Marta B., według ustaleń prokuratury, zadała 46-letniemu Sławomirowi trzy ciosy włócznią o długości 207 cm i metalowym 34-centymetrowym ostrzu. Dwa razy ugodziła go w klatkę piersiową, a raz w okolice lewego uda. Mężczyzna nie przeżył. Sandomierska prokuratura zakończyła niedawno śledztwo i wysłała już akt oskarżenia do Sądu Okręgowego w Kielcach. Marta B. jest oskarżona o zabójstwo, grozi jej dożywocie. Sama jednak nie przyznaje się do winy.
Włócznia z kolekcji syna
Do tragedii doszło w nocy z 2 na 3 września ubiegłego roku w bloku przy ul. Mickiewicza w Sandomierzu. Marta B. i mieszkający z nią Sławomir byli pijani. Ona miała 2,66 promila, on – 2,5. Kłócili się. On wyszedł, potem wrócił do mieszkania. Z ustaleń prokuratury wynika, że wtedy Maria B. zaatakowała 46-latka włócznią. Skąd ją miała?
– Z wyjaśnień pani wynika, że należała do jej syna, który zajmował się hobbistycznie kolekcjonowaniem militariów, broni białej – opowiada Jolanta Religa, szefowa Prokuratury Rejonowej w Sandomierzu.
ZOBACZ TAKŻE: Dwaj księża i gosposia znów przed sądem. Prokurator zdziwił obrońcę
Wiadomo, że w mieszkaniu podczas awantury nie było innych osób. Sama Marta B. przedstawia inaczej to, jak doszło do tragedii. Twierdzi, że nie chciała zabić.
Marta B. nie przyznaje się
Według oskarżonej kobiety 46-latek wrócił do domu późno, gdy ona już spała. Kłócili się o pieniądze. Ona miała pretensje, że on nie dokłada się do utrzymania. Marta B. twierdzi, że to Sławomir zaatakował ją pierwszy. Poczuła silny cios w głowę, straciła przytomność, a gdy się ocknęła, zobaczyła, że on biegnie w jej kierunku z włócznią. Doszło do szarpaniny. Gdy wyrywała mu włócznię, on nadział się na ostrze.
– Nasze ustalenia nie korespondują z wyjaśnieniami oskarżonej – mówi jednak prokurator Religa.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS