Wiadomo, że z nielegalnego uboju, ale za to dostępna od ręki, bez kolejki i co najważniejsze – świeżutka, prosto od chłopa. Do południa baba jest w stanie opchnąć całego cielaka razem z kośćmi na rosół. Przetwórniom mięsnym pozostały jedynie kopyta, masarniom zaś – nagie haki.
Początek lat dziewięćdziesiątych. Ta sama baba, te same okoliczności kleparskich straganów i ten sam głos tuż obok słynnej budy pani Wronowej z najlepszym białym serem w mieście: „Spirytus, spirytus, spirytus, Royal, Royal, spirytus, tanio, tanio, Royal…”. Procenty w butelkach przemycanych z zagranicy schodzą jak leci. Państwowy monopol spirytusowy nie ma nic do gadania.
Towar szczególnej potrzeby
Koniec roku 2020 i początek obecnego. Baba już na emeryturze, ale działalność przejmuje córka. Ten sam Stary Kleparz, ten sam niski, nosowy tembr głosu: „Fajzer, fajzer, fajzer, prosto z Belgii, fajzer, fajzer, świeży, głęboko mrożony, strzykawka plus tamponik gratis”. I da capo: „Fajzer, fajzer”… Towar ma coraz większe wzięcie, a córka baby zadowolona, że nie wiem.
Że co? Że to tylko fantazja niemająca nic wspólnego z niegdysiejszą cielęciną ani z przemycanym spirytusem Royal? Owszem, brzmi mało wiarygodnie, ale… nie do końca. Ponieważ podobnie jak kiedyś jest to towar szczególnej potrzeby. Podlega reglamentacji, przydziałom kartkowym, regulaminom dostępu, zapisom na termin, zaświadczeniom, wreszcie nadzorowi co do każdej jednej fiolki. Przede wszystkim zaś jest produktem pierwszej, najpierwszej potrzeby, niczym woda na pustyni. Potrzeby wyjątkowej – wszak od tych kilku kropel zależy zdrowie, a może nawet życie każdego z nas. Zatem sztywny gorset reglamentacji i nadzoru musi być nie do obejścia, co w naszej praktyce oznacza, że… obejść go łatwo, przy pomocy jednej baby na Kleparzu będącej żywym dowodem stwierdzenia, że nie ma takiej rury na świecie, której nie można odetkać.
Życie i zdrowie każdego z nas jest bezcenne: czyli w myśl solidaryzmu społecznego i wedle wszelkich zasad moralnych oraz etycznych nie powinno być tak, że dawka bezcennego fajzera jednemu należy się bardziej i wcześniej, drugiemu zaś mniej bardzo i później, w tej bowiem sytuacji nie ma przecież równych i równiejszych! I to jest utopia największa z największych. A wszelkie utopie są, jak wiadomo, źródłem zła, nigdy zaś dobra.
O ciążę nie mam pretensji
Zaczyna się niewinnie i banalnie: od kolejki. Stwarza ona złudne poczucie ładu, porządku, a dodatkowo wydaje się spełniać uniwersalne zasady demokracji: stoimy wspólnie, razem i po kolei dotrzemy do celu, czyli drzwi sklepu z fajzerem. Pierwszy pomruk niezadowolenia rozlega się w kolejce tuż po komunikacie kierownika sklepu. Informuje on, że towaru jest ciągle mało i dla niektórych może go nie starczyć w najbliższym czasie. W związku z tym poza kolejnością będą obsługiwani jak następuje: kobiety w ciąży lub z dzieckiem na ręku, inwalidzi wojenni, niepełnosprawni, wojskowi i przedstawiciele innych służb mundurowych, emeryci powyżej stu lat życia, artyści z dużym dorobkiem oraz klienci z odpowiednim zaświadczeniem wojewody, uprawniającym do nabycia fajzera w trybie nadzwyczajnym, czyli bez żadnego trybu.
Z tyłu słychać donośny głos: „Ja mam usuniętą ślepą kiszkę. Czy zaliczam się do inwalidów? Czy wpis do książeczki zdrowia wystarczy?”. Kolejkowy tłum pacyfikuje gościa w sekundę. Inny pyta grzecznie i uprzejmie: „A dlaczego tylko kobiety z dzieckiem na ręku? A mężczyźni? O ciążę nie mam pretensji”. On również zostanie splantowany przez coraz bardziej wnerwionych kolejkowiczów. Powoli sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli, zwłaszcza że tuż obok formuje się szybko druga kolejka, która głosem faceta z kartką informuje wszystkich, że ich kolejka jest ważna, a ta obok jest nieważna.
A pan tu nie stał!
Paru tych z pierwszej szybciutko przenosi się do drugiej, bo wygląda na to, że reprezentuje ona większą siłę fizyczną i organizacyjną. Robi się coraz głośniej. Słychać donośne: „A pan tu nie stał!”. „Jak nie, jak tak!!!” – drze się oburzony facet z laską w ręku. Wrzaski przyciągają ciekawskich z okolicy. „Za czym ludzie stoją? Co tu dają?” – pyta jeden z drugim. „Jak to co? Fajzera rzucili i wszyscy chcą” – odpowiada ktoś, kto stoi tu od samego rana. „No to ja se też stanę, co mi zależy”…
Kierownik sklepu stoi u drzwi niewzruszony, ale z widocznym błyskiem zadowolenia w oczach. On tu rządzi. Ma tego świadomość. Ale do czasu. W pewnym momencie, nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak, wśród tłumu pojawia się nasza baba, która cicho informuje: „Fajzer, fajzer, fajzer. Świeży, tanio, mrożony, fajzer, fajzer… O! Złociutka, ja panią znam! Jestem melomanką pani talentu, widziałam panią w kinie. Złociutka! Dla pani cała buteleczka, gratis. Druga też za darmo. Bier pani i na zdrowie. Życzę smaku i powonienia, złociutka… Fajzer, fajzer, świeżutki, mrożony!…”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS