A A+ A++

Zaabsorbowani dyskusją między Waszyngtonem a Berlinem na temat stanu relacji atlantyckich, polityki wobec Chin, propozycji redukcji kontyngentu wojsk amerykańskich w Niemczech z równoczesnym przeniesienie jego części do Polski, czy wreszcie dziś ujawnionymi przez amerykańskie wydanie Politico przeciekami o spodziewanej nieodległej, a zapewne mającej mieć miejsce jeszcze przed I turą wyborów prezydenckich wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie, nie dostrzegamy tego, co się dzieje w Azji. A wydarzenia tam następujące przyspieszają i jak się wydaje, ostatnie kroki Waszyngtonu z nimi właśnie mogą mieć wiele wspólnego.

Dowództwo indyjskiej armii poinformowało, w wtorek, że w starciach między jej a chińskimi oddziałami, na spornych obszarach w Himalajach w Dolinie Galwan, zginęło 20 żołnierzy indyjskich. Ofiary są zresztą po obydwu stronach, tak przynajmniej informuje Reuters, choć straty po stronie chińskiej nie są znane. Incydent, a raczej bójka przy użyciu kamieni, pałek nabijanych gwoździami i metalowych prętów odbył się bez jednego wystrzału, po tym jak w trakcie spotkania żołnierzy obydwu stron poświęconego rozgraniczaniu miał zostać zaatakowany i ciężko raniony oficer indyjski. Media indyjskie kolportują informacje, że chińska armia straciła w starciu 35 żołnierzy, ale brak oficjalnego potwierdzenia tych rewelacji. „Po obu stronach są ofiary śmiertelne – powiedział mediom Anurag Srivastava, rzecznik prasowy indyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych – można byłoby ich uniknąć gdyby Chiny przestrzegały porozumienia zawartego na wysokim szczeblu”.

Po tym krwawym starciu, rzecznik chińskiego MSZ-u powiedział wychodzącemu w Hong Kongu dziennikowi South China Morning Post, że „obydwie strony, zarówno chińska jak i indyjska, zgodziły się że różnice zdań należy rozwiązywać w formie dialogu”. Dodał też, że „jako kraje rozwijające się zarówno Indie jak i Chiny mają więcej wspólnych interesów niż kwestii spornych.” Tym nie mniej te uspokajające deklaracje nie korespondują z innymi napływającymi informacjami, które wskazywałyby na narastającą rywalizację między obydwoma krajami. Bhim Bhurtel, wywodzący się z Nepalu analityk ds. międzynarodowych, były dyrektor Nepal South Asia Center, pisze na łamach Asia Times, że jednym z przejawów, krytykowanego przez niego antychińskiego zwrotu w polityce zagranicznej Indii było m.in. wysłanie przez premiera Modi dwóch deputowanych do indyjskiego parlamentu na zaprzysiężenie Tsai Ing-wen niedawno wybranej prezydent Tajwanu, wywodzącej się z partii opowiadającej się za niepodległością wyspy i wspierającej prodemokratyczne ruchy w Hong Kongu. Zdaniem Bhurtela, analityka wywodzącego się z tradycyjnie pro-chińskiego kraju, Modi znalazł się pod wpływem Subrahmanyam Jaishankara, ministra spraw zagranicznych, zwolennika zbliżenia Indii ze światem Zachodu i zerwania z polityką pozostawania kraju poza blokami wojskowymi. Innym argumentem na rzecz tezy o stopniowym geostrategicznym zwrocie Delhi jest zawarte niedawno indyjsko-australijskie porozumienie o wzajemnym udostępnieniu baz morskich. Wcześniej podobne porozumienie Indie zawarły ze Stanami Zjednoczonymi. Media w Rosji informują też, że w pobliżu rosyjskich granic przed dwoma dniami, co akurat zbiega się z zaostrzeniem sytuacji na indyjsko – chińskiej granicy w Himalajach, dostrzeżony został chiński myśliwiec V pokolenia J-20. Miał on nie odpowiadać na rosyjskie wezwania, a do jego przechwycenia ostatecznie nie doszło ponieważ zmienił on trajektorię lotu. Zdaniem rosyjskich ekspertów incydent ten zaliczyć należy do kategorii sygnałów strategicznych. W ten sposób, ich zdaniem, Pekin chciał zamanifestować swe niezadowolenie z zapowiedzianej sprzedaży przez Rosję nowoczesnej platformy bojowej Armata T-14 Indiom. Dzień przed incydentem chiński portal Sohu opublikował artykuł, którego autor argumentował, że zakup przez Delhi 500 sztuk tego czołgu, który może też być konfigurowany w inny sposób, znacząco zmieni na niekorzyść Chin relacje sił między obydwoma państwami.

Decyzja Duterte

Ale to nie jedyne z istotnych wydarzeń mających miejsce w ostatnich dniach zmieniających geostrategiczną mapę Azji. Na początku czerwca prezydent Filipin Rodrigo Duterte pod wpływem jak się uważa prowokacyjnych ruchów Chin na Morzu Południowochińskim oraz pod wpływem krytyki wewnętrznej wycofał się z ogłoszonej w lutym decyzji o zerwaniu Visiting Forces Agreement (VFA), umowy ze Stanami Zjednoczonymi która jest formalnoprawną podstawą amerykańskiej obecności wojskowej na Filipinach. Duterte, który już od dłuższego czasu deklarował chęć dokonania geostrategicznego zwrotu polegającego na uniezależnieniu się od Stanów Zjednoczonych i bliższej współpracy z Chinami oraz z Rosją, w nowej po pandemii Covid-19 rzeczywistości i zaostrzającej się rywalizacji mocarstw, nie zdecydował się na taki ruch. Zmiana strategii Filipin miała być, zdaniem obserwatorów, nie tylko rezultatem szeregu incydentów na spornych akwenach Morza Południowochińskiego, w tym manifestacyjnego przepłynięcia przez Cieśninę Tajwańską chińskiej eskadry na czele z lotniskowcem co miało miejsce akurat wtedy, kiedy obydwa amerykańskie okręty tej klasy operujące na Pacyfiku stały z powodu infekcji w portach, ale również oceną ostatniej decyzji Pekinu, który powołał do życia dwa nowe regiony administracyjne, tak aby ich granice obejmowały sporne akweny. Odebrane to zostało jako zapowiedź nieugiętego domagania się rozstrzygnięcia sporów przez Pekin na jego warunkach.

Zaostrzenie się relacji między Koreą Północną a Południową

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Korea Płn. nie chce dialogu i prze do wojny z Koreą Płd. Zapowiada wysłanie wojska do strefy zdemilitaryzowanej

Zaostrzenie się relacji między Koreą Płn. a Południową w ostatnich dniach, po tym jak Pyongyang poinformował o zerwaniu rozmów z Południem a jego żołnierze zniszczyli węzeł łączności w strefie rozgraniczenia, może też być odpierane jak próba prochińskiego reżimu rządzącego w Korei Północnej wywarcia presji na Seul, tym bardziej w sytuacji trwającego ostrego sporu między Koreą Płd. A Stanami Zjednoczonymi w kwestii opłat za przebywanie wojsk amerykańskich na półwyspie. Podobnie jak w przypadku Niemiec, Donald Trump i w tym wypadku uważa, że za swe bezpieczeństwo Koreańczycy z Południa płacą zbyt mało. Następnym krokiem, jak informuje The Korea Times, na jaki być może zdecyduje się Pyongyang, celem eskalacji napięcia, może być wypowiedzenia traktatu wojskowego między obydwoma państwami, co może doprowadzić w efekcie do incydentów z udziałem sił zbrojnych obydwu krajów.

Innymi słowy możemy obecnie obserwować szybko zaostrzającą się sytuację w wielu regionach Azji. Cechą wspólną obserwowanych ruchów jest to, że wszystkie one wiążą się z Chinami, a raczej nasilająca się rywalizacją Pekinu i Waszyngtonu. Ostatnie zmiany w zakresie polityki Stanów Zjednoczonych w Europie mogą być pochodną ewolucji sytuacji w Azji. Dopiero obserwacja całego układu sił w świecie pozwoli nam zrozumieć sens zmian polityki Amerykańskiej w Europie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRząd przyjął projekt zabezpieczający kredyty kupieckie dla firm
Następny artykułSN uchylił wyrok skazujący wobec Czeczenów oskarżonych o wspieranie terroryzmu