A A+ A++

Kamil Wyszkowski*: To nie jest pierwsza i na pewno nie ostatnia salwa, bo w Europie w związku ze zmianami klimatycznymi wody będzie coraz mniej albo ze względu na gwałtowne opady będzie jej w pewnych miejscach nadmiar. W wypadku Turowa można mówić wręcz o pierwszym sporze granicznym o wodę. Będzie ich więcej, bo przemysł wymagający dostępu do wody będzie inwestował tam, gdzie znajdzie jej pod dostatkiem. Polska nie jest w gronie tych krajów. Nasz kraj objęty jest kryzysem wodnym i to od dekad, a wraz ze wzrostem temperatur sytuacja z roku na rok będzie się pogarszać.

W sprawie Turowa interweniował Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Czesi chcą, by Polski rząd pokrył koszty budowy lub wzmocnienia istniejących źródeł wody koło miast Frydlant i Hradek nad Nysą. A Greenpeace zaskarżył do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego decyzję o przedłużeniu koncesji dla kopalni Turów do 2044 roku. Ekolodzy chcą, by wygasła już w 2030 roku.

– Przypomnę, że Sąd Najwyższy wydał wyrok 28 maja w sprawie pośrednio związanej z wydobyciem węgla brunatnego, która dotyczyła prawa do oddychania czystym powietrzem jako dobra osobistego, którym jest zdrowie. Do tego postępowania przystąpił Rzecznik Praw Obywatelskich, który od lat pracuje wspólnie z nami nad wypracowaniem koncepcji, w ramach której prawo do czystego środowiska jest częścią gwarantowanych praw człowieka. Niestety wyrok Sądu Najwyższego był zachowawczy i nie poszedł w stronę, której oczekiwała strona społeczna czy aktywiści klimatyczni i antysmogowi. Sąd uznał, że prawo do życia w czystym środowisku nie jest dobrem osobistym, by w tym samym orzeczeniu zwrócić uwagę że dobrem osobistym jest zdrowie, do naruszenia którego może prowadzić zanieczyszczone powietrze. W efekcie wyrok ten utrudni wymaganie pod ryzykiem odszkodowawczym od decydentów we władzach lokalnych czy centralnych działań, które to zagwarantują. A brak tych działań nie narusza osobistego prawa do zdrowia czy długiego życia więc ludzie mają utrudnioną ścieżkę zgłaszania roszczeń o odszkodowanie.

Czytaj też: NBP prowadzi bardzo niebezpieczną grę. Belka: inflacja w pewnym momencie wymyka się spod kontroli

Z 700 tys. ludzi przedwcześnie umierających co roku w Europie z powodu smogu 45 do 48 tys. umiera w Polsce.

– Wykładnia Sądu Najwyższego nie pozwala na zaskarżanie gmin, ministerstw czy rządu za bezczynność i to jest zły wyrok. Debata na ten temat trwa globalnie. Przypomnę tylko że według danych ONZ na świecie z powodu niskiej jakości powietrza umiera rocznie 7 milionów ludzi i aż 85% populacji żyje w miejscach, gdzie powietrze nie spełnia norm WHO.

Powoli stajemy się też pustynią w Europie. Łódzkie non stop jest w kryzysie wodnym. Z jezior Pojezierza Gnieźnieńskiego zniknęło 30 proc. wody. Jej zasoby mamy porównywalne z Egiptem.

– Ale Egipt niedawno odkrył wielkie zasoby wody słodkiej pod Saharą. U nas nie mamy szans na tego rodzaju niespodzianki. Na każdego Polaka przypada tylko 1,6 tysięcy metra sześciennego wody, a za bezpieczny poziom uznaje się 4 tys. (średnia europejska to 4,7 tys.). Jesteśmy w tragicznej sytuacji, potrzebny jest nam Narodowy Program Wodny – ponadpartyjna i ponadpokoleniowa solidarność. Wiemy, co trzeba zrobić i mamy odpowiednie narzędzia i środki, które pozwalają na odwrócenie problemów w Polsce. Woda, która spada na nasze terytorium szybko spływa rzekami do Bałtyku i tracimy ją bezpowrotnie. Nie potrafimy jej też magazynować. Gdyby w Polsce w mądry sposób przywracać tereny bagienne i podmokłe można by odwrócić ten trend, ale to wiązałoby się z trudnymi rozmowami z rolnikami, którzy wcześniej te tereny osuszyli i prowadzą tam działalność rolniczą. Kłopot w tym, że i oni są ofiarami suszy, a Polska każdego roku wypłaca miliony złotych tytułem odszkodowań za tzw. suszę rolniczą.

Woda jest surowcem strategicznym – w Kaszmirze walczą o nią Indie i Pakistan, dwa mocarstwa atomowe.

– To jest punkt zapalny, o który najbardziej w ONZ się martwimy. Indie, według danych ONZ, są najbardziej zagrożone kryzysem wodnym, brakuje jej na 83 proc. terytorium. Będąc w stanie wyższej konieczności może zdecydować się na przekierowanie wody z Kaszmiru na swoje terytorium i odcięcie od wody Pakistanu. Wtedy ryzyko pierwszej wojny o wodę pomiędzy dwoma państwami z potencjałem nuklearnym będzie bardzo wysokie.

Drugim takim punktem zapalnym jest Bliski Wschód. Izrael prowadzi jednak bardzo pragmatyczną dyplomację wodną i obniża napięcia w regionie, bo wypracował metody pozyskiwania wody słodkiej ze słonej. Zawarł porozumienia z Jordanią. Jego elementem jest wielki projekt przepompowania wody z Morza Czerwonego do wysychającego Morza Martwego poprzez centrum odsalania wody w jordańskim porcie Akaba.

W wielu miejscach na świecie ucieka się przed wodą słoną. Indonezja postanowiła przenieść stolicę z Dżakarty na wyspę Borneo.

– Dżakarta jest portem, którego się nie da obronić i w 2019 roku parlament Indonezji upoważnił prezydenta, by przenieść stolicę na wyżej położone terytoria, by tam odtworzyć kluczowy dla gospodarki węzeł komunikacyjny. Warto dodać, że Dżakarta to druga po Tokio aglomeracja na świecie z ponad 31 milionową populacją. Przypominam, że szczyt klimatyczny w Katowicach w 2018 roku rozpoczęło spotkanie państw wyspiarskich, które znikają pod wodą. Najszybciej to się zdarzy Kiribati, bardzo biednej społeczności 115 tysięcy ludzi zamieszkujących 32 atole i 1 wyspę koralową na środku Pacyfiku, rozsiane na powierzchni ponad 3,5 miliona km2 wokół równika. Podnoszący się poziom oceanu zanieczyszcza wodą słoną źródła wody słodkiej. Jak już zasoby słodkiej wody zostaną utracone, to zniknie tam rolnictwo, a dowożenie żywności na taką odległość kompletnie się nie opłaca. Cała populacja wkrótce będzie musiała się przenieść gdzieś indziej. W Katowicach dyskutowaliśmy o definicji prawnej uchodźcy klimatycznego oraz o utworzeniu funduszu powierniczego zarządzanego przez ONZ, w oparciu o który możliwa by była transakcja zakupu kawałka terytorium, na którym mieszkańcy Kiribati będą mogli założyć swoją drugą ojczyznę. Takich wyspiarskich państw, które są w równie dramatycznej sytuacji jest 16.

Przed nami migracje klimatyczne.

Gdy po tak zwanej wiośnie ludów w Północnej Afryce i wojnie w Syrii 2 miliony uchodźców nielegalnie przedostało się do Europy mieliśmy największy kryzys migracyjny od czasów II wojny światowej. Wkrótce setki milionów zdesperowanych ludzi może ruszyć w poszukiwaniu wody.

– Dzisiaj mamy już 70 milionów uchodźców, to dane UNHCR u, a do 2030 roku ta liczba się zwiększy o 50 milionów i to już będą uchodźcy klimatyczni. Kolejnych 200 milionów może pojawić się do 2050 roku, a w 2100 roku to będą już nawet 2 miliardy – nigdy w historii nie było tak masowej wędrówki ludów. To nie będzie proces, którym można w jakikolwiek sposób zarządzać. Tego się najbardziej w ONZ boimy, bo nasza organizacja powstała po to, żeby uchronić świat przed traumą wojny światowej, a jeśli dojdzie do wędrówki ludów na taką skalę, to będziemy mieć konflikt globalny o wodę i o tereny, które będą gwarantowały stabilną temperaturę, która jest niezbędna dla nas stałocieplnych ssaków. Obecnie to właśnie perspektywa globalnych migracji klimatycznych jest największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa międzynarodowego.

Na końcu skali naszych strachów jest to, że ludzkość wyginie jak mamuty, albo szczurzynek koralowy, bo to pierwszy ssak, który zniknął na skutek zmian klimatycznych. Taka wizja jednych śmieszy, a innych paraliżuje i wypierają problem. Czy może pan ten strach podzielić i powiedzieć, co jest stawką walki o tą neutralność klimatyczną w perspektywie życia najbliższego pokolenia?

– Jesteśmy zbyt inteligentni, żeby wyginąć w całości, gdzieś część ludzkości zabezpieczy sobie enklawy do życia. Do 2100 roku będzie nas 11-13 miliardów więc miejsca nam nie zabraknie, bo obecnie 50 proc. ludności mieszka w miastach (w Europie 75 proc.), które zajmują zaledwie 3 proc. powierzchni lądów. Naszą liczebność może ograniczyć zmniejszona powierzchnia pól uprawnych i pastwisk w oparciu, o które będziemy w stanie wytworzyć niezbędną dla życia ilość protein i kalorii. To ryzyko klęski głodu nie jest równomiernie rozłożone. Świetna praca profesora Philipa Alstona, okrzyknięta raportem o apartheidzie klimatycznym pokazuje, że zaledwie 30 proc. negatywnych skutków zmiany klimatu uderzy w globalną Północ, która ma pieniądze, żeby sobie z tym poradzić. Aż 70 proc. negatywnych zmian dotknie biedne kraje Południa i tam może być najwięcej dramatów i wojen.

Biedne Południe będzie płacić za problemy, które generuje bogata Północ.

– Gdybyśmy mieli obrazowo pokazać te dysproporcje, to prezydent Joe Biden niósłby w plecaku 15 ton CO2 (roczna emisja przypadająca na jednego Amerykanina), plecak prezydenta Dudy ważyłby 8,9 tony, kanclerz Merkel – 9, 3 tony, a premiera Indii Modiego tylko 1,4 tony. Rzecz jasna, każdy mieszkaniec Indii chciałby mieć klimatyzator, telewizor i parę innych fajnych rzeczy, ale gdyby oni zaczęli żyć na naszym poziomie, to byśmy się na świecie ugotowali.To jest dramat prowadzonych przez ONZ negocjacji klimatycznych – bogata Północ nie chce rezygnować z wysokiej jakości życia, ale oczekuje od biednego Południa, by powstrzymało swoje aspiracje. Brakuje międzynarodowej solidarności i długofalowej perspektywy. Niewielu przywódców zdaje sobie sprawę, że finalnie wszyscy stracą na dramacie globalnej destabilizacji wywołanej przez kryzys klimatyczny.

Czy to nie jest frustrujące dla naukowców, którzy znając katastrofalne prognozy, co jakiś czas słyszą od polityków: może rzeczywiście za 100 lat nas czeka kryzys, ale ja mam czteroletnią kadencję?

– Krótkowzroczność polityków to największy problem. Patrząc w perspektywie czterech, pięciu lat szukają szybkich zwycięstw. Pokazujemy z uporem maniaka każdego roku coraz bardziej zatrważające dane, które przygotowują najwybitniejszej klasy klimatolodzy, geolodzy, astrofizycy czy matematycy. Kłopot polega na tym, że nauka jest trudna i najczęściej przegrywa z głupotą, bo półprawdy i mity są łatwiejsze do przyswojenia.

Aż 78 proc. Polaków dostrzega postępujące zmiany klimatu i uznaje je za negatywne zjawisko.


Aż 78 proc. Polaków dostrzega postępujące zmiany klimatu i uznaje je za negatywne zjawisko.

Fot.: East News

Pozostaje też kwestia wiary. Papież Franciszek dawno uwierzył w zmiany klimatyczne, a u nas wciąż pokutuje fałszywie rozumiana biblijna teza „czyńcie sobie Ziemię poddaną” i trzeba bronić Puszczy Białowieskiej przed wycinką.

– Akurat w sprawie wycinki w puszczy na prośbę koleżanek i kolegów z UNESCO miałem okazję próbować wypracować kompromis z już nieżyjącym ministrem Szyszko. To były bardzo trudne rozmowy, co w dużej mierze wynikało z braku świadomości problemów. Mierzymy się z tym brakiem wiedzy czy świadomości wśród przywódców, bo wciąż jeszcze nie ma globalnej edukacji klimatycznej. A przypomnę, że pomysł jej stworzenia zgłosił na szczycie klimatycznym ONZ w Limie minister Korolec, wszystkie państwa świata zaakceptowały ten pomysł przez aklamację. Trzeba to teraz zrobić.

Mamy konsensus naukowy, bo nie ma ani jednej uczelni wyższej, która by twierdziła, że zmian klimatu nie ma, bądź że nie są wywołane przez człowieka. Jest dosłownie kilka konserwatywnych think-tanków finansowanych najczęściej przez przemysł paliwowy, które twierdzą inaczej, a i one zaczęły łagodzić ton. Problemem jest to, że zwyczajnie nie uczy się o zmianach klimatu na lekcjach geografii, matematyki, historii czy wiedzy o społeczeństwie albo biologii. W Polsce 15 lipca uruchamiamy okrągły stół dla edukacji klimatycznej z udziałem ministra edukacji i nauki Przemysław Czarnka i ministra klimatu i środowiska Michała Kurtyki. Będziemy dyskutować jak w ramach obowiązującej podstawy programowej lepiej i mądrzej te treści komunikować tak, żeby też nauczycieli nauczyć, jak mają uczyć. Zapraszamy do dyskusji absolutnie wszystkie środowiska, także polityczne.

Zobacz więcej: Daniel Obajtek. Taśmy wójta, „lewe” dochody, nieruchomości, dotacje i zatrudnianie agentów CBA [PODSUMOWANIE]

Ale znakiem czasu jest nonszalanckie podejście do wiedzy. Gdy papież pisał tak zwaną zieloną encyklikę (opublikowana w 2015 roku), że zmierzamy ku katastrofie i należy stawiać na odnawialne źródła energii to Andrzej Duda, wówczas poseł opozycji, tweetował: „jak sobie pomyślę, że musimy płacić za globalne ocieplenie i popatrzę za okno to mnie szlag trafia”.

– To była niezręczna wypowiedź i uważam, że dziś pan prezydent inaczej postrzega ten globalny problem. Encyklika Laudato SI, zmieniła paradygmat, tam jest taki piękny konstrukt, że Ziemia jest nam powierzona, ale nie poddana więc musimy o nią dbać i troszczyć się o inne gatunki. Jako naczelne ssaki mamy wysoki poziom inteligencji i zdolności do innowacji, więc możemy wypracować na przykład zeroemisyjną produkcję energii. Mam też jako gatunek wady, chociażby chciwość, która przeszkadza w wypracowaniu takiego rodzaju podejścia. Musimy zredefiniować ekonomię, w myśl nagrodzonej w 2019 roku przez Komitet Noblowski koncepcji ekonomii rozwoju.Trzech wybitnych reprezentantów tego nurtu w ekonomii, Abhijit Banerjee, Esther Duflo i Michael Kremer nagrodzono za eksperymentalne podejście do walki z ubóstwem i zmniejszanie nierówności. Wyliczenie ile zasobów nieodnawialnych kosztuje wytworzenie konkretnej rzeczy bądź usługi, powinno być nowym standardem w ekonomii. To przez ten pryzmat należałoby analizować koszty środowiskowe i wycenę spółek, czy ich działalność jest bezpieczna dla przyszłych pokoleń.

Do takich zmian niezbędna jest wysoka świadomość ekologiczna. W Polsce – jak wynika z waszych badań – ta świadomość jest na 2+. Chociaż sami oceniamy się na 3+.

– Badanie, które robimy z Kantarem i agencją Lata 20-ste na dużej próbie statystycznej pokazało w 2019 roku, że aż 72 proc. Polaków dostrzega postępujące zmianę klimatu i uznaje je za negatywne zjawisko. Polacy niespecjalnie wiedzą skąd ono się bierze, ale uważają, że ktoś się powinien tym zająć. Najlepiej, gdyby to byli decydenci we władzach centralnych i lokalnych. W tym roku ta świadomość polskiego społeczeństwa wzrosła do 78 proc i to pomimo pandemii Covid-19. To powinien być sygnał dla polityków, że jest stale rosnący elektorat, którym trzeba się zajmować. A niska ocena wiedzy na temat zmiany klimatu znowu dowodzi potrzeby edukacji klimatycznej. Lepiej wyedukowane Polki i Polacy będą mądrzej dokonywać indywidualnych wyborów konsumenckich, a politykom będzie łatwiej wprowadzać niekiedy trudne i kosztowne zmiany, jeżeli będą mieli poczucie, że społeczeństwo je popiera.

Tę świadomość mają rozbudzać stale odbywające się szczyty klimatyczne, a to w Paryżu, Madrycie, Katowicach a to w Warszawie. Który najbardziej oddalił nas od internetowej wizji ostatniego szczytu klimatycznego – w Arce Noego osadzonej na Mont Evereście?

– Znam ten rysunek, tam jest dopisek: „2040 rok, i wreszcie osiągnęliśmy globalne porozumienie”, a debatujących na Mt. Everest otaczają wzburzone fale. Takie prześmiewcze komentarze dotyczą też procesu klimatycznego ONZ, ale przecież nie ma innej organizacji międzynarodowej, która by się podjęła zorganizowania takiego dialogu globalnego. Robimy to od 1979 roku, gdy na konferencji w Genewie przedstawiliśmy zatrważające wyniki badań dotyczących zmiany klimatu. W tym samym roku w Tokio pokazaliśmy przywódcom najbardziej uprzemysłowionych państw świata, że tą drogą nie można iść. To są dekady rozmów i oczywiście można się irytować, że coś się nie udaje, że jest jakaś bariera, wynikająca z braku wiedzy albo krótkoterminowych politycznie definiowanych interesów. Tylko nam się nie wolno na to obrażać, kropla drąży skałę, trzeba cierpliwości i uporu.

Ale, kiedy na Zachodzie banki już wycofywały się z sfinansowania elektrowni węglowych to u nas postanowiono zbudować taką w Ostrołęce i straciliśmy na tym ponad miliard złotych.

– Przykład Ostrołęki pokazuje jaki wpływ na polską politykę lokalną ma globalna polityka klimatyczna ONZ. Banki rozwoju i banki komercyjne we wrześniu 2019 roku w Nowym Jorku przy okazji zwołanego przez Sekretarza Generalnego ONZ UN Climate Action Summit zawarły porozumienie o stopniowym wycofaniu finansowania z inwestycji wysokoemisyjnych i wsparciu technologii zielonych i inwestycji nisko i zeroemisyjnych. Dlatego nie dało się sfinansować Ostrołęki. Banki nie chciały zabezpieczyć tej inwestycji. Stała się zbyt ryzykowna.

W tle tych zmian mamy też bardzo ważny proces związany z utworzeniem systemu ETS – handlu emisjami CO2. W Europie on powstał w 2005 roku, potem do europejskiego mechanizmu dołączyły w 2017 roku Chiny. W uproszczeniu kupowanie prawa do emisji jest dodatkowym kosztem, który powoduje, że energia wysokoemisyjna staje się coraz droższa, a przybywa powodów do tego, by przejść na energetykę opartą o słońce, wiatr, wodę, wodór czy ewentualnie atom.

Czy w Polsce powstanie energetyka jądrowa?

– Nie mnie się wypowiadać, zobaczymy. Atom ma niewielki udział w globalnej energetyce, on nie uratuje świata. Trzeba inwestować przede wszystkim w energetykę słoneczną, wiatrową, bo ona ma największy potencjał wzrostu i nie wymaga aż tak kosztownych inwestycji.

Na dachach polskich domów już widać rewolucję energetyczną. Tylko w zeszłym roku ludzie wydali na ogniwa fotowoltaiczne 8 miliardów złotych. Ma je już blisko pół miliona rodzin.

– W tym peletonie energetycznego wyścigu mamy dwóch liderów – fotowoltaikę i elektrownie wiatrowe. Na razie idą łeb w łeb, wytwarzając po mniej więcej 3,7 gigawata energii, zobaczymy która technologia wygra. To jest super wiadomość dla Polski, bo dzięki temu będziemy mieć bardziej stabilny sektor energetyczny i wreszcie wyjmiemy sobie coś z plecaka, w którym każdy nosi te 8,9 tony CO2. I Ziemia trochę odetchnie.

Ale rząd już zapowiada zmiany w prawie, które ograniczą korzyści z montowania paneli słonecznych dla prosumentów.

– Liczymy na to, że rząd się z tej propozycji wycofa.

Jak zmiany klimatyczne zmienią geopolitykę.

– Porównuję obecną generację do pasażerów Titanika. Na górnym pokładzie świetnie bawią się pasażerowie w pierwszej klasie – to elita 47 państw wysoko rozwiniętych. Pod pokładem, w klasie 2 i 3 jest 150 państw – imprezy tam nie ma, ale generalnie wszyscy płyną bezpiecznie. Naukowcy już wiedzą, że Titanik huknie w górę lodową i tylko niewielka część pierwszej klasy będzie w stanie wejść do szalup. Mówimy więc o erze głupców, mamy mądrość, ale nie chcemy jej słuchać i w globalnym zaślepieniu zmierzamy do katastrofy. Potrzebujemy pilnie nowego pokolenia przywódców, którzy będą na tyle dobrze wyedukowani i rozumiejący istotę problemu, że uznają, że celem rządzenia jest zabezpieczenie życia ich wnuków i prawnuków.

Z wizją Titanika, na którym płyniemy, zostawiamy czytelników, żeby przemyśleli swoje wybory jakich dokonują w sklepach i przy urnach.

– Jak będziemy mieć globalnie wyedukowane społeczeństwo, to ono wybierze za 15-20 lat przywódców, którzy będą wiedzieć, na czym polega fenomen zmiany klimatu i jakim jest zagrożeniem dla ludzkości. O tym zresztą już teraz piszą w swoich raportach agencje bezpieczeństwa od amerykańskiego CIA, przez brytyjską MI6, aż po polską ABW.

Potrzebna jest też zmiana paradygmatu w ekonomii. Nie da się zabezpieczyć nieskończonego rozwoju w oparciu o zasoby, które nie są odnawialne i są skończone. W którymś momencie trzeba dokonać samoograniczenia i ustalić, że to jest poziom bogactwa, którego jako społeczeństwo nie powinniśmy przekraczać, żeby dać szansę wyrównania poziomów rozwoju innym krajom. Taka wizja zrównoważonego rozwoju została przyjęta przez zgromadzenie ogólne ONZ w 2015 roku, wszystkie państwa świata się pod tym podpisały. Teraz jeszcze tylko muszą to wdrożyć. I tu się zaczynają schody.

Kamil Wyszkowski – krajowy Przedstawiciel i dyrektor wykonawczy United Nations Global Compact Network Poland reprezentujący polski oddział największej inicjatywy ONZ skupiającej zrównoważony biznes. W Polsce koordynuje współpracę United Nations Global Compact z sektorem prywatnym, miastami, administracją publiczną, sektorem nauki oraz organizacjami pozarządowymi.

Czytaj też: Relacja z szefem jest ważniejsza, niż przypuszczamy. Nieraz mamy z nim częstszy kontakt niż z własnymi dziećmi

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł“Klasa średnia, która dawniej rozkładała się w pierwszym rzędzie, jest spychana przez klasę wyższą coraz bliżej toalet”
Następny artykułRuch zapisany w ciele