Liczba wyświetleń: 56
Wracając do przemówienia premiera Orbana wygłoszonego przed miesiącem w Rumunii i przytaczanego w Polsce m.in. przez redaktora Pawła Lisickiego warto poddać analizie użyte tam argumenty. Poczynając od argumentu moralnego konieczności dążenia do jak najszybszego zakończenia wojny.
Oczywiście wojna jest zawsze wielkim nieszczęściem i trzeba jej unikać jak ognia ale przecież nie za wszelką cenę. Dlatego państwa utrzymują armie. Taką ceną jest choćby odebranie części terytorium lub faktyczne zniewolenie całego narodu. Premier Orban wzywa więc do wywierania nacisków na rząd Ukrainy w celu zgody na ustępstwa wobec agresora. Należy postawić pytanie, czy sam też chętnie by ustępował, gdyby celem ataku były Węgry? W tym kontekście moralna natura argumentacji staje się co najmniej dwuznaczna. Decyzję o podjęciu rokowań i zawarciu pokoju należy zostawić samym Ukraińcom zapewniając im w miarę możliwości potrzebne wsparcie. Następnie padają tezy o utraconej szansie na pokój przez odrzucenie ultimatum rosyjskiego.
Jednak wśród warunków tego ultimatum przemilcza on żądanie zaprzestania aktywności wojskowej NATO na terenie państw przyjętych po 1997 roku, co oznaczałoby sprowadzenie tych państw do statusu sojuszników drugiej kategorii. Jeśli zgodnie z domniemaniami Orbana doszłoby do tego przy pozostaniu na stanowiskach Donalda Trumpa i Angeli Merkel, to całe szczęście, że tak się nie stało.Warto przypomnieć w jakich okolicznościach rząd rosyjski wysunął swoje żądania. Stało się to po wycofaniu się USA z Afganistanu, co zostało prawdopodobnie uznane za dowód słabości umożliwiający realizację przygotowanego wcześniej scenariusza. Ta ocena była najwyraźniej błędna, gdyż zasoby uwolnione po opuszczeniu Afganistanu można było przeznaczyć na pomoc Ukrainie.
Kolejnym argumentem jest rzekoma odpowiedzialność Stanów Zjednoczonych za doprowadzenie do wybuchu wojny z powodu zbrojenia armii ukraińskiej. W tym punkcie argumentacji ujawniają się ukryte założenia, jakoby w tym czasie sama Rosja się nie zbroiła i stanowiło to istotne zagrożenie dla jej bezpieczeństwa. Założenie pierwsze jest oczywiście fałszywe, zaś przebieg konfliktu po wysłaniu Ukrainie pomocy wojskowej wartej dziesiątki mld dolarów dowodzi również fałszywości drugiego. Wraca tu jak bumerang absurdalne twierdzenie z Polski przedrozbiorowej, że po co Rosja miałaby atakować kraj, który nie mając wojska nie jest dla niej zagrożeniem. Chodziło raczej o kalkulację jak dużym kosztem można będzie pokonać armię ukraińską.
Następnym argumentem premiera Orbana mającym tłumaczyć postępowanie Rosji jest określenie narodu rosyjskiego jako militarnego. Czy to jednak cokolwiek może usprawiedliwić? Pojawia się również teza o równoznaczności pokonania wojsk rosyjskich na zajętych w czasie wojny terenach ze zniszczeniem całej Rosji, co jest również fałszem. Zarzutu dużych zysków producentów uzbrojenia z powodu wojny nie można traktować poważnie. Jedynym zdaniem prawdziwym jest to mówiące o nieprzewidywalnym przebiegu konfliktu, o czym zdążyli się już przekonać dowódcy rosyjscy. Podsumowując, tezy premiera Orbana mają charakter wyłącznie propagandowy, czego jest on zapewne świadom. Być może uznał, że bardziej opłaca się Węgrom funkcjonowanie jako element układu Francja – Niemcy – Rosja – Chiny i z ekonomicznego punktu widzenia jest to prawdopodobne.
W tym momencie można się zgodzić z red. Lisickim, że Orban reprezentuje interes Węgier. Ale co korzystne dla Węgier – nie musi być korzystne dla innych krajów. Dla Polski i jej najbliższych sąsiadów agresja rosyjska stanowi zagrożenie nie tylko i przede wszystkim ekonomiczne. Po prostu ujawnia się tu rozbieżność interesów Węgier i Polski lub błędna ocena sytuacji przez premiera Orbana. Po ostatnich wypowiedziach kanclerza Scholza jest również możliwe, że Wiktor Orban został wypuszczony jako balon próbny przed planowanymi działaniami niemiecko-francuskimi.
W debacie publicznej pojawia się też krytyka zaangażowania Polski po stronie Ukrainy z powodu wielorakich strat finansowych. Sugerowanie, że Polska mogłaby uniknąć kosztów tej wojny jest oczywistą mrzonką. W przypadku klęski Ukrainy natychmiastowym kosztem byłoby ok. 2 mld zł na przedłużenie ogrodzenia na granicy i kolejne miliardy na zbrojenia, co zresztą już się dzieje. Poza tym ponieślibyśmy niepoliczalne koszty polityczne i wszelkie inne znacznego pogorszenia naszej sytuacji między Niemcami i Rosją. Zadziwiające jest również pojawianie się wśród publicystów uważających się za prawicowych postulatu oddzielenia moralności od polityki. Po takim rozdziale kryterium działań pozostaje tylko skuteczność. A ostatecznych konsekwencji takich zasad Polacy doświadczyli podczas ostatniej wojny światowej ze skutecznymi metodami uśmiercania milionów ludzi włącznie. W ramach postępowania moralnego mieści się również nie narażanie przez rząd własnego kraju ponad to, co konieczne.
Autorstwo: Jacek Pietrachowicz
Źródło: WolneMedia.net
Poznaj plan rządu!
OD ADMINISTRATORA PORTALU
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS