A A+ A++

Za polskimi drużynami kolejna runda walki w europejskich pucharach. Co po niej wiemy? Legia Warszawa przegrała z Dinamem Zagrzeb 0-1 i odpadła z eliminacji Ligi Mistrzów, ale nie przyniosła wstydu i wciąż ma szansę na awans do grupy Ligi Europy. Raków Częstochowa ograł po dogrywce Rubin Kazań 1-0 i zapisał piękną kartę w swojej historii. Natomiast Śląsk Wrocław niespodziewanie został znokautowany przez Hapoel Beer Szewa.

Wtorkowy występ Legii w rewanżu trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów był słodko-gorzki. Z jednej strony zawodnicy Czesława Michniewicza zaprezentowali się godnie, przez długie fragmenty gry rywalizując ze znacznie wyżej notowanym Dinamo Zagrzeb jak równy z równym. Z drugiej bezpłodna ofensywa Legii nie potrafiła doprowadzić do wyrównania i przedłużenia życia mistrzów Polski w Champions League, co skończyło się minimalną, ale bolesną porażką 0-1 i degradacją do ostatniej rundy eliminacji Ligi Europy. 

Legia bez wstydu, ale i bez awansu

Przed rokiem na tym pucharowym etapie legioniści zremisowali 0-0 i przegrali 0-1 z Rangersami i – tak jak z Dinamem – przegrali dwumecz. Teraz znów Legii zostało dobre, ale i bezużyteczne wrażenie… Chcąc jednak wyróżnić coś pozytywnego z tego dwumeczu, należy wskazać na pełne zaangażowania poczynania Polaków. W ich oczach nie było strachu przed rywalami; w nogach były za to siły do biegania, w sercach ambicja, a w głowach – chęci. I chociaż skończyło się tak jak zawsze, to biorąc pod uwagę kompromitujące porażki z Sheriffem Tyraspol, Dudelange i Spartakiem Trnawa, Legię trzeba docenić. Szczególnie, że triumfami z FK Bodø/Glimt i Florą Tallin zebrali dla polskiej piłki sporo punktów w rankingu UEFA.

Historyczny gol. I interwencja!

O ile legioniści grę w fazie grupowej Ligi Konferencji zapewnili sobie, eliminując z Ligi Mistrzów wspominaną Florę, o tyle piłkarze Rakowa musieli o niego walczyć w jaskini lwa. Bo chociaż Rubin Kazań nie pokazał w Częstochowie zbyt wielu ostrych zębów, to jednak był żelaznym faworytem, który losy awansu zamierzał przesądzić na własnym stadionie. Dodatkowo do czwartkowego meczu Polacy podchodzili z trzema pucharowymi remisami i… zerowym dorobkiem bramkowym. W przypadku sukcesu nie miałoby to jednak znaczenia. A ten był przecież realny, bo Rosjanie więcej argumentów mieli już w pierwszym spotkaniu, a mimo to i tak nie byli w stanie zaszkodzić świetnemu Vladanowi Kovačeviciowi.

Na Kazań Arenie Raków zagrał zresztą znacznie lepiej niż przed tygodniem. Przede wszystkim – odważnie. Z defensorami Rubina walczył Ivi López, co jakiś czas na skrzydłach szczęścia próbowali Mateusz Wdowiak i Patryk Kun. Po drugiej stronie boiska szalał natomiast przerastający umiejętnościami wszystkich przebywających na murawie piłkarzy Chwicza Kwaracchelia. 20-latek przez 117 minut nie znalazł jednak sposobu na Kovačevicia.

Nieźle zagrali także częstochowscy obrońcy, którzy – poza drobnymi pomyłkami – nie popełnili poważnych błędów i nie dali rozpędzić się drużynie Leonida Słuckiego. Po przerwie Rubin naciskał, ale wciąż nie potrafił pokonać bośniackiego golkipera (chociaż w 83. minucie o kilka centymetrów od zdobycia gola był Oliver Abildgaard). Swoje szanse mieli jednak także goście, którzy wyglądali dużo lepiej pod względem motorycznym. Najlepszą okazję w regulaminowym czasie gry miał López, który w 53. minucie, stojąc na szóstym metrze, fatalnie przestrzelił. 

Ale to nie Hiszpan, a Vladislavs Gutkovskis zdobył w 111. minucie historycznego gola, który dał Rakowowi awans do … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł15 dużych drzew ma stanąć wokół Starego Rynku
Następny artykułRaków poznał rywala w walce o fazę grupową Ligi Konferencji. Łatwo nie będzie