A A+ A++

Byłem przekonany, że symbolem sprzeniewierzenia się swojej roli przedstawiciela państwa polskiego po katastrofie smoleńskiej, pozostanie do końca świata słynne przybicie żółwika przez Donalda Tuska z Władymirem Putinem wieczorem 10 kwietnia 2010 przed namiotem, przygotowanym dla dostojników strony rosyjskiej i polskiej.

Uwiecznione na genialnej fotografii zbliżenie do siebie twarzy przywódców dwóch państw, zbrodniczego mocarstwa i najwyraźniej uległego sąsiada oraz ich porozumienie wzrokowe, szczególnie wyrażone spojrzeniem Putina, robią niesamowite wrażenie. Jednocześnie uruchamiają wyobraźnię w różnorakich kierunkach.

Jednakże po filmie Ewy Stankiewicz „Stan zagrożenia”, hańbiące miejsce na najwyższym stopniu podium, bezapelacyjnie zdobywa zdjęcie Ewy Kopacz w prosektorium, w pobliżu stołu, na którym leży czarny plastikowy worek używany na śmieci, wnętrze którego bez żadnej wątpliwości kryje jedną z ofiar katastrofy sprzed kilkudziesięciu godzin. Ówczesna minister zdrowia, która pojechała do Moskwy jako przedstawicielka Polski, która miał mieć pieczę nad prawidłowym przebiegiem sekcji zwłok, w celach identyfikacji części najczęściej zdeformowanych ciał ofiar, w jakimś momencie decyduje się na zrobienie sobie zdjęcia w znajdującym się w podziemiu szpitala prosektorium w towarzystwie dwóch Rosjan. Jednym z nich jest prawdopodobnie jakiś wytatuowany „od stóp do głów” patomorfolog lub jego asystent, w niebieskim, lekarskim stroju, do którego delikatnie przytulona stoi Ewa Kopacz ubrana w długi, zielony, medyczny fartuch. Z jej lewej strony widzimy mężczyznę w cywilnym ubraniu, który być może jest lekarzem. Cała trójka pozuje do „pamiątkowej” fotografii. Wszyscy patrzą wprost w obiektyw. Promienny uśmiech przesyła cywil, „mężczyzna z tatuażem” ma wyraz, jakby zdawał sobie sprawę z doniosłości zdjęcia. Ewa Kopacz świadoma swojej roli przesyła lekki, stonowany uśmiech, niczym gwiazda prosektorium.

Co tu komentować? Najkrócej mówiąc, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich Ewa Kopacz zrobiła sobie tę fotografię, trudno znaleźć osobę, dla której jej zachowanie nie wywarłoby wstrząsającego wrażenia. Niestety, niekorzystnego dla niej.

Przykro to powiedzieć. Znalazło się natychmiast – głównie „po linii partyjnej” – wielu obrońców Ewy Kopacz. Jestem jednak prawie przekonany, że tylko niewielu z nich zapytanych, czy zrobiliby to samo będąc na jej miejscu, nawet, gdyby Rosjanie zapraszali ich do takiej „pamiątki”, odpowiedziałoby, że ulegli by namowie.

Niektórzy politycy, uciekają od sedna sprawy. Sugerują, że to służby rosyjskie grają zdjęciami Ewy Kopacz, aby stały się one paliwem do wywołania kolejnych napięć politycznych w Polsce.

Skąd po 11 latach te zdjęcia w tej chwili pokazały się? Kto je wysłał? Skąd je pani Stankiewicz ma? Może to Rosjanie wysłali je pani Stankiewicz.

W istocie ten obrońca Ewy Kopacz obraża Ewę Stankiewicz, czyniąc ze świetnej, doświadczonej dokumentalistki bezmyślne narzędzie w rękach Rosjan. Mógłbym zapytać posła Aleksandra Miszalskiego z Platformy Obywatelskiej: – Jak panu nie wstyd?

Jedyne, co pana usprawiedliwia, że pan innych traktuje swoją miarą.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPoznań: Nowy bilet miejskiej komunikacji dla dużych rodzin
Następny artykułNaukowcy pieką meteoryty. W ten sposób chcą poznać obce światy