A A+ A++

Ubrana w zielony kostium Gewessler przybyła tamtego dnia na posiedzenie Rady zdeterminowana, aby uratować dwa lata negocjacji. Była już po konsultacjach z prawnikami. I wiedziała dwie rzeczy. Po pierwsze, że za to, co zamierza zrobić, zapłaci zapewne wyrzuceniem z rządu, pozwami i hejtem. A po drugie, że kanclerz Nehammer nie będzie w stanie unieważnić wyniku głosowania. Gewessler zagłosowała „za”.

NRL przeszło. Polityczka powiedziała: – Za 20 lub 30 lat, kiedy będę rozmawiała z moimi dwiema siostrzenicami i pokazywała im piękno naszego kraju i tego kontynentu, a one zapytają mnie: „co zrobiłaś, kiedy wszystko było zagrożone?”, chcę móc im odpowiedzieć: „starałam się robić, co tylko mogłam”.

Jednym z państw, które zagłosowało „przeciw”, była Polska. Donald Tusk lakonicznie to uzasadniał, że NRL „zawiera pewien typ nakazów i zobowiązań bez zapewnienia finansowania”.

Nieoficjalnie wiadomo, że szefowa resortu środowiska Paulina Hennig-Kloska była za. Bo też trudno znaleźć merytoryczne argumenty za tym, aby jakikolwiek minister środowiska głosował przeciw.

NRL zobowiązuje państwa członkowskie do odbudowy swoich ekosystemów, ale jego celem jest nie tylko ratowanie środowiska naturalnego. Ma też poprzez nawodnienie zapobiegać suszom, które nas nękają i które są ogromnym zagrożeniem dla rolnictwa – mówi Paweł Szypulski, dyrektor programowy Greenpeace Polska, zwracając uwagę, że rolnicy protestowali tak naprawdę przeciwko czemuś, co jest w ich interesie. – Można się zastanawiać, po co nasz sprzeciw właściwie został zgłoszony. Tym bardziej że wcześniej Europejska Partia Ludowa (EPP), do której należą KO i PSL, wybiła tym przepisom w PE prawie wszystkie zęby. Tam tak naprawdę nie było się już czemu sprzeciwiać. To prawo zostało na skutek lobbingu różnych grup przemysłowych wręcz wykastrowane. Ale rządzącym i tak zabrakło odwagi.

NRL zlało się z wymogiem ugorowania, przeciw któremu protestowali rolnicy, choć były to zupełnie inne przepisy. Nawet ze słów Tuska można było wywnioskować, że mowa o jednym i tym samym. W zawierusze protestów rolniczych nie było miejsca na tłumaczenie niuansów.


U progu drugiej kadencji Ursula von der Leyen mogła zapowiedzieć kontynuację polityki klimatycznej. To efekt brukselskiej arytmetyki, która jednak nie zmieniła nastrojów w poszczególnych państwach.


Fot.: Alexis HAULOT / Materiały prasowe

Historia NRL pokazuje znaczącą zmianę, jaka zaszła w Unii. O ile przez ostatnie pięć lat przepisy Zielonego Ładu – w ramach którego plan inwestycyjny opiewa aż na bilion euro w ciągu dekady – przyjmowano bez większych sporów, tak dziś kolejne inicjatywy trzeba przepychać kolanem.

Zielone prawo, lecz prawo

Protesty rolników skłoniły nawet KE do zrobienia kilku kroków wstecz. Wycofano się z ograniczenia zużycia pestycydów, rolnictwo zniknęło z nowego planu redukcji emisji gazów cieplarnianych w UE, a wymóg ugorowania odłożono w czasie. Na Ursulę von der Leyen w tej sprawie naciskała nawet jej własna partia, czyli EPP. Wynikało to z tego, że centryści przewidywali, że PE po czerwcowych wyborach będzie o wiele mniej liberalny i że silne przesunięcie w prawą stronę uniemożliwi kontynuację jakiejkolwiek polityki klimatycznej. Von der Leyen zaczęła nawet polityczny flirt z prawicową premierką Włoch Giorgią Meloni, nazywającą Zielony Ład „szalonym”, która w razie problemów mogłaby jej zapewnić większość w PE i drugą kadencję w fotelu szefowej KE.

Wszystko to stworzyło wrażenie, że Komisja wciska hamulec. Izabela Zygmunt, specjalistka ds. Zielonego Ładu w KE, przekonuje jednak, że o żadnym hamowaniu nie ma mowy.

czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSzymon Nicpoń odchodzi z Odry Wodzisław
Następny artykułDramatyczny pożar w Wielkopolsce – rodzina straciła cały dobytek