenezueli, z dala od wielkich ośrodków władzy i pieniędzy w futbolu.

„Zarobimy ogromne pieniądze, ale zwrócimy je światu piłki nożnej” – tak mniej więcej brzmi przekaz Infantino wyrażany słowami byłego trenera Arsenalu Londyn.

Koronnym argumentem przeciwników jest obawa, że i tak naładowany meczami terminarz będzie nie do zniesienia dla zawodników. Cierpiałyby “produkty” znoszący złote jaja jak Liga Mistrzów czy Euro. Następca Seppa Blattera zapewnia jednak, że meczów będzie… mniej.

Na eliminacje rezerwowano by tylko dwa terminy w roku: w marcu i październiku każda drużyna rozegrałaby siedem meczów, a pozostałe daty dla drużyn narodowych zostałyby skasowane. Więcej szczegółów, nad którymi sztab ludzi Infantino pracuje już od miesięcy, poznamy 20 grudnia.

Czy w tym piłkarskim szaleństwie znajdzie się metoda?

Cezary Kowalski, Polsat Sport

Przejdź na Polsatsport.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNie miłość jest Bogiem, lecz Bóg jest miłością
Następny artykułPlatforma Obywatelska wybiera dzisiaj władze krajowe, regionalne i powiatowe