A A+ A++

Głównym wyzwaniem dla naszej gospodarki jest odbudowa aktywności inwestycyjnej przedsiębiorstw. Mamy najniższą w historii współczesnej gospodarki rynkowej w Polsce stopę inwestycji. Kilka lat bardzo dobrej koniunktury i promowanie konsumpcji nie przełamało nieufności przedsiębiorstw do polityki rządu. Mimo że premier Morawiecki cztery lata temu napisał – i lubił o tym przypominać – że głównym celem jego polityki jest zwiększenie stopy inwestycji do 25 proc. PKB, to jeszcze przed pandemią spadła ona do 17-18 proc. PKB, a w roku 2020 do zaledwie 16,6 proc. Towarzyszy temu wzrost inflacji, co nie powinno dziwić, skoro rząd od kilku lat wyraźnie promował konsumpcję zamiast inwestycje i oszczędności, do czego przyłączył się, częściowo pod presją pandemii, Narodowy Bank Polski. Mimo serii podwyżek stopy procentowe są znacznie niższe od inflacji, co jeszcze bardziej zniechęca do oszczędzania.

Przygotowana przez rząd tarcza antyinflacyjna nie jest sposobem na walkę ze wzrostem cen. To jedynie niesłychanie kosztowne dla budżetu ograniczenie wskaźnika inflacji w krótkim czasie, a nie zwalczenie jej przyczyn. NBP i rząd oczekują, że inflacja kosztowa radykalnie spadnie w ciągu 4-5 miesięcy wraz ze spadkiem cen gazu i ropy naftowej na światowych rynkach, a wtedy wycofa tarcze. Jeśli jednak nie nastąpi ten szczęśliwy zbieg okoliczności, efekt może być odwrotny do oczekiwanego – inflacja wystrzeli. Tym bardziej że NBP i rząd nie umieją się dotąd przeciwstawić skutecznie inflacji popytowej, związanej z rozbudzonym popytem konsumpcyjnym, przy istniejących ograniczeniach podażowych.

W poprzednim raporcie zwracaliśmy uwagę na ryzyko średniookresowego scenariusza stagflacji – spadku dynamiki PKB poniżej potencjału, czyli 2-2,5 proc., przy jednoczesnym utrzymywaniu się wysokiej inflacji. Wprowadzenie Polskiego Ładu w takim kształcie i w tym czasie znacząco zwiększyło to ryzyko.

RYNEK PRACY

Polski Ład zamiast ustabilizować sytuację na rynku pracy wprowadził na nim dodatkowy chaos, zarówno dla pracodawców, jak i pracowników. Będzie miał też zupełnie nieoczekiwany efekt w postaci zwiększenia skali rozpiętości dochodowych, bo tylko część pracowników będzie mogła renegocjować płace w obawie przed stratami na skutek nowych regulacji podatkowych. Głównym celem rządzących było zwiększenie spójności społecznej, ale efekt będzie odwrotny.

Pracownicy potrzebują kilku miesięcy, być może nawet roku, żeby się zorientować, jak nowe przepisy wpłyną na ich płace netto. Przepisy są tak absurdalne, że niektórzy mogą dojść do wniosku, że nie opłaci im się dodatkowa praca, bo może oznaczać konieczność zapłacenia wyższego podatku. Ręce załamują już dyrektorzy szkół, bo nauczyciele nie chcą akceptować nadgodzin, a nowych pracowników nie ma – już we wrześniu brakowało obsady w setkach szkół w Polsce. Niewykluczone, że ten mechanizm będzie działał nie tylko w sektorze publicznym, ale i prywatnym.

Polski Ład zakłada ograniczenie szarej strefy i pełną odpowiedzialność za ewentualne zatrudnienie „na czarno” przerzuca na firmy. Pracownicy mieli dzięki temu zyskać możliwość oddziaływania na pracodawców. Tyle że w Polsce szara strefa przejawia się głównie na dwa sposoby. Pierwszy to, gdy ten sam pracodawca płaci część wynagrodzenia jawnie, a część w kopercie. Tutaj nowe przepisy niczego nie zmienią. Drugi to dorabianie do podstawowego zatrudnienia bez wiedzy ZUS i urzędu skarbowego. Tu zaś sami sobie jesteśmy najczęściej „pracodawcą”, więc tym bardziej trudno zakładać jakikolwiek wpływ nowych przepisów.

Pewne jest, że nowe przepisy poważnie ograniczą korzyści rozliczania się według liniowej stawki PIT, co zmniejsza atrakcyjność podatkową wymuszonego samozatrudnienia. Pomysłodawcy tłumaczyli, że dotyczy to osób, które firmy „wypchnęły” z powodów podatkowych na prowadzenie jednoosobowej działalności gospodarczej i które mają tylko jednego klienta, więc powinny zostać zatrudnione na etat. Sęk w tym, że według danych BAEL zaledwie 1 na 10 osób samozatrudnionych poza rolnictwem ma tylko jednego klienta. Dla pozostałych działalność gospodarcza pozostanie jedyną opcją, więc dla nich jedynym efektem Polskiego Ładu będzie wzrost opodatkowania.

Na razie trudno określić, jak zmienią się zasady gry na rynku pracy. Efekty będą bardzo trudne również do statystycznej oceny, bo w środku pandemii zmieniono metodologię badań BAEL i od I kwartału 2021 r. wskaźniki rynku pracy są praktycznie nieporównywalne z wcześniejszymi.

BUDŻET. POLITYKA RZĄDU

Podobną fuszerkę jak z Polskim Ładem rząd z pełną premedytacją zaserwował nam również z budżetem państwa na 2022 r. Przygotowano go w oparciu o założenia makroekonomiczne z kwietnia 2021 r., które we wrześniu były już mocno nieaktualne – mamy inne stopy procentowe, inflację, kurs walutowy oraz inną strukturę wzrostu gospodarczego. Budżet nie uwzględnia kosztów wprowadzanych w tym roku przez rząd dwóch tarcz antyinflacyjnych, które w oficjalnej wersji sięgać mają 25 mld zł (1 proc. PKB), a w nieoficjalnej – nawet 60 mld zł. Deficyt budżetu będzie dużo większy niż zapisane w ustawie 29 mld zł, bo wyłączono z niego w tym roku wydatki majątkowe i przeniesiono je do Banku Gospodarstwa Krajowego, a ten nie chce ujawnić ich skali. Nie wiemy więc, jakie będą wydatki majątkowe państwa, one będą zależeć od tego, co premier ma w głowie, bo to on decyduje, jak wydawać pieniądze z długu emitowanego przez BGK. Powyższe mankamenty dyskwalifikują ten budżet już w połowie stycznia i będą go dyskwalifikować coraz bardziej z upływem kolejnych miesięcy.

Polityka fiskalna rządu będzie bardziej ekspansywna od zeszłorocznej i dużo bardziej, niż wynikałoby to z ustawy budżetowej. A to będzie zwiększać presję inflacyjną.

POLITYKA PIENIĘŻNA NBP

Sprawujący władzę zredefiniowali na swój użytek mandat Narodowego Banku Polskiego, który zgodnie z konstytucją ma przede wszystkim dbać o stabilność cen. Publicznie bezustannie powtarzają, że NBP powstrzymywał się z podnoszeniem stóp procentowych, bo walczył o utrzymanie miejsc pracy. A jego podstawowy cel – walka z inflacją – jest praktycznie całkowicie marginalizowany. Wielu ekonomistów wydaje się już zniechęconych i przyzwyczajają się do nierozważnych wypowiedzi niektórych członków Rady Polityki Pieniężnej. A zaufanie rynków do Rady jest jednym z podstawowych elementów walki ze wzrostem cen. Podobnie jak zakotwiczenie oczekiwań inflacyjnych jest jednym z podstawowych elementów współczesnej polityki monetarnej, z czego u nas potrafi podkpiwać nawet doradca prezesa NBP.

Poluzowanie polityki fiskalnej przez rząd powinno skłonić RPP do bardziej restrykcyjnej polityki. Rada powinna dokonać głębokiej, merytorycznej oceny bilansu ryzyk dla stabilności złotego i w średnim okresie 2023-2024 w odpowiednim tempie doprowadzić, by stopy procentowe były wyższe niż inflacja. Obecna chaotyczna polityka makroekonomiczna rządu bardzo utrudnia wprowadzenie racjonalnego i przewidywalnego elementu w prognozowaniu funkcjonowania gospodarki. Nie mamy gwarancji, że w czasie, kiedy będziemy mieli bardzo niską dynamikę wzrostu i wciąż wysoką inflację, urzędujący prezes NBP zareaguje, zamiast tłumaczyć bezczynność koniecznością walki z bezrobociem.

Zdumienie wywołuje to, że rządzący uzasadniają konieczność prowadzenia łagodnej polityki pieniężnej głęboką troską o rynek pracy. Nasz rynek odbiega od modeli książkowych – zatrudnienie słabo reaguje na zmiany stóp procentowych, za to w znacznie większym stopniu uzależnione jest od zmian demograficznych. Jego problemów – takich jak długotrwałe poszukiwanie pracy, bariery w łączeniu pracy z życiem rodzinnym, wykluczanie wielu grup potencjalnych pracowników – nie da się rozwiązać za pomocą nieodpowiedzialnej polityki pieniężnej i dużych transferów społecznych. One są listkiem figowym zasłaniającym brak realnych działań stabilizujących ceny.

Pozytywnym zjawiskiem jest stabilny kurs złotego. Mimo niestabilności finansowej na świecie i dużej skali problemów gospodarczych w kraju nie ma gwałtownej ucieczki kapitału zagranicznego z Polski. Istnieje jednak ryzyko, że odpływ kapitału doprowadzi do przewartościowania złotego, a wtedy włączyłby się potężny kolejny mechanizm wzrostu inflacji. Z takim zjawiskiem w tej chwili zmaga się Turcja.

UNIA, KLIMAT I PRAWORZĄDNOŚĆ

W Europie trwa dyskusja, jak zmienić reguły fiskalne i procedurę nadmiernego deficytu, które z powodu reakcji na pandemię zawieszono do 2023 r. Bardzo prawdopodobny jest scenariusz, że do nowo ustalonych limitów zadłużenia nie będą zaliczane wydatki na inwestycje w zieloną transformację energetyczną. To świetny moment na przyspieszenie transformacji energetycznej w kraju, tym bardziej że mamy dramatyczny wzrost cen surowców na rynkach światowych. Już teraz koszty wyprodukowania energii z OZE są niższe niż energii konwencjonalnej (po uwzględnieniu kosztu praw do emisji CO2), ale ciągle pozostaje problem z jej magazynowaniem. Zielona transformacja jest korzystna nie tylko ze względu na ochronę klimatu, staje się też coraz bardziej opłacalna ekonomicznie. Jest też najlepszym sposobem na zwiększanie suwerenności energetycznej.

Niestety, polityka energetyczna rządu zmierza w odwrotnym kierunku. Pieniądze zdobyte ze sprzedaży praw do emisji CO2 nie zostały przeznaczone na reformowanie energetyki. Znikają też zachęty do montowania paneli fotowoltaicznych i osłabiane są motywacje, które pomogłyby przynajmniej częściowo zrealizować unijny plan FitFor55 (zakłada on ograniczenie emisji CO2 o 55 proc. do 2030 r.). Rząd sygnalizuje chęć storpedowania tego planu. To oznaczałoby zmniejszenie wykorzystania przeznaczonych na ten cel unijnych funduszy. Pozostanie przy obecnie dominującej energii z węgla skazuje nas na wyższe koszty energii w przyszłości. Think tank Instrat szacuje, że bez reformy energetyki ceny energii w Polsce mogą wzrosnąć do 2030 r. o kilkadziesiąt procent tylko z powodu niepodjęcia działań. W połączeniu z ciągle silnym zewnętrznym wzrostem cen surowców energetycznych w najbliższych latach pozbawiłoby to nasze firmy przewagi kosztowej na międzynarodowych rynkach. A i tak musielibyśmy transformować energetykę, by gonić Zachód. Tylko wtedy do nakładów na inwestycje będziemy musieli doliczyć jeszcze koszty zaniechań.

Próba torpedowania planu FitFor55 otwiera potencjalnie kolejny konflikt z Brukselą. Rozważa ona wprowadzenie ceł na import towarów, których wytworzenie obciąża środowisko, więc wątpliwe, by dopuszczała fałszywą konkurencję ze strony krajów Wspólnoty, które pozostaną przy węglu.

Nasza gospodarka znalazła się w punkcie zwrotnym. Pociąg europejski odjeżdża, a my zamiast do niego wsiąść, ustawiamy się na kursie kolizyjnym. Nie słabnie konflikt o praworządność z Brukselą i coraz bardziej realne staje się ograniczenie wypłat 750 mld zł unijnych funduszy. Co więcej, rząd zapowiada, że będzie namawiał Unię, by zaakceptowała obniżkę VAT na żywność i paliwa, wykraczającą poza zasady harmonizacji podatkowej wspólnego rynku, ale jednocześnie mówi, iż ją wprowadzi, niezależnie od zgody państw Wspólnoty. Spełnienie tych wszystkich zapowiedzi przedstawicieli rządu oznaczałoby praktyczne postawienie Polski poza obszarem wspólnych regulacji jednolitego rynku unijnego. I choć oficjalnie zapewniają, że nie jest to ich intencją, to sytuacja zaczyna się wymykać spod kontroli i z pewnością spowoduje dalsze restrykcje i ograniczenia dostępu do środków ze strony UE.

Coraz większe jest ryzyko, że polityka prowadzona przez rząd pcha Polskę w stronę wyjścia z Unii. Obserwujemy eskalację dezinformacji w mediach publicznych na temat Unii, podtrzymywanie z premedytacją konfliktów z Brukselą, jak choćby tego w sprawie kopalni Turów – kary nałożone przez instytucje unijne już dawno przekroczyły wartość odszkodowania, którego domagali się Czesi. Obawiamy się, że mamy do czynienia z takim samym mechanizmem, jaki stosowano przez wiele lat w Wielkiej Brytanii, powtarzając fałszywe informacje na temat Unii i przygotowując w ten sposób grunt pod referendum brexitowe.

Tymczasem Wspólnota coraz bardziej zacieśnia współpracę. Następuje poważna instytucjonalna przebudowa Unii, w ciągu dwóch lat ma powstać Europejska Agencja Zarządzania Długiem, która przejmie części długu wygenerowanego w czasie kryzysu pandemicznego i kryzysu finansowego od państw strefy euro. Uwspólnotowienie długu to poważny krok do dalszej federalizacji państw Unii. Pozostawanie obok będzie oznaczać dla Polski coraz większe koszty zaciągania i obsługi długu oraz niższą stabilność gospodarczą.

POSTULATY

# Podstawową zasadą działania rządów w niepewnych czasach powinno być ograniczanie niepewności – należałoby wycofać Polski Ład jako fatalnie przygotowaną, nieudaną i bardzo destabilizującą system podatkowy reformę.

# Wzorem innych państw w Europie konieczne jest wprowadzenie reguł sanitarnych związanych z pandemią. W grudniu 2021 r. zmarło na COVID-19 0,65 proc. populacji osób 70 plus. Śmiertelność wśród osób zarażonych w tej grupie wiekowej wyniosła ponad 13 proc. wszystkich zarażonych, a nadal ponad 1 mln z nich nie było zaszczepionych ani jedną dawką. Pomóżmy osobom niezaszczepionym dotrzeć do miejsca szczepień, to naprawdę WIELKA I WAŻNA SPRAWA.

# Niezbędne jest pilne wycofanie się z konfrontacyjnej polityki wobec Unii. Jest ona nie tylko kompromitująca, ale grozi radykalnym ograniczeniem dostępu do funduszy europejskich, niezbędnych do sprawnego wyjścia z pocovidowego osłabienia i do modernizacji polskiej gospodarki. Jak najszybsze dojście do porozumienia z Brukselą wymaga konieczności konsultowania podejmowanych kroków doraźnych, takich jak obniżki VAT na żywność i paliwa.

# Należy ograniczyć ingerencję polityki fiskalnej w procesy inflacyjne w Polsce. Za stabilność cen powinien odpowiadać NBP. Kluczowe jest przywrócenie przez RPP klarownej polityki komunikacji z rynkiem, wiarygodności i większej przewidywalności NBP.

# Rząd powinien przywrócić jasne zasady raportowania sytuacji budżetu i przygotować średniookresowy plan stabilizacji finansów państwa zmierzający do poprawy klimatu do inwestycji. Wielu ekonomistów, podobnie jak po kryzysie finansowym w 2008 r., uznaje, że skala interwencji banków centralnych i rządów była tak duża, iż podręcznikowe zasady ekonomii przestały działać i nie należy obawiać się skutków wzrostu zadłużenia i zwiększenia emisji pieniądza. Wracamy stopniowo do świata, w którym podręcznikowa ekonomia na nowo działa. Skończyło się lato konika polnego.

[Rada Ekonomiczna „Newsweeka”]

Prof. Joanna Tyrowicz

Joanna Tyrowicz


Joanna Tyrowicz

Fot.: Getty Images

Uniwersytet Warszawski, fundacja GRAPE

Dr Janusz Jankowiak

Janusz Jankowiak


Janusz Jankowiak

Fot.: Materiał prasowy

Główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu

Prof. Ludwik Kotecki

Ludwik Kotecki


Ludwik Kotecki

Fot.: East News

Dyrektor Instytutu Odpowiedzialnych Finansów, doradca ds. ekonomicznych marszałka Senatu, b. wiceminister finansów

Prof. Witold Orłowski

Witold Orłowski Fot.


Witold Orłowski Fot.

Fot.: Napo Images

Akademia Vistula, były doradca prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego

Czytaj także: Scalenie w jednej firmie państwowych hoteli nie jest złym pomysłem. Chyba że to początek ekspansji państwa na rynku poturbowanym przez covid?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułProblem nie tkwi w Putinie
Następny artykułIle zapłaci Polska za rozwód z Kaczyńskim